piątek, 29 stycznia 2016

Wspomnień czar - Wieliczka.

Hej Kochani! Tak mi opornie idzie nauka do egzaminu, że postanowiłam pojawić się na blogu z nowym wpisem. Jeszcze zamiotę pustynię i te sprawy... W każdym razie! Pozostajemy jeszcze w temacie ze świata postcrossingu, jednak dziś nie będzie znaczków. Przygotowałam dla urozmaicenia trzy pamiątkowe pocztówki :)! Stanowią one pewną część mojej "czystej" kolekcji, którą kompletuję już od dawna. Kupiłam je podczas szkolnej wycieczki Częstochowa - Wieliczka - Zakopane - Kraków, która odbyła się bodajże w szóstej klasie szkoły podstawowej. Kiedy to było?!



Na początek może parę informacji na temat samego miejsca, które rozwijało się od  XIII w. jako ośrodek wydobywczy. Co roku przyciąga do siebie mnóstwo turystów, kusząc kopalnią soli (odwiedza ją ponad milion osób rocznie). Pierwsze ślady pochodzą z IX wieku, kiedy to powstawały warzelnie soli. Od połowy XIII wieku produkcja soli w Wieliczce polegała na wygotowywaniu ze słonej wody proszku solnego. W roku 1252 odkryto pokłady soli kamiennej i wówczas wydobywano sól metodami głębinowymi. Trzydzieści osiem lat później książę Przemysław II nadał Wieliczce prawa miejskie.



Kopalnia soli "Wieliczka" to jeden z najstarszych zakładów górniczych Europy. W roku 1989 wpisano ją na Listę Światowego Dziedzictwa Zagrożonego, jednak dziewięć lat później wykreślono ją z tego zestawienia. Od 1994 r. kopalnie uważa się za pomnik historii. W kopalni istneją cztery szyby górnicze - Szyb Regis (XIV w.), Szyb Daniłowicza (XVII w.), Szyb św. Kingi (XIX w.) oraz Szyb Górsko (XVII w.)

Wieliczka od 1978 r. zapisana jest na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO. Nic dziwnego, w końcu to miejsce przyciąga tylu turystów! Pamiętam, jak rozpoczęliśmy zwiedzanie - byłam taka zafascynowana... Im dalej się przemieszczaliśmy, tym coraz bardziej nie mogłam się nim nasycić. Przepiękne komnaty i specyficzny klimat tego miejsca przyciągały moją uwagę jak magnes!



W głowie utkwiło mi również jedno doświadczenie - mianowicie lizanie ścian. Z biegiem czasu śmiesznie to brzmi (założę się, że teraz bym tego nie zrobiła!), ale wtedy nieźle się bawiliśmy. Były tak słone, że aż się opisać tego nie da, do dziś czuję ten okropny dreszcz na ciele i sól na języku. W pamięci mam też moment, kiedy już skończyliśmy zwiedzanie i z głębokich podziemi wyruszyliśmy ciemną windą na górę obiektu. 

Choć nie zagościliśmy w Wieliczce zbyt długo, bo praktycznie celem była kopalnia, bardzo miło wspominam tę część wycieczki. Chciałabym kiedyś jeszcze tam pojechać. Hmm... znając moje sentymentalne zbieractwo mogę się założyć, że gdzieś jeszcze zachował się mój bilet wstępu :). Kto był w Wieliczce? Przyznawać mi się natychmiast! Pozdrawiam, Karolina :).

czwartek, 28 stycznia 2016

Kolej zamknięta w klaserze.

Cześć :)! Na początku tego roku obiecałam zamieszczać więcej postcrossingowych postów, a póki co był tylko jeden! Taki stan rzeczy trwać dłużej nie może, a ja już nadrabiam zaległości w realizacji mojej zapowiedzi.


