środa, 30 grudnia 2015

O świętach po świętach :)

Cześć i czołem! Wybaczcie małą przerwę, ale powrót do domu bez zasilacza do laptopa mówi chyba sam za siebie. Dziś postaram nadrobić się wszelkie zaległości, zarówno tu, jak i u Was! Na początek jednak naskrobię kilka słów o minionym Bożym Narodzeniu :).


Tegoroczne święta spędzałam jak zawsze w Grudziądzu, jednak tym razem w większym gronie, bowiem spotkaliśmy się z resztą rodziny. Nawet nie chcę wiedzieć, jak te kilkanaście godzin rozmów i siedzenia przy stole wpłynęło na moją wagę. Ale co tam, Boże Narodzenie to jedna z takich okazji, kiedy nie myśli się o skutkach, a tylko sięga po ulubione potrawy. W tym roku standardowo rozsmakowałam się w grzybowej z łazankami i barszczu z uszkami. Nie odpuściłam sobie łososia z koperkiem, no i pasztecików ze szpinakiem i fetą (nowość!). Pierwszego dnia świąt skusiłam się na ulubionego zraza oraz sałatkę gyros. A gdzie w tym wszystkim słodycze? A były, były! Dziennie jadłam z mamą na pół po dwa, trzy ciasta - mogłyśmy zasmakować więcej bez zbędnego obżarstwa. Mimo wszystko teraz czuję, jak puchnę hahah. Samym jedzeniem człowiek jednak nie żyje! Co jak co, ale niedłącznym elementem świąt są prezenty :D! W końcu mogę przyznać się do tego, jakie podarunki przygotowałam dla swoich bliskich, no i co sama dostałam od Mikołaja.


Ten prezent widzieliście już w połowie grudnia na IG. To tak naprawdę pierwszy tego roku podarunek świąteczny, idealnie trafiony w moje gusta. Pewnie miała to być zapowiedź udanych prezentów, bowiem wszystkie bardzo mnie ucieszyły. Szczególnie te od Adasia, ale o tym wspominałam już w poprzednim poście.


Pod świątecznym drzewkiem znalazłam pieniążki (które mam zamiar częściowo spożytkować jeszcze w tym roku!) oraz inne przyjemne podarki. MERCI już rozpracowaliśmy z Adamem, MILKA została w domu, wierzcie mi, i tak miałam ciężką torbę. Kosmetyki także, bo mam tutaj całkiem spory zapas, no i niestety magiczne pudełeczko z kubkiem i czterema piramidkami zielonej herbaty musi poczekać do kolejnego przyjazdu. Wiecie, gdzie można takie dostać? Widziałam na jego odwrocie, że jest jeszcze kilka produktów z tej serii, a że cały pomysł przypadł mi do gustu, to może i bym się skusiła na więcej... Ach ten zakupoholizm :D. 


A to cudeńko czekało na mnie już w Gdańsku! Mama Adasia trafiła idealnie, będę teraz jeszcze więcej kombinować w zakątku kuchennym. W końcu sesja i te sprawy, więc oczywistym staje się fakt, iż zawsze znajdzie się jakieś ważniejsze niż nauka zajęcie.


KRAKOWSKI KREDENS powędrował do mojej Babci. Długo myślałam nad tym, co sprezentować Babuni, no i w ostatni weekend przed świętami mnie olśniło. Raz, że w Grudziądzu nie ma sklepu tej sieci, a dwa, słodycze przecież każdy lubi. Krzyżówki o poranku także :). Skoro jest już po świętach, to mogę też powiedzieć, co sprezentowałam rodzicom - sokowirówkę ZELMER. Mama zawsze o takim sprzęcie marzyła, więc postanowiłam spełnić to życzenie. Niech sobie piją soczki z tatą, na zdrowie :)!

Święta zleciały bardzo szybko, a dzień powrotu do Trójmiasta nastąpił jakby nagle... Chciałabym podziękować wszystkim za życzenia, kartki i prezenty :). Sprawiliście mi ogromną radość! A jak Wam minął ten czas? Mam nadzieję, że jesteście zadowoleni! Buziaki, Karolina.

czwartek, 24 grudnia 2015

Nasza Wigilia... Wesołych Świąt!

