sobota, 21 października 2017

WILNO: Zapowiedź wirtualnej wycieczki po stolicy Litwy.

Jesień już dawno rozkręciła się na dobre, a ja wciąż żyję wspomnieniami wakacyjnego wyjazdu na wschód. Byliśmy już w Stańczykach, odwiedziliśmy Trójstyk Wisztyniec, poznaliśmy uroki Kowna i zwiedziliśmy Muzeum Diabła. Przyszła pora, aby udać się do WILNA!


W stolicy Litwy spędziliśmy niepełne 4 dni - przyjechaliśmy do hotelu w sobotę przed 17:00, a wyjechaliśmy we wtorek po 9:00. Pierwszego dnia wybraliśmy się na spokojny spacer po starówce, do której mieliśmy 10-15 minut spaceru. Chcieliśmy po prostu zbadać okolicę. Zajrzeliśmy do pierwszych kościółków, poznaliśmy uroki Starego Miasta, wyhaczyliśmy milion razy lepszy odpowiednik McDonald's (Hesburger) i zaliczyliśmy spacer w burzy (w tym wylądowałam jedną nogą w gigantycznej kałuży, brawo ja).

Drugi dzień powitał nas średnio przyjazną pogodą. Udaliśmy się obowiązkowo na dworzec kolejowy - no musiałam, musiałam! Potem przyszła pora na Cmentarz na Rossie. Byliśmy tam bardzo krótko, bowiem Adaś chciał zdążyć na pewną wojskową atrakcję w centrum. Problem jedynie w tym, że jego telefon z niewiadomych przyczyn podawał złą godzinę. Roaming był aktywny, niestety czas nie przestawił się na wileński. Sama o tym zapomniałam i w efekcie spóźniliśmy się na to wydarzenie. Potem sugerowaliśmy się tylko i wyłącznie moim telefonem, który podawał właściwy, jak na tamtą strefę, czas. Mądry Polak po szkodzie.



Udaliśmy się więc na ulicę Ostrobramską, gdzie mogliśmy podziwiać słynną Ostrą Bramę oraz pobliskie kościoły. Przespacerowaliśmy się bocznymi uliczkami, doszliśmy do ruin zamku, potem wybraliśmy się na Plac Ratuszowy. Mała przerwa w Hesburgerze (kanapki tam są kapitalne, najlepsze śmieciowe jedzenie, jakie kiedykolwiek jadłam, czemu tego w Trójmieście nie ma?!), no i powrót na trasę. Dzielnica Żydowska, Pałac Prezydencki, Bazylika archikatedralna św. Stanisława Biskupa i św. Władysława, ulica Giedymina (shopping, shopping!) i jeden z punktów widokowych zaliczyliśmy w kilka godzin. Wieczór spędziliśmy w hotelu - starość nie radość i człowiekowi zapracowanemu szybko pada bateria. Zupełnie jak w dzisiejszych smartfonach.




Trzeci dzień udał się nam w 100%. Pogoda dopisywała od samego rana. Starówka nabrała kolorów, a skąpany w promieniach słońca Uniwersytet Wileński zapisał się na liście moich ulubionych atrakcji turystycznych dostępnych w stolicy Litwy. Spacer po mieście, Ulica Literacka, Zarzecze, liczne kościółki, Ogród Bernardyński, Góra Trzykrzyska, zapierający dech w piersiach Kościół św. Piotra i Pawła, Wzgórze Giedymina - poniedziałek zdecydowanie spędziliśmy intensywnie i owocnie!


Czwarty dzień to chwila poświęcona na toaletę, śniadanie, pakowanie i wyjazd z hotelu. To tak w dużym skrócie - szykujcie się więc na masę postów, w których zaprezentuję uroki Wilna. Początkowo nie byłam pewna, czy stolicę Litwy można określić jako turystyczne must see. Teraz, kiedy minęło już trochę czasu, śmiało mogę nazwać wycieczkę na wschód jednym z najlepszych wyjazdów wakacyjnych :). Przesyłam całusy, do następnego! Karolina.

7 komentarze:

  1. Moja rodzina pochodzi z Wilna. Ale ja nigdy tam jeszcze nie byłam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nigdy nie byłam w Wilnie. Zawsze wydaje mi się, że to blisko i zdążę pojechać a później mija czas k jeszcze nie pojechałam ;) Muszę koniecznie się wybrać :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie ukrywam, że chciałbym w końcu ruszyć się gdzieś za granicę naszego kraju. Wilno, w którym jeszcze nie byłem znajduje się na mojej liście. Może kiedyś uda mi się da dotrzeć. Czekam na kolejne wpisy, dzięki którym z pewnością łatwiej będzie mi się poruszać po mieście.

    OdpowiedzUsuń
  4. W tych rejonach mnie nie bylo. Ciekawe, kiedy to nastapi ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo fajnie napisana zapowiedź :) Po spędzonych kilku miesiącach w Wilnie stwierdzam, że to jest turystyczny must see, ale na co najmniej kilka dni i najlepiej bez przewodnika. Chodzenie własnymi ścieżkami, z ewentualną "ściągą" w ręku, to najlepsza opcja. Cieszę się, że spodobało się Tobie to miasto :)
    P.S. Tego Hesburgera też mi mocno brakuje w Polsce, najlepsze śmieciowe jedzenie ever! Szczególnie po imprezach w centrum było to stałe miejsce na posiłek w drodze powrotnej do domu :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie byłam nigdy na wschodzie, ale widzę, że warto :) Piękne zdjęcia! :) I też nie pomyślałabym o zmianie czasu :)
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń