niedziela, 30 września 2018

COPPER CREEK: "Brzoskwiniowy świt" Denise Hunter.

Kochani! Moja ulubiona Denise Hunter powraca z nową serią. Z przyjemnością prezentuję Wam najnowszą powieść autorki - "Brzoskwiniowy świt".


Zoe Collins nie chciała już wracać do Copper Creek. Miejsce to przypominało jej o mężczyźnie, który złamał jej serce. Nie zamierzała już nigdy więcej z nim rozmawiać, dlatego też powrót w tamte strony był wykluczony. Nigdy nie mów nigdy - kiedy najdroższa sercu Zoe babcia umiera, kobieta musi pojechać do Copper Creek. Okazuje się, że staruszka zapisała jej w spadku rodzinny, brzoskwiniowy sad u podnóża gór Pasma Błękitnego. Co więcej, wszyscy oczekują od niej, aby porzuciła swoje dotychczasowe życie i zaczęła wszystko od nowa, zajmując się sadem. Czy po tylu latach jest to wciąż możliwe?

Cruz Huntley nigdy nie zapomniał o Zoe. Wiele się wydarzyło i sporo pozmieniało, w końcu minęło już pięć lat - teraz jego dawna miłość jest z kimś innym. Jej związek jednak wydaje się wisieć na włosku, przeszłość z Cruzem daje o sobie znać, do tego dochodzą rozterki związane z decyzją dotyczącą prowadzenia sadu i narastające napięcie towarzyszące jej relacji z chłopakiem, czyli Kyle'em. Czy Zoe powinna zostać w Copper Creek? Przecież czeka tam na nią sporo obowiązków... i Cruz.

Ach, Denise Hunter pisze tak, że nie sposób oderwać się od wymyślonych przez nią historii! I tym razem oczarowała mnie od początku do końca, porywając do Copper Creek. "Brzoskwiniowy świt" to lektura lekka, przyjemna w odbiorze, nie tylko za sprawą przemawiającego do mnie stylu autorki, ale i dzięki kreacji bohaterów, fabuły i świata, w który wczuwamy się pełnią siebie. Już sama okładka przenosi nas do pachnącego brzoskwiniami miejsca, a kiedy pojawia się ono na kartach powieści, rozpoczyna się niezwykła przygoda. Byłam oczarowana, naprawdę. 

Denise tak prowadzi akcję, że ciężko oderwać się od powieści. Jej książki charakteryzują się nieskomplikowaną fabułą, która ma w sobie TO COŚ. Poznając kolejne wydarzenia, chcemy więcej i więcej. Chcemy poznać dalsze losy bohaterów, którzy z reguły przypadają do gustu. Tak wygląda to z mojej perspektywy, co też czułam podczas lektury "Brzoskwiniowego świtu". 

Ogromnym plusem książek Hunter są wątki, które mają charakter życiowy, pouczający. Autorka i tym razem wskazuje na ważne elementy egzystencji. Sięgając po najnowszy utwór Denise, możemy spodziewać się prawd na temat samotnego wychowywania dziecka. Autorka skupia się także na uczuciach, takich jak miłość czy ból po stracie bliskich nam osób. Ta powieść ma autentyczny wydźwięk, z jednej strony jest urocza (wątek romansu, no uwielbiam!), z drugiej ukazuje, że tak jak w życiu, każdy z nas musi podejmować poważne decyzje i niekiedy popełnia przy tym błędy. Nie można zapominać więc, czym jest wybaczenie...

"Brzoskwiniowy świt" to must read tej jesieni. I nie tylko jesieni. POLECAM!

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Dreams.


Izabela Frączyk "Wszystko nie tak!"


Czasem warto wrzucić na luz, popłynąć z prądem i cieszyć się chwilą,
którą zafundował nam los.


Ewa, zdolna pani architekt, jak każda kobieta pragnie odnaleźć miłość i w końcu się ustabilizować. Co prawda egzystuje spokojnie, robi to, co do niej należy, ale brakuje jej poczucia równowagi w materii uczuciowej. Żyje chwilą, nie wybiega w przyszłość, po prostu zajmuje się swoimi sprawami. Podobnie jest z Moniką, tzw. Rudą, przyjaciółką Ewy. Kobieta prowadzi swój biznes, spełnia się zawodowo, ale nie w miłości... Życie pań zupełnie się zmienia, gdy nagle, pewnej nocy, Ewa zostaje omyłkowo uprowadzona.