Pewnie zastanawiacie się "co to za dziwna koperta?", mam rację? Nie będę Was niepotrzebnie trzymać w niepewności - jest to prezent, jaki otrzymałam trzy lata temu na urodziny od mojego przyjaciela. Maciek, bo to właśnie od niego otrzymałam magiczny prezent, mieszka w Bydgoszczy, gdzie odwiedziłam go pewnego razu w grudniu. Poza zwiedzaniem miasta, wyborną herbatą i spotkaniem z jego uroczym psiakiem, zaskoczył mnie też podarunkiem - wielką teczką wypchaną po brzegi prezentami. Do moich urodzin było jeszcze trochę czasu, więc z założenia miałam sprawdzić zawartość dopiero w dniu właściwego święta. Kiedy jednak wsiadłam do pociągu i połączyliśmy się telefonicznie, uznaliśmy, że najlepiej będzie zapoznać się z prezentem właśnie wtedy. Otworzyłam więc teczkę i od tego momentu uśmiech nie znikał z mojej twarzy... Aż bolały mnie policzki!

Poza różnej maści przydatnymi gadżetami (pamiętam, że wśród nich był kalendarz na biurko - organizacja roku akademickiego stała się łatwiejsza), w środku znalazła się także tajemnicza koperta. Tekst mówił przecież sam za siebie... Delikatnie wyciągnęłam przemiły list urodzinowy, a następnie zabrałam się za jeszcze jeden dodatek. Jak na moje możliwości, to naprawdę niezwykle ostrożnie zajęłam się ostatnią, wyjątkową częścią prezentu. Kiedy w końcu dotarłam do tego elementu, nie mogłam opamiętać się ze szczęścia!



Tak, to właśnie te wyjątkowe znaczki o tematyce kolejowej były głównym, najważniejszym punktem programu. Zaraz po powrocie do domu umieściłam je dla bezpieczeństwa w klaserze :). Parowozy, lokomotywy spalinowe, elektryczne, zespoły trakcyjne, wagony... Dla miłośnika kolei to prawdziwy skarb.



Wszystkie są tak piękne, że do dziś nie mogę się nimi nacieszyć! Maciej, dziękuję Ci z całego serca. Nie marzyłam nawet o takim prezencie, sprawiłeś mi wówczas ogromną niespodziankę!

Póki co moja kolekcja znaczków nie należy do jakichś szczególnie pokaźnych rozmiarów, aczkolwiek większa część klasera jest już zapełniona. Planuję zakupy w sklepie filatelistycznym, kolekcja będzie się więc rozrastać w swoim tempie :). A jak to wygląda u Was? Z przyjemnością przeczytam wypowiedzi na ten temat! Ściskam gorąco, Karolina.

wtorek, 26 stycznia 2016

Yankee Candle: Wosk Strawberry Buttercream.

Witam Wszystkich we wtorkowy wieczór ;)! Jakiś czas temu na FB i IG chwaliłam się cudownym zamówieniem wosków Yankee Candle na goodies.pl, jakie sprawiłyśmy sobie wraz z kumpelą. Muszę przyznać, że zaszalałyśmy na tych zakupach, ale takich atrakcji czasami my, kobiety, potrzebujemy. Obiecałam wówczas, że podzielę się z Wami recenzjami na temat tych produktów. Jestem już po pewnych doświadczeniach z niektórymi tartaletkami i dziś przychodzę z najnowszą opinią! Na pierwszy ogień idzie STRAWBERRY BUTTERCREAM.




Wosk pochodzi z aromatycznej linii zapachowej Yankce Candle z serii Clasic. Po rozpaleniu wyczuwalne są aromaty ulubionych przez wielu truskawek oraz rarytasu niektórych łasuchów - bitej śmietany. Faktycznie, z czystym sumieniem mogę potwierdzić podawany na wielu stronach opis. Aromat jest intensywny - zastanawiam się, czy aby nie zbyt intensywny?


Sam wosk pachnie przyjemnie, jednak moim zdaniem po rozpaleniu trochę traci w mojej opinii. Woń unosi się do około 8miu godzin, czyli dokładnie tyle, ile deklaruje producent. Wydajność do ceny zakupu (7,20 zł w promocji przy zamówieniu 20 wosków) jest adekwatna. Gdybym miała przyznać mu taką typową, szkolną ocenę, byłaby to przy standardowej skali od 1 do 6 piątka. Lubię truskawki, a nawet czasem bitą śmietanę (ale tylko ze śnieżki :D), ale nie przepadam aż tak mocnymi aromatami. Wosk zużyję do końca, być może wymieszam z innymi (uwielbiam łączyć zapachy od Yankee), ale na ponowny zakup raczej prędko się nie zdecyduję.

