piątek, 30 września 2016

Kolejowa pasja... na pocztówce #2.

Hej! Dziś mam dla Was coś specjalnego ;). Dawno nie publikowałam nic związanego z koleją, dlatego postanowiłam czym prędzej nadrobić te zaległości. Niedawno zostałam rozpieszczona przez jednego z Blogerów, więc tym bardziej grzechem byłoby nie poruszyć tego tematu.

Po powrocie z sierpniowego urlopu czekała na mnie w skrzynce ogromna niespodzianka! Jeszcze przed wyjazdem Przemek, prowadzący podróżniczo-rowerowego bloga Gwidonem przez Polskę..., poprosił mnie o adres korespondencyjny. Wyjazdowe zamieszanie sprawiło, że totalnie o tym zapomniałam, a w efekcie zdziwiłam się na widok tajemniczej koperty. Kiedy ją otworzyłam, wszystko stało się jasne! W środku znalazłam wspaniałe prezenty - całe szczęście, że poczta dostarczyła przesyłkę w pierwotnej kondycji, byłabym wściekła, gdyby w transporcie uszkodzili nawet najmniejszy jej fragment! No dobra, koniec tej ekscytacji, przejdźmy do szczegółów, bo to na pewno one Was najbardziej interesują :).




Tak, te trzy karteczki wyciągnęłam jako pierwsze z niespodziankowej koperty. Już kiedyś otrzymałam w ramach umówionego swapu pocztówkę przedstawiającą Bieszczadzką Kolejkę Leśną, którą opublikowałam w pierwszym poście z serii Kolejowa pasja... na pocztówce. Przemek ewidentnie mnie rozpieścił i powiększył pociągowo-bieszczadzką kolekcję widokówek. I nie tylko... To, co jeszcze wygrzebałam z koperty, absolutnie przebiło wszystko!

Moja mina musiała być bezcenna. Nie jestem pewna, ale wydaje mi się, że zaliczyłam nawet kilka radosnych podskoków. "Adam, no zobacz, patrz, Jezu!" - tak, coś podobnego wypadło z moich ust. Przemku, to są moje pierwsze kolejowe magnesy! Zaszalałeś, za co jestem ogromnie wdzięczna. Dwie małe lokomotywy od razu zajęły honorowe miejsce na lodówce.

Takie chwile to jedne z tych, kiedy człowiekowi robi się ciepło na sercu. Jestem ogromnie wdzięczna i jeszcze raz dziękuję! Niespodzianka udała się w 100 %. Pozdrawiam Wszystkich i do zobaczenia w październiku.

PS. Z okazji Dnia Chłopaka życzę Wam Chłopcy wszystkiego, co najlepsze ;).

wtorek, 27 września 2016

Yankee Candle: Wosk Riviera Escape.

Witajcie w ten zimny wieczór! Jesień póki co zachwyca w ciągu dnia, jednak wieczory, noce i poranki do najprzyjemniejszych nie należą. Puchate skarpetki grzeją moje stopy już od kilku dni, aż strach myśleć, co to będzie zimą :D. Choć czuję już od dłuższego czasu jesienną aurę, jakaś część serducha nadal czuje się związana z latem. Ostatnio wspominałam, że tęsknotę za wakacjami rekompensuję sobie specjalną kolekcją wosków. Wczoraj i przedwczoraj postawiłam na kontynuację tych praktyk - skusiłam się na RIVIERA ESCAPE od Goodies.pl.


Riviera Escape jest produktem z kolekcji Q2 - Riviera Escape. Swoim zapachem zdecydowanie przywołuje letnie skojarzenia. Wosk pochodzi z rześkiej linii Yankee Candle z serii Classic. Przepiękny obrazek znajdujący się na etykietce opakowania sugeruje, jakich aromatów można się spodziewać - oczywiście mam tu na myśli morską bryzę. Producent deklaruje obecność nut śródziemnomorskich kwiatów oraz ambry, jednak nie miałam nigdy styczności z tymi zapachami i nie jestem w stanie nawet ich wyczuć. Powiem szczerze, że trochę obawiałam się tego wosku. Zazwyczaj takie morskie kompozycje kojarzą się z odświeżaczami powietrza wykorzystywanymi w toalecie. Bogu dzięki Riviera Escape do takich nie należy. Tartaletka po rozpaleniu pachnie trochę inaczej niż przed, aczkolwiek wciąż jest to przyjemny, delikatny, rześki aromat. Od razu przypominają mi się spacery nad morzem, takie, kiedy na plaży byłam tylko ja i szumiąca woda :).

