Powojenne realia, w których rządzą twarde zasady i mocne pięści.
Teraźniejszość, w której nie ma miejsca na uczciwość.
Historie, w których nigdy nie było miejsca na miłość.
Zimny, mroczny, jesienny wieczór w Warszawie. Samotnie biegający mężczyzna trafia przy brzegu Wisły na zwłoki kobiety. Informuje o znalezisku policję. Jak się okazuje, ciało posiadało sporo obrażeń i z pewnością nie będzie łatwo ustalić, kim jest ofiara. Sprawę bierze w swoje ręce podkomisarz Olga Suszczyńska. Kobieta nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, w jak trudne środowisko wkracza...
Siedemdziesiąt lat wcześniej, w trakcie akcji przesiedleńczej żydów, dochodzi do rozdzielenia członków pewnej żydowskiej rodziny. Mały Beniamin po raz ostatni widzi swojego ojca. Wraz z matką trafiają pod dach sklepikarza, z którym łączyły ich przyjazne stosunki. Chłopiec z rodzicielką chcą zapomnieć o swoich korzeniach i rozpocząć nowe życie.
Co wspólnego mają obie te sprawy?
Lektura "Bezdechu" była dla mnie okazją do spojrzenia na kryminały z innej strony. Książka ta ma swoje plusy, ale i nie obejdzie się bez wytknięcia kilku aspektów, które raczej nie uradowały mojej czytelniczej duszy. Zacznę od tej słabszej strony, aby przedstawione na końcu pozytywy bardziej utkwiły w pamięci. Po pierwsze, ogromnie przeszkadzał mi prostacki język, jakim posługiwali się bohaterowie. Po drugie - jak dla mnie obie sprawy miały za mało wspólnego. Tego, co było spoiwem, nie chcę zdradzać, aby nie popsuć przyjemności z czytania innym. Po trzecie (tutaj jedynie moje subiektywne odczucie), męczyły mnie kwestie polityczne. Ta strefa nie mieści się w kręgu moich zainteresowań, toteż nie wzbudziła we mnie entuzjazmu.
Pozytywy? Książka trzymała w niepewności, pomysł na kryminalną fabułę uważam za naprawdę udany. Choć początek nieco mi się dłużył, to każdy kolejny rozdział pobudzał moją ciekawość. Plus za umiejscowienie części akcji sporo lat wstecz - dzięki temu zabiegowi czytelnik ma szansę poznać, jak wyglądał świat w obliczu wojny, a zwłaszcza jak przebiegały losy polskich żydów. "Bezdech" to nie tylko kryminał, to także powrót do historii.
Siedemdziesiąt lat wcześniej, w trakcie akcji przesiedleńczej żydów, dochodzi do rozdzielenia członków pewnej żydowskiej rodziny. Mały Beniamin po raz ostatni widzi swojego ojca. Wraz z matką trafiają pod dach sklepikarza, z którym łączyły ich przyjazne stosunki. Chłopiec z rodzicielką chcą zapomnieć o swoich korzeniach i rozpocząć nowe życie.
Co wspólnego mają obie te sprawy?
Lektura "Bezdechu" była dla mnie okazją do spojrzenia na kryminały z innej strony. Książka ta ma swoje plusy, ale i nie obejdzie się bez wytknięcia kilku aspektów, które raczej nie uradowały mojej czytelniczej duszy. Zacznę od tej słabszej strony, aby przedstawione na końcu pozytywy bardziej utkwiły w pamięci. Po pierwsze, ogromnie przeszkadzał mi prostacki język, jakim posługiwali się bohaterowie. Po drugie - jak dla mnie obie sprawy miały za mało wspólnego. Tego, co było spoiwem, nie chcę zdradzać, aby nie popsuć przyjemności z czytania innym. Po trzecie (tutaj jedynie moje subiektywne odczucie), męczyły mnie kwestie polityczne. Ta strefa nie mieści się w kręgu moich zainteresowań, toteż nie wzbudziła we mnie entuzjazmu.
Pozytywy? Książka trzymała w niepewności, pomysł na kryminalną fabułę uważam za naprawdę udany. Choć początek nieco mi się dłużył, to każdy kolejny rozdział pobudzał moją ciekawość. Plus za umiejscowienie części akcji sporo lat wstecz - dzięki temu zabiegowi czytelnik ma szansę poznać, jak wyglądał świat w obliczu wojny, a zwłaszcza jak przebiegały losy polskich żydów. "Bezdech" to nie tylko kryminał, to także powrót do historii.
"Bezdech" to dość specyficzny, ale ciekawy debiut. Ja odnalazłam w tej książce coś dla siebie, wciągnęła mnie intrygująca historia, może i Wy się skusicie ;)?
Za egzemplarz książki "Bezdech"
serdecznie dziękuję Burda Książki.
serdecznie dziękuję Burda Książki.
Jestem bardzo ciekawa tej intrygującej historii.
OdpowiedzUsuń