Cześć Misiaki :). Mam nadzieję, że nie obrazicie się, jeśli pozostaniemy jeszcze w temacie podarunków. Tak się składa, że krótko po tej całej świątecznej gorączce i witaniu nowego roku przypadają moje urodziny. Z jednej strony nie przepadam za tym dniem, uświadamiam sobie bowiem, ile już lat mam na karku. Z drugiej jednak to świetna okazja, aby spotkać się w gronie przyjaciół i spędzić miło wieczór. W tym roku swoje 26. urodziny świętowałam oczywiście z Adasiem oraz dwiema kumpelami, z którymi znamy się jeszcze z czasów podstawówki.
Poza wyselekcjonowanym menu, na stole obowiązkowo musi pojawić się tort. Od jakiegoś czasu piekę go i dla siebie, i pół roku później dla Adasia. Co ciekawe, ciasto przygotowywane z okazji jego święta wychodzi mi o wiele lepiej. U siebie zawsze za mało skropię biszkopt... Tak czy siak, w tym roku postawiłam na akcent humorystyczny. Początkowo miałam zupełnie inną wizję, jednak mama zaprezentowała mi w domu pewne łakocie, które po prostu musiałam zabrać ze sobą do Gdańska i wykorzystać do nowego pomysłu. Panie i Panowie, przedstawiam GRZYBKI NA LEŚNYM MCHU. Nazwisko w końcu zobowiązuje!
Bazą był oczywiście biszkopt, jednak w niestandardowym kolorze - do masy dodałam zielony barwnik w żelu. Po upieczeniu oddzieliłam dwa płaskie poziomy od siebie, a z zaokrąglonej góry wygrzebałam łyżeczką miękkie ciasto i wrzuciłam je do rozdrabniacza dosłownie na kulka ruchów ostrza. Celem było uzyskanie drobnych, różnej wielkości 'kulek', mających w efekcie końcowym przypominać mech. Za łącznik posłużył mi prosty krem z mascarpone i rozpuszczonej, białej czekolady (2,5 opakowania serka i 2,5 tabliczki). Część góry i boki okrasiłam meszkiem, w który powbijałam głównych bohaterów wieczoru - grzybki :D. Tort przed pokrojeniem zaliczył obowiązkową sesję zdjęciową.
Przed obiektywem, choć nieco później, znalazły się też prezenty. Co tu dużo pisać, lepszych podarunków nie mogłam sobie wymarzyć! Każdy jeden wzbudził mą ogromną radość i idealnie wpasował się w gust. Co więcej - niektóre rzeczy już dawno upatrzyłam w sklepie, także śmiało mogę stwierdzić, że SPEŁNIŁY SIĘ MOJE MAŁE MARZENIA :). Przejdźmy więc do szczegółów!
1. KAPCIE - PLUSZAKI - przyznam szczerze, że zawsze o takich marzyłam i nawet planowałam kupno, jednak zamierzenia te gdzieś ginęły w natłoku bieżących spraw. W tym roku Adaś postanowił odciążyć mnie od tych trwających już kilka lat planów i sprezentował mi cieplutkie, pieskowe kapciuchy. Jestem zauroczona i prawie w ogóle się z nimi nie rozstaję <3!
2. DUŻE NACZYNIE ŻAROODPORNE I PAPILOTKI - DUKA to obowiązkowy punkt programu podczas moich wizyt w gdyńskiej galerii Riviera. Uwielbiam wszystkie cudowności, jakie można znaleźć na półkach tego sklepu. Na początku grudnia przyuważyłam wspaniałe, kolorowe naczynia żaroodporne różnej wielkości. Niestety (albo i stety) na głowie miałam inne wydatki i nie mogłam pozwolić sobie na nieplanowany zakup. Jakaż była moja radość, gdy rozpakowałam prezent od Marty <3! Pełnię szczęścia uświetniły stylowe papilotki do muffinek. Kochana, dziękuję!!!
3. KOSMETYKI LE PETIT MARSEILLAIS - markę poznałam na bazie własnych doświadczeń z całkiem przyjemnymi żelami pod prysznic. Innych produktów nie używałam, ale byłam ich niezwykle ciekawa. Bardzo chciałabym podziękować Ci, Aga, gdyż stworzyłaś mi ku temu idealne warunki <3. No i jakby nie patrzeć podłożyłaś też tematy na bloga, bo na pewno podzielę się swoimi spostrzeżeniami na łamach mego internetowego zakątka :).
4. ZESTAW HERBATEK - Magda wie, jak mnie zaskoczyć :D. Zestaw jednych z moich ulubionych smaków Teekanne przywędrował pocztą w połowie tygodnia. Oczywiście musiałam iść po upominek na pocztę, bo po co listonosz miał fatygować się z moimi przesyłkami. Kocham wyciągać ze skrzynki awizo, kiedy jestem cały dzień w domu... Tak czy siak, paczuszka sprawiła mi tyle radości, że zapomniałam o leniwym pracowniku poczty i z przyjemnością zasiadłam z kubkiem gorącej herbatki przed telewizorem.