Kochani, oczywiście muszę zapytać o Wasze zdanie na temat tego wosku i kolekcji Q2! Wszelkie opinie mile widziane w komentarzach. Przy okazji przypomnę o wosku Summer Peach, o którym pisałam tutaj.  On również pochodzi z kolekcji Q2, więc jeśli nadal szukacie letnich zapachów, to koniecznie poczytajcie o tym owocowym cudzie. Warto! Buziaki i widzimy się niebawem! Tym razem na tapecie wyląduje niespodzianka od jednego z blogerów ;). Karolina.

czwartek, 22 września 2016

Yankee Candle: Wosk Dreamy Summer Nights.

Witajcie :). Moi Drodzy, czas przyzwyczaić się do myśli, że nadeszła JESIEŃ! Prawdę powiedziawszy lubię tę porę roku, oczywiście pod warunkiem, że matka natura raczy każdego dnia zsyłać na nas promienie słońca i kolorowe liście. Póki co, zamiast złotej jesieni dorwało mnie przeziębienie. Ratuję się czym mogę - herbatą, owocami, witaminami, a także... WOSKAMI! Chcąc pamiętać o beztroskich i zdrowych wakacjach od kilku dni sięgam po produkty z letniej serii zapachów Yankee Candle. W ofercie Goodies.pl znajdziecie 4 zapachy z kolekcji Q3 - WARM SUMMER NIGHTS, a wśród nich m.in. Dreamy Summer Nights.


Po rozpaleniu tartaletki w kominku, w mieszkaniu unoszą się nuty drzewne w towarzystwie delikatnego aromatu wanilii. Taka mieszanka zapachowa, zgodnie z obietnicą w postaci nazwy wosku, ma wprowadzić nas w magiczne chwile niczym podczas letnich spacerów pod gwieździstym niebem. Dreamy Summer Nights to zdecydowanie ciepły zapach, doskonale otulający słodyczą mieszkanie. Wystarczy 1/5, maksymalnie 1/4 wosku, aby móc w pełni cieszyć się wspaniałymi aromatami. Nuta tajemniczości sprawiła, że to jeden z moich letnich faworytów. 


A Wy, macie już za sobą palenie letnich wosków, czy może jeszcze przeciągacie lato zapachem? Życzę Wszystkim miłego dnia <3! Karolina. 

niedziela, 18 września 2016

Weekend w Pradze - podsumowanie, praktyczne informacje.

No i dotarliśmy do końca czeskiej serii postów! Przy takiej okazji grzechem byłoby nie poczynić małego podsumowania okraszonego praktycznymi wskazówkami. Jeśli planujecie wyjazd do Pragi własnym środkiem transportu, szukacie sprawdzonego hotelu, miejsca, gdzie można dobrze zjeść i ogólnie nie orientujecie się w cenach, to ten wpis jest dla Was! Siadajcie wygodnie w fotelu. Dziś serwuję pigułę z przygotowań i pobytu w czeskiej stolicy :).

1. Jadę swoim samochodem - jakie prędkości obowiązują mnie w Czechach? Co z wyposażeniem auta? Co z opłatami?

Na początu roku 2016 z czeskiego prawodawstwa zniknęło pojęcie "drogi ekspresowej". W Czechach funkcjonują jedynie autostrady! Znak wskazujący na początek takiej drogi jest praktycznie identyczny, jak w Polsce, jedyną różnicą jest kolor - nie niebieski, a zielony. Po takich drogach można poruszać się z prędkością do 130 km/h, aczkolwiek istnieją odcinki przebiegające przez teren miast, w takich przypadkach na liczniku nie powinno pojawić się więcej niż 80 km/h. Czeskie autostrady są płatne, w związku z czym należy nabyć winietę. Istnieją trzy rodzaje winiet i są one uzależnione od czasu ich ważności:
  • na 10 dni - D, 310 koron,
  • na miesiąc - M, 440 koron,
  • na rok - R, 1500 koron.