A jak Wasze doświadczenia z tym zapachem? Komu skradł serce, a kogo doprowadził do białej gorączki ;)? Życzę miłego wieczoru! Ściskam, Karolina.

poniedziałek, 25 stycznia 2016

Mam półeczkę!

Cześć i czołem! Na początek przypominam o konkursie :).

Mam nadzieję, że Wasz poniedziałek nie zamienił się w Blue Monday... Mnie trochę rozpraszają szarości za oknem, nie mogę się skupić, ciągle coś innego do głowy wpada, a kiepska pogoda tylko zniechęca do czegokolwiek. W takich chwilach warto pomyśleć o czymś, co sprawia nam przyjemność - a ja taki obiekt mam od wczoraj! Niektórzy z Was widzieli już pewnie mój powód do radości na IG. Nie każdy jednak posiada tam konto, a ja jestem tak przeszczęśliwa, że i tu muszę się pochwalić!


Tak, to źródło tych wszystkich ochów i achów - półeczka na książki! Już od dłuższego marzyłam o miejscu, w którym mogłyby zamieszkać moje lektury. Do tej pory tworzyły swoistą piramidę na komodzie, jednak nie było to zbyt wygodne ani estetyczne. Oczami wyobraźni widziałam ustawione elegancko książki w towarzystwie delikatnych dekoracji. W weekend moje marzenie się spełniło! Adaś w niedzielę rano zamontował upatrzoną przeze mnie już jakiś czas temu półeczkę z IKEI. Takie prezenty to ja lubię!


Oczywiście od razu zabrałam się do układania książek, jakie miałam tutaj w Gdańsku. Zabrałam z salonu latarenkę (trochę mi jej teraz w nim brakuje, ale kiedy półka się zapełni, odniosę ją na miejsce!), ustawiłam ramkę z pamiątkowym zdjęciem z wakacji w Ustce i przez chwilę wpatrywałam się w nasz nowy nabytek. Tyle szczęścia, tyle szczęścia! Już nie mogę się doczekać, aż poziomy będą zapełniać się nowymi książkami...

A Wy jak przechowujecie swoje nabytki ;)? Życzę Wszystkim miłego, najlepiej zaczytanego wieczoru ;). Pozdrawiam, Karolina.

niedziela, 24 stycznia 2016

Wypasiony omlet owsiany

Macie czasem tak, że w Waszym życiu coś się wydarzy, zrobicie jakąś niesamowitą rzecz i natychmiast chcecie się tym podzielić z innymi? No to ja właśnie dziś doświadczyłam takiego uczucia. Nie mogłam dłużej czekać - przychodzę do Was z propozycją śniadania idealnego! Inspirację zaczerpnęłam z bloga Justyny - tutaj macie dokładny link do przepisu. Jak to ze mną bywa, dorzuciłam swoje trzy grosze i tym sposobem niedzielny poranek spędziliśmy w kulinarnym raju. Przepis w moim wykonaniu składa się z dwóch elementów - FIT bazy oraz w naszym przypadku nieco rozpustnych dodatków. Zaczynamy!


Omlet zrobicie z następujących składników:
  • 4 jajka,
  • 6 czubatych łyżek płatków owsianych,
  • 3 czubate łyżki mąki pszennej pełnoziarnistej,
  • płaska łyżeczka proszku do pieczenia,
  • czubata łyżeczka cynamonu,
  • 2 łyżeczki cukru pudru,
  • gorąca woda do zalania płatków.

