poniedziałek, 25 maja 2020

Prawda o Erice w "Ktoś u kłamie" Jenny Blackhurst.


Wypadki się zdarzają.
Ale nie tym razem.


Zamożni mieszkańcy Severn Oaks prawie zapomnieli o nieszczęśliwym wypadku, w którym zginęła Erica Spencer. Prawie, bowiem w sieci pojawiły się pewne podcasty zatytułowane "Prawda o Erice". Ich autor twierdzi, że nie zginęła ona w wypadku, a ktoś po prostu odebrał jej życie. Nagrania mają rozwiać wątpliwości, co tak naprawdę wydarzyło się w trakcie przyjęcia z okazji Halloween. Mieszkańcy luksusowego osiedla Severn Oaks nie mogą czuć się bezpiecznie. Autor podcastów w każdym kolejnym nagraniu skupia się na innym podejrzanym. Co ciekawe, jedna z tych osób znika. Atmosfera jest nieciekawa, nie wiadomo, czy można ufać tym, którym dotychczas wierzono. Sielanka się skończyła. Przyjaciele stają się wrogami. Zwłaszcza, że każdy ma coś do ukrycia...

Ostatnie nagranie ma zdemaskować winnego. Kto stoi za morderstwem? Kto skrywa ten najmroczniejszy sekret?

"Ktoś tu kłamie" to najlepsza książka, jaką miałam okazję przeczytać w zeszłym miesiącu. To porywająca od pierwszej strony historia, którą chce się chłonąć garściami. Okoliczności śmierci jednej z mieszkanek osiedla Severn Oaks wzbudziły moją ciekawość. Intrygujące podcasty to w moim odczuciu naprawdę ciekawy pomysł. Trochę to przypominało mi motyw taśm z "13 powodów", który w serialu zdecydowanie przypadł mi do gustu. Nie myślcie tylko, że to odgrzewany kotlet, broń Boże. Choć muszę przyznać, że pewien element jest wspólny, mianowicie mam tu na myśli wprowadzenie tajemniczej atmosfery i rosnącego z podcastu na podcast napięcia.

Akcja toczy się płynnie, co zdecydowanie sprzyja poznawaniu kolejnych wydarzeń. Tutaj nie ma się do czego przyczepić, wręcz przeciwnie, smaczku dodają zaskakujące zwroty wydarzeń. Inną kwestią, ale równie ważną, są bohaterowie. Ich ilość może trochę przytłaczać, jak i rozeznanie się w korelacjach, choć uważam, że każda z postaci ma w sobie coś ciekawego, no i nie zapominajmy o tym, że każda skrywa jakiś sekret. A to w przypadku tego typu lektur chyba jeden z podstawowych elementów. Człowiek nierzadko skrywa przed innymi swoje prawdziwe oblicze. Bywają jednak momenty, kiedy to, jaką mamy naprawdę twarz, wychodzi na jaw. I właśnie tę prawdę zobrazowała w swojej książce Jenny Blackhurst.

W ogólnym rozrachunku nie miałabym czystego sumienia, gdybym nie poleciła tej książki! To naprawdę godna uwagi lektura z zaskakującym zakończeniem. Nie czuję niedosytu. Otrzymałam intrygę, zafascynowałam się wątkiem związanym z podcastami (nie przestanę wychwalać tego pomysłu, co to, to nie!), ucieszyło mnie ukazanie poniekąd z psychologicznego punktu widzenia charakteru człowieka na podstawie mieszkańców zamkniętej społeczności. Nie wahajcie się, "Ktoś tu kłamie" to wciągająca i satysfakcjonująca książka!

Recenzja powstała w ramach współpracy z portalem Bookhunter.pl.

czwartek, 14 maja 2020

POŻERACZE KSIĄŻEK: Gianni Rodari "Był sobie dwa razy Baron Lamberto czyli tajmnice wyspy San Giulio".

Ponad dziewięćdziesięcioletni, zamożny baron Lamberto, nie ma się dobrze ze zdrowiem. Co więcej, schorowanemu i nieco zdziwaczałemu mężczyźnie doskwiera samotność i monotonność codzienności. Kiedy pewnego dnia w jego willi pojawia się sześciu nowych pracowników, zaczyna dziać się coś dziwnego. Zarówno w dzień, jak i w nocy powtarzają jego imię. Pojawia się nurtujące pytanie - w jakim celu? Czy chodzi o to, że baron traci pamięć, czy może o to, że jest tak próżny i pragnie mieć świadomość, że pojawia się na językach innych? To wie tylko on sam i jego sługa, a że baron dobrze płaci, to pracownicy nie wnikają w szczegóły.

Ottavio, rozpieszczony siostrzeniec barona, ma pewien plan. A jako, że stanowi część rodziny, to wiadomo, że liczy na pokaźny spadek po jakże zamożnym wuju, który ani myśli zejść z tego świata, a tym bardziej przepisywać komukolwiek swojego zacnego majątku... Czy Ottavio zabije barona?!




"Był sobie dwa razy baron Lamberto czyli tajemnice wyspy San Giulio" to klasyka włoskiej literatury dziecięcej, która zdecydowanie chwyta za serce. Gianni Rodari, włoski pisarz uznany za mistrza gatunku lektur dla dzieci i młodzieży, historię tę napisał w 1980 roku. W Polsce pierwsze wydanie pojawiło się w 2004 r. Szczerze przyznam, że spędziłam przy tej lekturze naprawdę przyjemny czas. 


Przede wszystkim koniecznie muszę zwrócić uwagę na dowcip. Uśmiech bardzo często pojawiał się na mojej twarzy podczas czytania tej książki. Humor często bywał absurdalny, ale w tym cały urok powiastki Gianniego. Poza dowcipem, w powieści nie brakuje szybkich zwrotów akcji, niczym w książce z elementami sensacyjnymi, a także ciekawej i niekiedy komicznej kreacji bohaterów. 


Poczucie humoru autora i oryginalne podejście do napisanej historii wyczuwalne jest również w epilogu. Sam autor przyznał, że doskonale zdaje sobie sprawę z faktu, iż nie każdemu przypadnie do gustu zaproponowane przez niego zakończenie. Co zatem wymyślił, aby zadowolić każdego czytelnika? Gianni Rodari proponuje, aby odbiorca ... samodzielnie wymyślił dalsze losy bohaterów. Zdaniem "Słów nigdy nie należy się bać" zachęca do napisania swojego, wieńczącego tę historię rozdziału. No, może dwóch. Ewentualnie kilkunastu.


"Był sobie dwa razy baron Lamberto czyli tajemnice wyspy San Giulio" jest lekką książką, ale to nie znaczy, że nie wnosi nic sensownego. Wręcz przeciwnie, jak to w przypadku książek dla młodszego grona czytelników, w treści ukryty jest pouczający morał. Na koniec chciałabym pochwalić piękne wydanie, które ukazało się dzięki Wydawnictwu Muchomor. Twarda oprawa, cudne, cieszące oko ilustracje - na mnie to działa przyciągająco! Podsumowując, POLACAM!

Recenzja powstała w ramach współpracy z portalem Bookhunter.pl.