To już dziś! Za kilka godzin rozpoczną się w naszych domach spotkania z całą rodziną przy wyjątkowej kolacji. Niektórzy mają już swoją Wigilię za sobą, a takimi osobami jesteśmy właśnie ja i Adaś. Wiedząc, iż 24 grudnia spędzamy w zupełnie innych częściach Polski, postanowiliśmy w ubiegłą niedzielę zorganizować wieczerzę tylko dla siebie. 

Mikołaj zjawił już w południe i zostawił pod choinką dwa prezenty. Aż dziw, że wytrzymały do samego końca! Ciekawość niektórych sięgała zenitu ;).



Najpierw jednak zasiedliśmy do stołu, na którym znajdowało się kilka skromnych potraw. Nie szaleliśmy z jedzeniem, ponieważ we dwójkę niewiele potrzebowaliśmy do szczęścia. Do miseczek wyłożyłam trochę tradycyjnej sałatki oraz moje ukochane śledzie. Jeśli już jesteśmy w temacie ryb, to przygotowałam także łososia. Zakupiony w Lidlu filet pozbawiłam skóry, a następnie pokroiłam na mniejsze kawałki. Po takiej obróbce do gry wchodzi JEDNA przyprawa - pieprz cytrynowy. Obsypałam bez zbędnej przesady rybę, a potem wsadziłam ją do wysmarowanego oliwą naczynia żaroodpornego. Taki łosoś wędruje na 25-30 minut do piekarnika, w zależności od grubości kawałków. Soczysty raj dla kubków smakowych, mówię Wam! PS. Wiele osób ma tendencje do skrapiania łososia sokiem z cytryny. W żadnym wypadku, bowiem zetnie się część białek i danie będzie w efekcie suchawe. Bardzo żałuję, ale zapomniałam zrobić zdjęcie tej rybki... Może następnym razem ;)!



Na słodszą część kolacji postanowiłam przygotować smaczne babeczki w świątecznych foremkach z IKEI. Mógły pojawić się sernik czy makowiec, ale było kilka "ale". Po pierwsze - Adam nie przepada za sernikiem, po drugie - biorąc pod uwagę tylko nas, pieczenie tych ciast mijało się z celem. W takim wypadku patrząc na ilość musielibyśmy zorganizować kilka kupnych kawałków... A po co, skoro mogę coś upichcić :)? 




Pewnie niektórzy zadają sobie pytanie - jaki jest przepis? Bardzo prosty :). Przygotowałam moją standardową masę jak na biszkopt (pojawiała się w kilku przepisach), rozlałam ją równomiernie do foremek i piekłam troszkę krócej, niż zazwyczaj. Na ostygnięte ciasto powędrowały dwie masy czekoladowe z mascarpone, czyli tak naprawdę nasze ulubione. Góra to pastylki czekolady, maliny i banany. Wyszło smakowicie!

Po zapełnieniu brzuszków przyszedł czas na tak bardzo oczekiwane prezenty! Adaś dostał ode mnie jeansy z RESERVED oraz bokserki "I HATE MONDAY" z Garfieldem, również z tej sieciówki. Ja natomiast otrzymałam wymarzoną płytę mojego ukochanego zespołu BULLET FOR MY VALENTINE w wersji deluxe (normalnie nie mogę opisać mojej radości) oraz mus do ciała z FARMONY (pamiętacie, kiedyś chwaliłam się zakupem takiego kremu do rąk - ta seria jest niesamowita!).



Po wszystkim wybraliśmy się na spacer, aby spalić nagromadzone podczas kolacji kalorie :D. Efekty naszej małej wycieczki widzieliście już w poście o dekoracjach w Gdańsku i Sopocie. 

Tak wyglądała nasza mała Wigilia. Dziś odbędą się te "właściwe", dlatego chciałabym wszystkim życzyć WESOŁYCH ŚWIĄT! Zdrowych, pogodnych i rodzinnych... Pięknych prezentów i cudownych smakowitości na stołach. Dziewczyny, nie przejmujcie się, na pewno "pójdzie w cycki" :)! Przesyłam dla Was ciepłe uściski, Karolina.