5. ŚWIĄTECZNE PEELINGI ZIAJA - tutaj muszę uśmiechnąć się do rodziców, bo gdyby nie oni, nie mogłabym cieszyć się jednymi z moich ulubionych zapachów kosmetyków. Już kiedyś miałam przyjemność używania podobnych wariantów peelingów, wówczas marki Perfecta. Dawno już nie widziałam na sklepowych półkach tamtych produktów, na szczęście Ziaja wyszła na przeciw moim upodobaniom.
6. MIX ULUBIONYCH HERBAT - za Garden Selection dałabym się pokroić. Długo nie mogłam dorwać jej w sklepach, a zapas kupiony w Pradze powoli się kończył. Na jednym opakowaniu nie mogło się skończyć! Swego czasu namiętnie piłam też Irish Cream, jednak minęły wieki, odkąd miał miejsce ostatni raz...
7. YANKEE CANDLE - czasem zdarza mi się zrobić prezent od siebie dla siebie. O ile na święta zapomniałam o praktykowaniu tej zasady, o tyle na urodziny odbiłam z nawiązką. Dwa woski z nowej kolekcji trafiły do szuflady, a na zamówieniu dodatkowo skorzystał mój samochód - nie mogłam sobie odmówić ulubionego zapachu do autka.
8. KSIĄŻKI - aromatyczne zamówienie to nie jedyny element prezentu dla samej siebie. Od jakiegoś czasu ciekawiły mnie książki z cyklu 'Rain' autorstwa Lisy de Jong. Dostanę je dopiero w lutym, gdyż jedna z nich premierę ma dopiero 8go. Mogłam rozdzielić zamówienie, ale wolałam już tego nie robić i odebrać z księgarni wszystkie na raz.
9. MAŁE NACZYNIE ŻAROODPORNE - kropką nad 'i' okazała się weekendowa wizyta w butiku DUKI. Stwierdziłam, że w ramach własnego prezentu mogę sobie jeszcze sprawić małe naczynie do kompletu. Wyprzedaże ruszyły już jakiś czas temu wielką parą i niestety nie udało mi się kupić naczynka zachowanego w tej samej kolorystyce. Dorwałam jednak takie, które ma te same wzorki, ale barwy bazowe są odwrócone (środek dużego naczynia jest biały, tu mamy czerwień).
Przed obiektywem, choć nieco później, znalazły się też prezenty. Co tu dużo pisać, lepszych podarunków nie mogłam sobie wymarzyć! Każdy jeden wzbudził mą ogromną radość i idealnie wpasował się w gust. Co więcej - niektóre rzeczy już dawno upatrzyłam w sklepie, także śmiało mogę stwierdzić, że SPEŁNIŁY SIĘ MOJE MAŁE MARZENIA :). Przejdźmy więc do szczegółów!
1. KAPCIE - PLUSZAKI - przyznam szczerze, że zawsze o takich marzyłam i nawet planowałam kupno, jednak zamierzenia te gdzieś ginęły w natłoku bieżących spraw. W tym roku Adaś postanowił odciążyć mnie od tych trwających już kilka lat planów i sprezentował mi cieplutkie, pieskowe kapciuchy. Jestem zauroczona i prawie w ogóle się z nimi nie rozstaję <3!
2. DUŻE NACZYNIE ŻAROODPORNE I PAPILOTKI - DUKA to obowiązkowy punkt programu podczas moich wizyt w gdyńskiej galerii Riviera. Uwielbiam wszystkie cudowności, jakie można znaleźć na półkach tego sklepu. Na początku grudnia przyuważyłam wspaniałe, kolorowe naczynia żaroodporne różnej wielkości. Niestety (albo i stety) na głowie miałam inne wydatki i nie mogłam pozwolić sobie na nieplanowany zakup. Jakaż była moja radość, gdy rozpakowałam prezent od Marty <3! Pełnię szczęścia uświetniły stylowe papilotki do muffinek. Kochana, dziękuję!!!
3. KOSMETYKI LE PETIT MARSEILLAIS - markę poznałam na bazie własnych doświadczeń z całkiem przyjemnymi żelami pod prysznic. Innych produktów nie używałam, ale byłam ich niezwykle ciekawa. Bardzo chciałabym podziękować Ci, Aga, gdyż stworzyłaś mi ku temu idealne warunki <3. No i jakby nie patrzeć podłożyłaś też tematy na bloga, bo na pewno podzielę się swoimi spostrzeżeniami na łamach mego internetowego zakątka :).
4. ZESTAW HERBATEK - Magda wie, jak mnie zaskoczyć :D. Zestaw jednych z moich ulubionych smaków Teekanne przywędrował pocztą w połowie tygodnia. Oczywiście musiałam iść po upominek na pocztę, bo po co listonosz miał fatygować się z moimi przesyłkami. Kocham wyciągać ze skrzynki awizo, kiedy jestem cały dzień w domu... Tak czy siak, paczuszka sprawiła mi tyle radości, że zapomniałam o leniwym pracowniku poczty i z przyjemnością zasiadłam z kubkiem gorącej herbatki przed telewizorem.
5. ŚWIĄTECZNE PEELINGI ZIAJA - tutaj muszę uśmiechnąć się do rodziców, bo gdyby nie oni, nie mogłabym cieszyć się jednymi z moich ulubionych zapachów kosmetyków. Już kiedyś miałam przyjemność używania podobnych wariantów peelingów, wówczas marki Perfecta. Dawno już nie widziałam na sklepowych półkach tamtych produktów, na szczęście Ziaja wyszła na przeciw moim upodobaniom.
6. MIX ULUBIONYCH HERBAT - za Garden Selection dałabym się pokroić. Długo nie mogłam dorwać jej w sklepach, a zapas kupiony w Pradze powoli się kończył. Na jednym opakowaniu nie mogło się skończyć! Swego czasu namiętnie piłam też Irish Cream, jednak minęły wieki, odkąd miał miejsce ostatni raz...
7. YANKEE CANDLE - czasem zdarza mi się zrobić prezent od siebie dla siebie. O ile na święta zapomniałam o praktykowaniu tej zasady, o tyle na urodziny odbiłam z nawiązką. Dwa woski z nowej kolekcji trafiły do szuflady, a na zamówieniu dodatkowo skorzystał mój samochód - nie mogłam sobie odmówić ulubionego zapachu do autka.
8. KSIĄŻKI - aromatyczne zamówienie to nie jedyny element prezentu dla samej siebie. Od jakiegoś czasu ciekawiły mnie książki z cyklu 'Rain' autorstwa Lisy de Jong. Dostanę je dopiero w lutym, gdyż jedna z nich premierę ma dopiero 8go. Mogłam rozdzielić zamówienie, ale wolałam już tego nie robić i odebrać z księgarni wszystkie na raz.
9. MAŁE NACZYNIE ŻAROODPORNE - kropką nad 'i' okazała się weekendowa wizyta w butiku DUKI. Stwierdziłam, że w ramach własnego prezentu mogę sobie jeszcze sprawić małe naczynie do kompletu. Wyprzedaże ruszyły już jakiś czas temu wielką parą i niestety nie udało mi się kupić naczynka zachowanego w tej samej kolorystyce. Dorwałam jednak takie, które ma te same wzorki, ale barwy bazowe są odwrócone (środek dużego naczynia jest biały, tu mamy czerwień).
10. KARTKI URODZINOWE - tutaj pokłony należą się Wojtkowi i Kindze, którzy rozpieścili mnie cudownymi niespodziankami ukrytymi w kopertach. Zawsze w okresie urodzin z radością otwieram listy, przecież w końcu domyślam się, co mnie czeka :).
Dziękuję WSZYSTKIM za pamięć, za liczne życzenia (oby się spełniły!), za czas spędzony tego dnia razem oraz za wspaniałe prezenty! Poczułam się wyjątkowo nie tylko w ten szczególny dzień, ale i jeszcze długo po urodzinach :). Trzymajcie się ciepło, Karolina.
najbardziej zazdro tego mixu herbat Tekanne. sto lat :)
OdpowiedzUsuńCudowny ten tort, pięknie Ci wyszedł :) U mnie takie kapcie chyba by dnia nie przetrwały, gdyż sądzę, że mój pies bardzo szybko by je zeżarł sądząc, że to jego zabawki :P
OdpowiedzUsuńPomyślności i spełnienia marzeń kochana :*
Dziękuję za życzenia :* no i za komplementy odnośnie tortu :).
UsuńHah to fakt, takie kapcie nie przetrwałyby z psiakami w domu :D.
Wszystkiego co najlepsze! Życzę dużo inspiracji!
OdpowiedzUsuńWszystkiego najlepszego! :)
OdpowiedzUsuńDziekuję :).
UsuńWszystkiego najlepszego!
OdpowiedzUsuńDziękuję :).
UsuńNo i teraz nie wiem... gratulować czy współczuć tylu lat? Żartuję oczywiście. :D Świetny wiek, cudowne prezenty i towarzystwo bliskich - czego chcieć więcej. :) Wszystkiego najlepszego. :)
OdpowiedzUsuńHaha śmiało możesz współczuć :D. Dziękuję pięknie :).
UsuńNajlepszego ;)
OdpowiedzUsuńDzięki :).
UsuńZazdroszczę herbatek! jak powypijam choć trochę moich zapasów (około 50 pudełek..) to zamierzam kupować głównie takie w mixach smakowych. :)
OdpowiedzUsuń50 :O? Nieźle :D! U mnie kupowanie mixów by nie przeszło - wiele moich ulubionych smaków występuje solo :P.
UsuńWow świetne prezenty! :)
OdpowiedzUsuńNaczynie żaroodporne! śliczne!
Kosmetyki i herbata zawsze się przydają :)
Wszystkie prezenty cudowne, ale te herbaty. Jejku! Piłabym, oj piła. Co prawda mam w szafce tyle zapasów, a wciąż od czasu do czasu kupuję coś nowego i poznaję nowe smaki. Herbat w sumie nigdy zbyt wiele, prawda? :D
OdpowiedzUsuńAaa i tort jest wspaniały! Miałaś świetny pomysł z tymi grzybkami, mchem i całą resztą :)