Winietę można zakupić na stacji benzynowej. Legenda głosi, że niektóre polskie stacje znajdujące się w pobliżu granicy sprzedają winiety, jednak my nie mieliśmy takiego szczęścia, bowiem gdziekolwiek nie zajechaliśmy, za każdym razem odsyłano nas do kolejnej stacji z pocieszającym "może tam będą mieli". Dwuczęściowy kupon, bo w takiej postaci występują winiety, kupiliśmy dopiero po przejechaniu granicy (jadąc od strony Szklarskiej Poręby), na jednej z czeskich stacji. Pierwszą część kuponu należy wypełnić poprzez pisanie numeru rejestracyjnego pojazdu, a następnie nakleić nad naklejką z rejestracją. Drugą część kuponu trzeba zachować do ewentualnej kontroli. Brak winiety grozi mandatem - 5 000 koron czeskich płatnych gotówką u policjanta! Poruszając się po czeskich drogach należy też pamiętać o odpowiednim wyposażeniu. Nie można zapomnieć więc o apteczce, trójkącie ostrzegawczym, zapasowych żarówkach i kamizelkach odblaskowych dla każdej osoby podróżującej autem. Poza niezbędnymi elementami wyposażenia, warto pomyśleć o dodatkowych gadżetach, które usprawnią wycieczkę. O lodówce turystycznej, rozgałęźnikach itp. możecie poczytać tutaj. Podczas podróży niezbędna będzie nawigacja - chociaż i z nią można niekiedy skręcić w niewłaściwą uliczkę... Ale czasem napotkane po drodze widoki rekompensują wybór złej trasy. Poniżej wrzuciłam kilka zdjęć z takich pomyłkowych przejazdów.




2. Gdzie spać w czeskiej stolicy? Jakie są sprawdzone hotele w Pradze? Co z komunikacją miejską?

Nie ma złudzeń, że czeska stolica przyciąga rzesze turystów, a oni przecież gdzieś spać muszą. W związku z tym w mieście znajduje się wiele obiektów oferujących miejsca noclegowe na różnym poziomie. Sprawą noclegu zajmował się Adaś, ja nie brałam w tym udziału, w końcu była to wycieczka-niespodzianka. W swoich poszukiwaniach posłużył się aplikacją Booking.com. Ostatecznie padło na Abito Hotel.

Położenie hotelu nie pozostawia tak naprawdę nic do życzenia. Pod budynkiem znajduje się duży parking, gdzie na czas pobytu w Pradze można bez obaw zostawić tam samochód. Obok hotelu znajduje się Burger King (w pokoju znaleźliśmy zniżkę do tej knajpki), a przystanek dalej Kaufland (spokojnie można dojść na piechotę). Przystanek tramwajowo-autobusowy znajduje się właściwie rzut beretem od wejścia głównego. Wszelkie informacje dotyczące komunikacji miejskiej i dojazdu do centrum można uzyskać w recepcji hotelu. Tam też dostępne są bilety - my korzystaliśmy z całodobowych, obejmujących metro, tramwaj i autobus. 110 koron to cena normalna, ulgi (np. studenckie) przysługują jedynie Czechom.


Położenie i okolica to jedno, ale najważniejsze przecież jest wnętrze! No a na nie narzekać na pewno nie można. Czysty pokój, codziennie zmieniane ręczniki i opróżniany kosz na śmieci, świeża pościel - nie oszukujmy się, nie wszędzie ma się do czynienia z takimi praktykami. Nasze lokum znajdowało się na 9tym piętrze, skąd mieliśmy cudowny widok na... tory kolejowe :D. Ciągle manewrowała tam jakaś lokomotywa, więc miałam czasem na co popatrzeć z okna.

źródło
Poza częścią 'prywatną', do użytku gości pozostawały także strefy ogólnodostępne, do których zaliczało się m.in. pomieszczenie, gdzie serwowano śniadania. Z bufetu szwedzkiego można było korzystać od godziny 7:00 do 10:00. My zawsze schodziliśmy coś zjeść najpóźniej o 7:30, gdyż chcieliśmy szybciej wyjść na miasto. Śniadania były bardzo smaczne! Kilka rodzajów pieczywa, sera, wędlin, jogurtów, płatków, owoców, dżemów, ciast i napojów. Można było zjeść parówki, jajka, bułkę z nutellą, wypić kawę, kakao lub herbatę. Czego tylko dusza zapragnie!