środa, 23 grudnia 2015

Ubieramy choinkę... i mieszkanie :).

Witajcie Kochani wieczorową porą! Już jutro zasiądziemy do wigilijnych stołów, jednak wcześniej trzeba będzie wszystko przygotować od strony wizualnej... Wiele z nas stroi swoje drzewko właśnie 24 grudnia, często również tego dnia dbamy o ostateczny efekt widoczny w naszych czterech kątach. Jak to wygląda u mnie? 

Zacznę od słowa "skromnie". W tym roku dopiero pierwszy raz obchodzimy święta tak na poważnie (o zeszłe święta, błagam, nie pytajcie, ale nie mieliśmy nawet choinki! nie licząc tej małej z pierników...). Drzewko zostawię jednak na potem, zacznę od drobnych dekoracji. 


Pierwsza ozdoba to typowe handmade. Wystarczy kupić pomarańcze i goździki. Potem tylko nabijamy je na owoc, a dla ułatwienia można wcześniej przygotować sobie dziurki przy pomocy wykałaczek. 


Za pomarańczką zauważyliście pewnie w tle pewnego pana! Tak, dobrze kombinowaliście. Mikołaj grzecznie strzeże szafki pod telewizorem. Wygrzebaliśmy go z jakiegoś pudła, więc nawet nie wiem, ile kosztował i z jakiego sklepu przywędrował. Aczkolwiek wydaje mi się, iż podobne można dostać w Jysku.


Spożywcze choinki, które dostałam z okazji świąt od przyjaciółki! Piernikowe drzewka pobudzają kubki smakowe, jednak ich elegancki wygląd zdecydowanie oddala myśli "zjedz je". Ciasteczkowych choinek przed łasuchami strzeże prześliczny aniołek, którego również dostałam w prezencie - kochane te moje dziewczyny!

Dekoracji jak widzicie za wiele nie mamy, jednak obiecałam sobie odłożyć trochę grosza na przyszły rok i zainwestować w większe ozdoby, np. w wieńce. Jeśli obserwujecie mnie na IG lub FB, na pewno widzieliście przygotowania od strony zapachowej. Uwielbiam, kiedy cudowne aromaty od Yankee otulają mieszkanie, także nie mogło zabraknąć świątecznych wosków na liście zakupowej. Ozdoby, woski... a co z tą choinką? W tym roku doczekaliśmy się pierwszego, wpólnego drzewka - niestety lub i stety sztucznego. Część bombek mieliśmy z odzysku, nawet nie wiecie, jakie czasem można znaleźć skarby w piwnicy. Resztę musieliśmy dokupić, ale udało się upolować naprawdę fajne rzeczy w dobrych cenach. Wciąż nie kupiliśmy srebrnych łańcuchów, bo ten złoty, który zaraz zobaczycie, średnio tam pasuje. Ale to tylko taka drobnostka. 


Drzewko zakupiliśmy w OBI. Za "Julię", mierzącą 220 cm, zapłaciliśmy w promocji 169 złotych. Oczywiście bez przygód się nie obyło. Wyobraźcie sobie, że zabrakło nam jednej nóżki! Jakież było nasze zdziwienie, kiedy po dwóch tygodniach rozpakowaliśmy pudło, a tu zonk... A przecież pani kasjerka kontrolowała zawartość! No trudno, pojechaliśmy do sklepu z reklamacją. Przyniesiono nam nową choinkę, ale zaraz... znowu 3 nogi. No to sprawdzamy dół - i wszystko jasne, dół poprzedniej stanowił najprawdopodobniej część innego kompletu. Całe szczęście sprawa się wyjaśniła, a my wróciliśmy z nową Julią do domu. Mogliśmy już spokojnie ją stroić!


To chyba moje ulubione bombki. Kupiliśmy je w Auchanie, 4 sztuki o średnicy 8 cm w cenie około 20 złotych. Zakochałam się w nich od pierwszego wejrzenia. Podobnie było z dużymi, granatowymi.



Te kupiliśmy w dwupaku, nie mam pojęcia, ile wynosi średnica, pamiętam jednak cenę - 14 złotych. W Auchanie zaopatrzyliśmy się także w białe bombki, z podobnym, srebrnym wzorem. Cena, wielkość i ilość sztuk w opakowaniu była taka sama, jak w przypadku czerwonych.