Przygotowanie:
  1. Płatki owsiane wrzucamy do miseczki i zalewamy odrobiną gorącej wody - tak, aby zmiękły i napęczniały, ale nie pływały w tej wodzie!
  2. Rozbijamy jajka, oddzielając żółtka od białek.
  3. Białka ubijamy na sztywną pianę.
  4. Do osobnej miski przesiewamy mąkę, dodajemy proszek do pieczenia, cynamon i cukier puder.
  5. Miękkie płatki mieszamy z żółtkami, a następnie dodajemy do miski z suchymi produktami.
  6. Wymieszaną papkę wrzucamy do ubitych białek, mieszając dokładnie aż do połączenia wszystkich składników.
  7. Na patelnię wykładamy odrobinę tłuszczu - w oryginalnym przepisie polecany jest olej kokosowy, ja z racji jego braku użyłam masła.
  8. Kiedy patelnia się już nagrzeje, nakładamy na nią połowę masy, czyli na jeden omlet.
  9. Smażymy około 3-5 minut na średnim ogniu, do zarumienienia, a następnie przewracamy na druga stronę.
  10. Gotowy omlet uzupełniamy dodatkami według uznania.

Jeśli chodzi o dodatki, u mnie znalazły się owoce - banany i truskawki, do tego nutella i dżem truskawkowo-porzeczkowy Łowicz, orzechy nerkowca oraz posypka - migdały w płatkach. Po takim pysznym śniadaniu niedziela będzie już do końca przyjemna ;)! Życzę smacznego i pozdrawiam, Karolina.

sobota, 23 stycznia 2016

Zimowe kadry...

Boże, czy u Was też jest tak zimno?! Kiedy wychodziłam dziś z domu, nawet nie spodziewałam się aż tak minusowej temperatury. Ale czego się nie robi, kiedy najdzie Cię wena twórcza... Kwadrans łapania świata w kadr w zupełności wystarczył, aby do mojej kolekcji zdjęciowej dołączyło kilkanaście zimowych (już ulubionych!) fotek. Tak nawiasem mówiąc to zmarzły mi po tym czasie też palce, nawet mimo rękawiczek na moich dłoniach ;). Nie rozwodząc się dłużej zapraszam do małej galerii.





























I właśnie za to kocham zimę - za takie piękne, malowane śniegiem i mrozem obrazy. Natura o tej porze roku ma "coś" w sobie, wystarczy tylko "to" odnaleźć i poczuć :). Życzę wszystkim miłego wieczoru i do zobaczyska! Buziaki, Karolina.

piątek, 22 stycznia 2016

Cupuacu od Ziaji, czyli mydło idealne.

Tak, jak obiecałam w konkursowym poście, przybywam z nowym, kosmetycznym wpisem. Każda z nas lubi poczuć się jak księżniczka - czy to dzięki zakupom, świetnym ubraniom, albo też pod wpływem kosmetycznego relaksu. Miejcie się więc na baczności - to ostatnie możecie zrealizować już dziś! Wystarczy tylko udać się do Ziaji po krystaliczne mydło pod prysznic i do kąpieli z serii CUPUACU.


Pierwszy raz trafiłam na nie jakoś przed świętami, kiedy w tym całym szaleństwie zakupowym włóczyłam się po galerii w poszukiwaniu prezentów dla bliskich. Kiedy z daleka zobaczyłam wyeksponowane kosmetyki z tej serii, natychmiast ruszyłam w ich kierunku. Weszłam do sklepu z oczami świecącymi jak pięciozłotówki. Tyle produktów, co by tu wybrać?! Tym razem postawiłam na krystaliczne mydło, zawierające między innymi olej z orzechów brazylijskich i makadamia. Wszystko za sprawą niezwykłej, mieniącej się konsystencji oraz cudownego, ciasteczkowego zapachu!


Na temat właściwości i działania nie będę się zbytnio rozpisywać, bowiem możecie przeczytać o nich na opakowaniu produktu (powyższe zdjęcie). Ze swojej strony mogę jedynie dodać, iż fundując sobie kąpiel w towarzystwie bohatera dzisiejszego wpisu, zapewniacie sobie niezwykłe chwile przyjemności. Skóra jest przyjemna w dotyku i oczywiście otulona smakowitymi aromatami. Buteleczka kosztowała mnie około 8 złotych i to były zdecydowanie dobrze wydane pieniądze :).

W serii znajdują się oczywiście inne produkty - przy najbliższej okazji mam zamiar zakupić odżywczy krem regenerująco-wygładzający na dzień i noc oraz krystaliczny peeling cukrowy złuszczająco-wygładzający. Może nawet kusiłabym się na mleczko do ciała nawilżająco-odżywcze, ale niestety, nie pasują mi jego właściwości brązujące.