źródło

3. Gdzie zjeść w Pradze? Knajpki godne uwagi.

W piątek, kiedy Adaś zgłodniał, udaliśmy się do chińskiej knajpki znajdującej się niedaleko stacji metra Florenc. Zamówione przez niego danie zasmakowało mu na tyle, że wybraliśmy to miejsce również w niedzielę. Wówczas i ja skusiłam się na ryż, kurczaka i sos słodko-kwaśny. Danie dla jednej osoby kosztowało 79 koron (około 13 zł).


W sobotę nie byliśmy już tak oszczędni. Zaszaleliśmy na maxa, ale warto było! Adaś przed wyjazdem poszperał w zakamarkach wirtualnego świata i znalazł knajpkę, która przyciągała pozytywnymi opiniami. Miejsce idealne dla płci męskiej - kelnerki przemykają między stolikami w wyjątkowo kusych spodenkach :). Tak, mowa o HOOTERS! W Pradze znajdują się dwa punkty, my jedliśmy w restauracji lokalizowanej przy ulicy Vodičkova.


Jeśli najdzie Was ochota na pyszne burgery, to bez wahania kierujcie się do Hooters :). Co prawda do najtańszych nie należą, jednak walory smakowe bez wątpliwości stanowią największy atut. Za dwa burgery western BBQ i bananowego szejka zapłaciliśmy 567 koron czeskich (około 96 zł).

4. Co warto zobaczyć w Pradze? Gdzie kupić pamiątki?

Tutaj nie będę się rozpisywać - wszystkie najważniejsze wskazówki znajdziecie w poprzednich postach - dzień pierwszy, drugi i trzeci. Wystarczy kliknąć w poszczególne dni, a otworzą się Wam w nowych kartach relacje z naszego czeskiego weekendu. Oceńcie sami, co Was najbardziej interesuje i wybierzcie się w wymarzoną podróż ;). W kwestii pamiątek mogę powiedzieć jedynie tyle, że na Starym Mieście praktycznie co kawałek znajdują się sklepiki i wszelkiej maści kramiki pełne praskich gadżetów. Z kupnem suwenirów problemów nie ma! Jeśli jeszcze tego nie zrobiliście, to rzućcie okiem na poprzedni wpis.

Jakieś pytania :)? Chętnie odpowiem, piszcie w komentarzach! Jeśli tylko będę w stanie, na pewno rozwiąże Wasze wątpliwości. Gorąco pozdrawiam, Karolina.

niedziela, 11 września 2016

Pamiątki z Pragi - obowiązkowy element wycieczki :).

Kochani :). Zgodnie z zapowiedziami przyszła pora na post niezwiązany bezpośrednio ze zwiedzaniem miasta. Powiedzcie sami, cóż byłaby to za wycieczka, gdybyśmy nie przywieźli z niej ani jednej pamiątki? Poszukiwanie turystycznych gadżetów to obowiązkowy punkt programu każdego naszego wyjazdu. Tak było też w Pradze.


Kluczowym elementem składającym się na przywożone przez nas pamiątki są oczywiście pocztówki! Mogłabym rzec, że nawet miliony pocztówek. No dobra, to tylko metafora, ale fakt, po wizycie w Czechach mój widokówkowy album trochę się zapełnił. W pierwszej kolejności kupiłam kartki dla znajomych, dopiero później znalazłam coś dla siebie, zupełnie przypadkiem. Tych pierwszych nie pokażę, bo jeszcze nie wszyscy stali się ich posiadaczami, zatem nie będę zdradzać tajemnicy i psuć tym samym przyjemności :)! Drugą partię obfociłam za to całą - poniżej możecie zobaczyć, jakie kartki trafiły do albumu. Ceny pocztówek wahały się w sklepach od 5 do 10 koron za sztukę, ja głównie kupowałam te tańsze, chyba tylko za dwa egzemplarze zapłaciłam drożej.












Podczas naszego kwietniowego, zagranicznego wyjazdu rozpoczęła się przygoda z magnesami. Kontynuując dość świeżą tradycję, rozejrzeliśmy się po ryneczku w poszukiwaniu tychże pamiątek. Standardowo szukaliśmy jednego dla nas i dwóch dla rodziców. Pierwszy wisi już od miesiąca na naszej lodówce. Ceny magnesów są bardzo zróżnicowane - te na poniższym zdjęciu kupiliśmy za 90 koron (30 za sztukę), ale można też upolować taniej w pakietach, np. po 5 sztuk za 130 koron.