Łowy bombkowe zaliczyliśmy nie tylko we wspomnianym markecie, ale także w OBI. Tam udało nam się upolować pojedyncze sztuki na przecenie -75%. Tym sposobem za 12 bombek zapłaciliśmy 24 złote. Kupiliśmy cztery sztuki czerwonych z choinką ozdobioną guziczkami, cztery jasnoróżowe z motywami kwiatowymi i cztery szare. Przykład ostatniej widoczny poniżej.


W OBI kupiliśmy także 100 kolorowych lampek za około 20 złotych. Światełka posiadały złączkę, więc mogliśmy je podpiąć do starego kompletu z odzysku i tym sposobem na drzewku zawisło 300 lampek. 


Jak OBI, to i Castorama :D. Tam kupiliśmy dwie pasiaste bombki - złotą i różową, po 3,50 za sztukę, także po jakimś rabacie. A, no i jeszcze została bombka POCIĄGOWA!!!


Tę dostałam od naszych gości, o których wspominałam w postach odnośnie weekendu w Trójmieście. Lokomotywa na choince musi być!


Prócz typowych dekoracji choinki w postaci bombek, na naszym drzewku pojawiły się także drewniane zawieszki z Rossmanna. Mogliście zobaczyć je także na FB, cena takiej przyjemności to od 2,50 do 3 złotych za sztukę (w promocji).

Na koniec podrzucam dla Was dwa linki do świątecznych inspiracji - pierwszy pochodzi z mojej ulubionej strony homebook.pl, drugi zaś z home&you. Może coś z zaprezentowanych dekoracji przypadnie Wam do gustu ;)! Serdeczne buziaki dla wszystkich! Widzimy się już jutro :).

wtorek, 22 grudnia 2015

Święta od kuchni...

Wiecie co?! Straciłam już wszelkie nadzieje na śnieg. Wiosenna temperatura w pierwszy dzień kalendarzowej zimy mówi sama za siebie. Cóż, święta muszą obyć się bez tego białego akcentu. Za to bez smacznej oprawy ani rusz! Kuchenne specjały to obowiązkowy punkt programu. Co jadamy na Wigilię oraz w następne dni? Zapraszam do lektury! 

1. Pierwszą potrawą, która tak naprawdę rozpoczyna wieczerzę, jest barszcz z uszkami. Mogłabym go jeść i jeść, jednak trzeba mieć jeszcze miejsce na inne smakowitości znajdujące się na świątecznym stole. Czasem zabieram ze sobą do Trójmiasta zamrożone uszka od mamy, aby potem zrobić sobie takie pyszności na szybko. 

źródło
2. Niekiedy równolegle z barszczem podawana jest zupa grzybowa z łazankami. Kilka lat temu posmakowałam jej pierwszy raz i już po inauguracyjnej łyżce wiedziałam, że polubimy się na wiele lat. Choć tak bardzo mi ona smakuje, to jednak przegrywa w rywalizacji z barszczem. Grzybową zjem innym razem (bo bardzo często jem ją po prostu na obiad).

źródło

3. Łosoś! Uwielbiam tę rybę i mogłabym ją jeść bez końca. Ostatnio zrobiliśmy sobie z Adamem naszą Wigilię (tę właściwą spędzamy osobno), podczas której na stole królował właśnie łosoś. Właściwie, to tylko przez chwilę, bo bardzo szybko zniknął z talerzy. Mój sekretny (i jednocześnie niezwykle łatwy) przepis pojawi się w poście odnośnie naszej wieczerzy.

źródło
4. Ryba w occie - kiedyś nie byłam tak pozytywnie do niej nastawiona, jednak smaki się zmieniają. Szczególnie, jak się ją spożywa na zmianę ze słodkim jabłecznikiem... Ale może temat moich specyficznych preferencji poruszymy innym razem. Tak jeszcze nawiązując do ryb - swego czasu lubiłam tę po grecku, aczkolwiek zeszła na dalszy plan.