A jak wyglądają Wasze doświadczenia z tą serią od Ziaji? Podzielcie się opiniami! Serdecznie pozdrawiam i życzę udanego weekendu. Buziaki, Karolina.

KONKURS!

Tada! Przychodzę do Was z wyjątkowym, setnym postem! Tak, to właśnie dziś wybiła ta magiczna liczba na liczniku w panelu bloggera. Nawet nie wiem, kiedy ten czas tak szybko zleciał i kiedy umieściłam tyle wpisów na swojej stronie. To nie tylko zasługa tkwiącej w mojej głowie weny, ale przede wszystkim Wasza! Gdyby nie obecność tak przemiłych czytelników, pewnie pisałabym z dnia na dzień mniej. Tak czy siak, jedynka i dwa zera to idealna okazja, aby świętować ;)! Specjalnie dla Was przygotowałam konkurs, w którym do wygrania jest książka - Tanya Valko "Zrób mnie młodszą, zrób mnie piękną".


Zasady jak zwykle nie są skomplikowane:

1. Aby wziąć udział w konkursie należy być publicznym obserwatorem bloga oraz udostępnić baner na pasku bocznym u siebie na blogu. Jest to warunek konieczny, dający jeden los.

2. Będzie mi niezwykle miło, jeśli polubicie także mój facebookowy fanpage (odnośnik na górze paska bocznego), jednak nie jest to obowiązek. Jeśli zdecydujecie się na taki krok, dorzucę drugi, dodatkowy los.

3. Zgłaszacie się w komentarzu pod tym postem według wzoru:

Wyraźcie chęć udziału w konkursie - zgłaszam się, chętnie wezmę udział itp. Pełna dowolność :).
Obserwuję bloga jako: ...
Baner na stronie: ...
Like na facebooku: TAK (nazwa użytkownika) / NIE
Adres e-mail: ...

4. Konkurs trwa od dnia dzisiejszego tj. 22.01.2016 r. do 29.02.2016 r.  do godziny 23:59. Zgłoszenia oddane po tym terminie nie będą brane pod uwagę.

5. Zwycięzcę wybiorę poprzez losowanie, po zliczeniu podstawowych oraz dodatkowych punktów.

6. Wyniki zostaną ogłoszone w ciągu tygodnia od zakończenia konkursu. Wówczas wyślę maila do szczęśliwca. Jeśli nie dostanę odpowiedzi w ciągu 3 dni od daty wysłania wiadomości, losuję zwycięzcę ponownie.

7. Wysyłka tylko na terenie Polski, listem nierejestrowanym ekonomicznym.

8. Nie ma możliwości zamiany nagrody na inną rzeczową ani pieniężną.

Pozostaje mi życzyć powodzenia i zapraszam na kolejny post, który pojawi się jeszcze dziś :). Buziaki!

środa, 20 stycznia 2016

Zakupy w Postrabbit.

Uwielbiam sklepiki internetowe prowadzące sprzedaż przepięknych pocztówek. Ciężko mi się oprzeć przed wydaniem kolejnej fortuny, aby zaspokoić głód nowych kartek w swojej kolekcji. Niekiedy z żalem rezygnuję z zamówień, czasami nawet, gdy już mam zapełniony wirtualny koszyk! Kiedy jednak mam do czynienia z jakąś promocją, łatwiej jest mnie przekonać do małych zakupów ;). Ostatnio trafiłam na kilkudniową przecenę pocztówek na stronie Postrabbit.pl i prawie przepadłam.


Prawie, bo prawdopodobnie zamówiłabym o wiele więcej kartek, niż mam dziś do pokazania. Całe szczęście w pewnych widełkach trzymał mnie mój bilans na rachunku bankowym. Zamówiłam więc trochę kartek tylko dla siebie i kilka na swapy.


Bez cienia wątpliwości mogę polecić Wam ten sklepik! Kartki doszły bezproblemowo, bez żadnych zbędnych przestojów. Są wykonane naprawdę solidnie. To jedne z moich najlepszych zakupów i na pewno nie ostatnich na tej stronie.


Wybór jest spory - macie możliwość zakupu pocztówek z motywem flory i fauny, kartek przedstawiających środki trasportu, tematykę kulinarną i artystyczną. Najlepiej samemu prześledzić menu Postrabbita :)!