Piwo!!! Nie wiem, jak to się stało, ale miałam takie poczucie, że muszę przywieźć z Czech piwo. Adaś w ogóle nie tyka tego trunku (jak większości, bo skusić się może właściwie tylko na whisky), natomiast ja z chęcią wybrałam coś dla siebie - padło na wariant owocowy. Przyznam się bez bicia, że puszka nadal czeka w lodówce na swoje pięć minut :D. Jakoś nie było jeszcze okazji, a nie lubię tak po prostu wyłoić obcego mi wciąż piwa i nawet nie delektować się jego smakiem.


Jak widzicie na zdjęciu, są jeszcze dwie buteleczki. Powędrowały one do moich rodziców, z informacji, które zdążyłam niedawno wyciągnąć wynikało, że tacie posmakował Kozel. Piwo kupiliśmy w Kauflandzie, płacąc za sztukę około 12-15 koron.

No dobra, nie samym alkoholem człowiek żyje :D. Jako herbatoholiczka musiałam posunąć się do malusieńkiego zachowania rodem z kraju kwitnącej cebuli. Jak wiecie w hotelu śniadania serwowano w formie szwedzkiego bufetu. Kiedy nadeszła chwila przygotowania jakiegoś ciepłego napoju, skierowałam się oczywiście ku części z herbatami. Pomyślałam, że aż tak bardzo nie zgrzeszę, zabierając ze sobą więcej, niż tylko jedną saszetkę, którą miałam za chwilę zalać wrzątkiem. Dalej już chyba tłumaczyć nie muszę - powiem jedynie tyle, że ta zielona herbata niezwykle mi smakowała.


Prócz pocztówek, magnesów, piwa i herbat, do Polski przyjechały z nami zdezelowane mapy miasta, które każdego dnia braliśmy z recepcji, albowiem te z poprzedniego nie nadawały się już do użytku :D. Zachowaliśmy także dobowe bilety za 110 koron (kupowaliśmy w recepcji hotelu), dzięki którym mogliśmy przemierzać przez Pragę czym tylko chcieliśmy - autobusem, metrem, tramwajem.



A jak wyglądają Wasze pamiątki, które przywozicie ze sobą z wakacyjnych wyjazdów? Kupujecie tradycyjne pocztówki, magnesy, a może ulegacie pokusie i decydujecie się na kubki, notesy, torby, koszulki itp.? Jak zawsze z ogromną chęcią przeczytam, co macie do przekazania w tym temacie ;). Ściskam gorąco i życzę udanej niedzieli! Karolina.

środa, 7 września 2016

Weekend w Pradze #3.

Hej Misiaki! Przybywam z, niestety, ostatnim wpisem, w którym razem pozwiedzamy czeską stolicę. Co prawda została jeszcze kwestia pamiątek i praktycznych wskazówek odnośnie organizacji wycieczki, jednak takiego stricte poznawania miasta już nie będzie. Siądźcie więc wygodnie w fotelu, przeczytajcie relację z pierwszego i drugiego dnia wycieczki (jeśli oczywiście jeszcze tego nie zrobiliście), a następnie prześledźcie dzisiejszy wpis :).

Niedziela była ostatnim dniem, kiedy mogliśmy powłóczyć się po mieście. Wstaliśmy tradycyjnie wczesnym rankiem, udaliśmy się na hotelowe śniadanie, a potem wyszliśmy na autobus. Celem była Křižíkova fontána - dojrzałam ją na jednej z zakupionych pocztówek i stwierdziłam, że chcę ją zobaczyć! Pani w recepcji szybko wyjaśniła, gdzie znajduje się ten obiekt. Pojechaliśmy więc autobusem spod hotelu do stacji czerwonego metra - Florenc, aby następnie przemieścić się pociągiem na przystanek Nádraží Holeštovice. Stamtąd przeszliśmy się na pieszo na teren Výstaviště Praha, gdzie właśnie znajduje się wspomniana wcześniej fontanna. Výstaviště zbudowano z myślą o organizacji wystaw, koncertów i innych wydarzeń kulturalnych. Motorem budowy była Wystawa Jubileuszowa, którą zorganizowano w 1891 roku. Centrum wystawowym stał się neobarokowy Průmyslový palác, otwarty 15 marca 1891 roku. 