5. Śledziczki, śledziczki! Uwielbiam je, łączy nas miłość do grobowej deski. Smakują mi koreczki z cebulką, jednak największą przyjemność sprawia mi ta rybka w sosie jogurtowym z cebulką i jabłkiem. To jest to... Niekiedy prosiłam mamę, aby zrobiła mi je na przyjazd do domu. Wiadomo, w weekend nie dawałam rady zjeść wszystkiego, tak więc zabierałam potem ze sobą na stację wielkie słoje pełne szczęścia.

źródło
6. Sałatka jarzynowa, czyli tak naprawdę standardowy element stołu podczas każdych świąt. Łatwa w przygotowaniu, smakuje praktycznie każdemu. Ją też przywoziłam w słoikach :D!

7. Pierogi, och tak! Kocham ruskie, ze szpinakiem, z kaszą gryczaną, ale podczas świąt muszą być te nafaszerowane kapustą i grzybami. Gdyby nie ograniczona pojemność mojego brzucha, na pewno nie skończyło by się na tych symbolicznych dwóch sztukach.

źródło
8. Zrazy, ale to już podczas świątecznych obiadów. Szczególnie cenię sobie te w wykonaniu mojej Babci. Wiadomo, mamy naszych rodziców karmią najlepiej. Pozostając jeszcze w temacie obiadów - chętnie sięgam też po schab ze śliwką.

9. Sernik - tak, czas na słodką odsłonę świąt! Nie wyobrażam sobie tych dni bez porządnego kawałka tego ciasta. Trudno, że idzie w boczki, takiej przyjemności nie da się oprzeć. Najlepiej smakuje mi zwykły sernik, bez żadnych ulepszeń, dziwacznych dodatków i przeróżnych polew. W środku akceptuję rodzynki, na górze ewentualnie lukier lub esy floresy z polewy czekoladowej.

źródło
10. Makowiec, ale do moich faworytów to on nie należy. Czasem jednak mi odbije i pytam wówczas mamę, gdzie schowała to ciasto. Zazwyczaj dowiaduję się, że właśnie tata zjadł ostatni kawałek. A ja akurat wyjątkowo miałam ochotę!

11. Kompot z suszu na ugaszenie pragnienia. Uwielbiam ten napój, ale tylko wtedy, kiedy nie cuchnie wędzonką. Niestety zdarza się, że składniki użyte do jego przygotowania pozostawiają wiele do życzenia...  

źródło
Tak mniej więcej wyglądają dania serwowane w moim domu. Oczywiście pojawia się ich więcej, np. tradycyjny karp, aczkolwiek nie jest on moim ulubieńcem. Ech, już się boję o swoją wagę :D! Na szczęście zaraz po nowym roku kończą się wszelkie okazje do celebrowania również jedzeniem, dlatego też styczeń będzie początkiem powrotu na zdrową ścieżkę dnia. Ostatnio skutecznie zaniedbuję ćwiczenia, na czego efekty pewnie długo czekać nie trzeba będzie.

A Wy jakie potrawy w szczególności uwielbiacie :)? Pochwalcie się! 

PS. Wszystkie zamieszczone zdjęcia pochodzą z internetu, nie stanowią one mojej własności. Pod każdą fotografią znajdziecie link źródłowy. Pozdrawiam!

poniedziałek, 21 grudnia 2015

Świąteczny klimat w Trójmieście!

Początkowo planowałam napisać tylko o Jarmarku Bożonarodzeniowym w Gdańsku, o czym informowałam swego czasu na facebooku, jednak pod wpływem wrażeń z wczorajszego spaceru zmieniłam zdanie. Wyglądem zachwyca nie tylko Targ Węglowy, gdzie odbywa się ów jarmak, ale także inne zakamarki metropolii. Wczoraj przekonaliśmy się o tym na własnej skórze. 