Dodatkowo do zamówienia dołączono kilka gratisowych kartek, które niezwykle mnie ucieszyły! Jedna z nich była wypisana, co daje dodatkowy plus. Jestem bardzo zadowolona! Przyjemna obsługa, kompetentne podejście do sprawy - czego chcieć więcej ;)?

A może ktoś z Was ma już doświadczenia z tym sklepikiem ;)? Chętnie posłucham opinii. Pozdrawiam serdecznie i zapraszam na kolejny post, który ukaże się na dniach - będzie konkurs z okazji setnego posta! Trzymajcie się, Karolina.

poniedziałek, 18 stycznia 2016

Płyn micelarny - Garnierowi mówię tak!

Cześć Żabki! Na początek tygodnia przybywam z kosmetycznym wpisem. Płyn micelarny swego czasu był dla mnie zagadką, czymś zupełnie obcym. Kiedy zaczął stawać się z dnia na dzień popularniejszy, poszperałam trochę w sieci, aby zaczerpnąć niezbędnych informacji. Takim tropem trafiłam na miłość od pierwszego wejrzenia - różowy płyn micelarny marki GARNIER.


Ale od początku - "z czym to się je"? 

Taki płyn przede wszystkim łączy właściwości różnych kosmetyków stosowanych przez nas, kobietki. Mam tu na myśli oczyszczające mleczka, odświeżające toniki i niektóre kosmetyki do demakijażu oczu. Jeśli chcemy ekspresowo usunąć makijaż z twarzy, to taki kosmetyk jest idealnym rozwiązaniem! Sprawdzi się on także po prostu przy oczyszczaniu skóry. Płyn zawiera micele, które niczym magnes pochłaniają nadmiar sebum, wodoodporny tusz do rzęs czy inne zanieczyszczenia. Przy całym tym oczyszczaniu nie naruszają bariery ochronnej cery. Płyn micelarny warto stosować nie tylko do demakijażu i oczyszczania, ale i rano. Odświeżymy w ten sposób skórę po nocy i przygotujemy do makijażu. Wystarczy tylko wacik kosmetyczny i kilka kropel płynu! Produkt ma wiele plusów - nie posiada zbędnego, drażniącego zapachu, jest łagodny, nie podrażnia skóry oraz nie pozostawia tłustej warstwy po jego zastosowaniu. Nie trzeba go spłukiwać! Trzeba pamiętać, aby podczas wykonywania zabiegu nie pocierać zbyt mocno twarzy. Wykonujemy delikatny ruch, bowiem micele powinny same przyciągnąć zanieczyszczenia.


Przejdźmy do bohatera wpisu - płynu micelarnego 3 w 1 od Garniera

Zakochałam się w nim już po pierwszym użyciu. Wygodne, porządne opakowanie, cieszące oko - muszę przyznać, że wśród dostępnych w drogeriach produktów ten najbardziej przypadł mi do gustu pod względem wizualnym. No ale to taki tam dodatkowy plus, płyn ma szereg innych pozytywnych stron. Przede wszystkim jest delikatny, nie podrażnia mi skóry i nie szczypie w oczy! Zazwyczaj nie maluję oczu, jednak zdarza mi się podkręcić rzęsy np. z okazji naszych randek na mieście. Mój wodoodporny tusz Maybelline zazwyczaj stawiał opór, jednak Garnier radzi sobie z nim po prostu ekspresowo! Według opisu 400 ml starczy na 200 zastosowań, tak więc płyn wydaje się być wydajny. W takim układzie cena wydaje się być rozsądna - w promocji około 10 złotych.


Minusy? Nie zauważyłam, no może poza obietnicą idealnego demakijażu pod wpływem jednego ruchu. Aby w pełni oczyścić twarz, zwykle potrzebuję poprawek w tych samych miejscach, ale nie jest to jakieś uciążliwe. 


Zaprzyjaźniłam się z tym produktem i na pewno nie skończy się na jednej butelce! A jak Wasze doświadczenia z płynami micelarnymi :)? Macie swoich ulubieńców? Ściskam gorąco, Karolina.