Za budynkiem Pałacu przemysłowego odnaleźliśmy sławetną fontannę. Křižíkova fontána w ciągu dnia nie wygląda jakoś szczególnie, jednak w okresie od wiosny do jesieni wieczorami przyciąga swą zjawiskowością rzesze widzów. Programy artystyczne zostają przygotowywane nie tylko przy wykorzystaniu wodnych instalacji, ale angażują także muzykę poważną, rozrywkową bądź filmową. Amfiteatr fontanny jest w stanie pomieścić podczas jednego pokazu ponad 6 000 widzów. Bilet upoważniający do wzięcia udziału w widowisku wynosi około 220 koron, można zakupić go przed każdym seansem. Należy tylko zarezerwować sobie wolny wieczór i gotowe. Tym razem mieliśmy inne plany na końcówkę dnia, ale przy kolejnej wizycie w Pradze na pewno nie odmówimy sobie tej przyjemności.



źródło
Na lewo od wejścia na teren Výstaviště znajdował się park, który mnie oczywiście przyciągnął swoją zielenią. Najskuteczniejszym wabikiem okazały się róże, których było tam pełno! Spędziliśmy krótką chwilę na delektowaniu się ich widokiem, a następnie udaliśmy się na metro.




Z Nádraží Holeštovice dojechaliśmy czerwoną linią do Florenc. Na tej stacji można przesiąść się na żółtą linię - tak też zrobiliśmy, ponieważ chcieliśmy dostać się do Karlovo náměstí. Jest to plac znajdujący się na Nowym Mieście w Pradze. Z niego można się dostać do Tańczącego domu (Tančící dům), zbudowanego w 1996 roku nowoczesnego budynku. Te awangardowy obiekt znajduje się na prawym przegu Wełtawy, a swoją nazwę zawdzięcza specyficznym kształtom.



Kolejnym punktem naszej wycieczki był spacer po znajdującym się obok drogowym moście Jiráska (Jiráskův most), mierzącym 310,6 m. Wybudowano go w latach 1929-1931. Przyznam szczerze, że widoki były bajeczne!







Po kilku dniach ciągłego chodzenia nogi dość wcześnie dały nam o sobie znać. Potrzebowaliśmy chwili odpoczynku, ale zanim wróciliśmy do hotelu, postanowiliśmy jeszcze coś zjeść. Udaliśmy się brzegiem rzeki do najbliższego przystanku żółtego metra, którym dojechaliśmy do dzielnicy Florenc. 


Tam zatrzymaliśmy się w chińskiej knajpie, o której wspominałam w pierwszym wpisie. Zjedliśmy szybki obiad, poszliśmy na przystanek autobusowy i wróciliśmy do pokoju hotelowego. Tam Adam przespał się z dwie godzinki, a ja odpoczywałam grając w jakies gierki na telefonie. Tak, gierki, bo oczywiście zapomniałam zabrać ze sobą książkę i wcześniej kupioną gazetę! Potem przyszedł czas na szybki prysznic, zmianę ubrań i kontynuację zwiedzania - postanowiliśmy wrócić na Hradczany, aby tym razem obejrzeć miasto skąpane nie w porannym, a w zachodzącym słońcu. 







"Adaś, chcę zdjęcie na schodach". To zapozowałam, że ho ho :D.
Spędziliśmy trochę czasu na punkcie widokowym, po czym udaliśmy się ponownie na Most Karola. Nadchodził już wieczór, więc perspektywa ujrzenia wizytówki Pragi pod osłoną nocy była zbyt kusząca, abyśmy sobie odmówili takiej przyjemności.





Zatrzymaliśmy się jeszcze na chwilę po drugiej stronie mostu, aby obejrzeć okoliczne budynki i spojrzeć przez wodę na zamek. 





Spacerując Starym Miastem trafiliśmy na metro, które podwiozło nas na przystanek autobusowy. W hotelu wylądowaliśmy po 22giej, z lekkim żalem w sercu, że ten rozdział powoli się kończy. Ten wyjazd na pewno nie był jedyną okazją do poznania Pragi, bo na pewno jeszcze tam wrócimy. Jednak smutek i niechęć opuszczenia tak wspaniałego miejsca to chyba stały element kiedy w głowie krąży myśl, że dzień wyjazdu zbliża się nieubłaganie... Całuję Was Kochani, K.