Kilka słów wstępu - ludzi wszędzie było sporo, także na większości zdjęć znajdują się obce mi duszyczki. No i niestety nie zaliczyliśmy Gdyni, z racji naszej Wigilii (właściwą spędzamy osobno, ale o tym jeszcze napiszę) wyruszyliśmy trochę późno, przez co nie starczyło nam na nią czasu. Chcieliśmy zdążyć na jarmark do Gdańska, a nie tak jak ostatnio się rozczarować... Pojechaliśmy w środę chwilę przed 22, jednak ze świecidełek zobaczyliśmy tylko lampki na drzewach. Cała świąteczna oprawa - bombki, budka z jemiołą itp. były wyłączone. Okazało się, że jarmark w tygodniu tętni życiem do godziny 20, natomiast w niedzielę do 21. Rozumiem fakt, iż w późniejszych porach nie funkcjonują kramiki, bo wiadomo, nikt do nocy nie będzie w niskich temperaturach stać przy stoiskach i sprzedawać bibelotów, jednak te nie wymagające opieki obiekty mogłyby dalej cieszyć oko! No cóż, ważne, że wczoraj się udało :). Zapraszam do magicznej fotowycieczki.

Na początek wybraliśmy Oliwę. Widziałam wcześniej na jednej ze stron piękne zdjęcia, pokazałam je Adamowi no i postanowiliśmy odwiedzić to miejsce. Oczywiście ledwo udało nam się zaparkować... Po prostu kabaret! Co kierowca to lepszy, jeden to już w ogóle zablokował inną parę, stawiając swoje zacne auto na środku. Trochę cierpliwego oczekiwania i przy kolejnym objeździe wyhaczyliśmy miejsce. Wtedy już ruszyliśmy szybkim krokiem, głodni cudownych widoków. Chwilę nam zajęło, zanim dotarliśmy do właściwej części parku. O ile cały obiekt jest beznadziejnie oświetlony (mam tu na myśli prawie całkowity brak lamp), to jednak to jedno miejsce bije resztę na głowę! Sami zobaczcie...






Przepięknie, prawda ;)? Wchodząc na teren tych magicznych światełek człowiek czuje się jak w bajce. Gdańsk tym razem mile mnie zaskoczył! Jednak nie można spędzić wieczności w jednym miejscu. Po krótkiej sesji żwawym krokiem ruszyliśmy do auta, aby za chwilę odwiedzić Sopot. Z kubkiem gorącej kawy z Costy (miodowo-pralinowa rewelacja, polecam też szarlotkową) przeszliśmy się po ozdobionym Monciaku. Naszą uwagę zwróciła choinka, ogromna bombka oraz wielki prezent, do środka którego można było śmiało wejść i zapozować do pamiątkowych zdjęć.




Poganiani upływającymi minutami wróciliśmy do Gdańska, tym razem jednak nie do Oliwy, a na Targ Węglowy, znajdujący się de facto w centrum. W niedziele jarmark na szczęście funkcjonuje dłużej, choć wiele sklepików było już zamkniętych. 



Podobno najmłodsi mają możliwość darmowego wstępu na karuzelę - ile w tym prawdy nie wiem, ale warto zabrać swoje pociechy i zaserwować im taką atrakcję.


Dla starszych też znajdzie się coś fajnego ;). Mam tu na myśli przystań pod jemiołą, gdzie o dziwo niektórzy wstydzą się wejść! Natrafiliśmy na jedną parę, która przeżywała taką rozterkę, choć właściwie to jej damska część broniła się przed buziakiem pod magiczną rośliną. U nas też nie brakowało "ALE" - tak jak rok temu nie udało mi się namówić Adama na pamiątkowe selfie, jednak nie tracę nadziei, może w przyszłym zmieni zdanie :D.




Jedną z piękniejszych dekoracji jest cudowna, świetlista brama. Już w zeszłe święta podbiła moje serducho. Obok niej ustawiono zachwycającą karetę.





Na koniec postanowiliśmy przy okazji przejść się po starówce, gdzie również czuło się przyjemny klimat, choć nie tak powalający, jak we wcześniejszych zakątkach Gdańska.




Jarmark trwa do 23 grudnia, więc miałam tak naprawdę ostatnią szansę, na zrobienie zdjęć. Jeśli chodzi jednak o Gdynię, to przykładem lat poprzednich przepięknie oświetlone miejsca można spotkać nawet po Nowym Roku, także mam nadzieję, że jeszcze zdążę sfocić dla Was moje ukochane miasto :). A u Was w miastach jak idą przygotowania do Bożego Narodzenia? Ściskam gorąco i do zobaczenia! Karolina.