"Wszystko nie tak!" to prześwietna powieść z ogromną dozą humoru! Mnóstwo w niej pomyłek, zbiegów okoliczności, w następstwie wywołujących lawinę kolejnych, niespodziewanych zdarzeń. Autorka stworzyła historię z przymrużeniem oka, a ja zagłębiając się w jej treści, rewelacyjnie się bawiłam. W tej książce nic nie jest oczywiste, przeciwstawne pierwiastki łączą się ze sobą, tworząc utwór z kategorii parodii. Tej historii nie można brać na poważnie, trzeba spojrzeć na nią pod kątem groteski. To nie jest powieść dla poszukiwaczy ambitnych wrażeń literackich. "Wszystko nie tak!" ma nas wprowadzić w przyjemny nastrój, nieoczywisty świat, porwać w przygodę pełną omyłek, zabawnych wydarzeń. Ta książka ma nas po prostu zrelaksować, poprawić nam humor, a między wierszami rzucić światło na pewne przesłania, bo owszem, one też są tam zawarte!

Moim zdaniem ciekawym akcentem było wplecenie w karty powieści wątku związanego z syndromem sztokholmskim. Dla niezaznajomionych z tematem - w psychologii stan ten określa się jako odczuwanie pozytywnych emocji (np. sympatii czy czegoś więcej) względem osoby, która nas porwała lub którą my sami uprowadziliśmy. Może trochę zdradzę teraz fabułę, ale właśnie takim syndromem autorka obdarowała Ewę. W ogóle kreacja bohaterów jest interesująca, ich charakter idealnie wpisuje się w ramy komediowego klimatu powieści. Wiele rzeczy dzieje się nie tak, także zachowania bohaterów budzą często wątpliwości, ale to jest właśnie urok tej powieści.

Utwór pani Izabeli przywiódł mi na myśl "Komedię omyłek" Szekspira, którą uwielbiam. Co prawda widziałam ją jedynie na deskach teatru letniego w Gdyni, nie sięgnęłam jeszcze po wersję pisaną, nie zmienia to jednak faktu, że tutaj także nieporozumienie goniło nieporozumienie, co wywoływało w odbiorcy same pozytywne emocje, a uśmiech wręcz nie znikał z twarzy i często przeradzał się w szczery śmiech. To samo mogę powiedzieć o książce "Wszystko nie tak!", jest to utwór idealny na poprawę humoru i przetrwanie ponurych, deszczowych, jesiennych dni. Czyta się go niezwykle przyjemnie, nie tylko za sprawą fabuły, ale i ze względu na język i styl, którego trzyma się autorka. Elementy te są bardzo przystępne w odbiorze :). Cóż tu więcej dodawać, chyba tylko słowo "POLECAM"!

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.


wtorek, 25 września 2018

Sabina Czupryńska "Jeszcze będzie przepięknie"

Opowieść o miłości, której końca z pozoru nic nie zapowiadało, o związku, któremu z pozoru nic nie zagrażało, o życiu, które z pozoru było lekkie, łatwe i przyjemne, ale koniec się zbliżał. I nadszedł. I wtedy dopiero się zaczęło…



Jaśmina to kobieta pod 40stkę, która ma za sobą rozstanie z wiecznie zajętym, zaślepionym i nieobecnym mężem Marcinem. Nie ona jedyna znalazła się w takiej sytuacji, mnóstwo kobiet zostaje bez partnera... Trzeba sobie z tym radzić. Po szalonej miłości, po wkradającym się sukcesywnie upadku związku, który z czasem stał się wręcz chory, przyszła pora na rozstanie, a co za tym idzie rozpoczęcie nowego życia. Strata chyba nikomu nie jest obca, ale każdy, w zależności od okoliczności i od tego, jak bardzo w daną sprawę czy też w dany związek się angażował, przeżywa ją inaczej. Czytelnik podczas lektury poznaje emocje, jakie targały główną bohaterką. Autorka ukazuje całą paletę uczuć wtórujących Jaśminie w poszczególnych etapach związku. Rozstanie, z obojętnie jakiego powodu by nie nastąpiło, zawsze wiąże się z bólem, przepełniającym wnętrze. To rozpacz, smutek i żal, załamujące człowieka. To koniec pewnego etapu w życiu człowieka, ale i początek nowego. Po przetrawieniu złowrogo brzmiącego w tym wypadku słowa "koniec", przychodzi pora na odbicie się, zaczęcie wszystkiego od zera. Tak, jak w tytule - nowy etap może okazać się czymś wspaniałym, co udowadnia swą powieścią autorka.

"Jeszcze będzie przepięknie" to lektura nietypowa, z taką konstrukcją jeszcze nigdy się nie spotkałam, ale to tylko zaleta. Nie mamy tutaj do czynienia z zawrotną akcją, pisarka skupia się na relacjach między ludźmi, zwłaszcza między partnerami, na uczuciach. Kreacja postaci, język i styl zdecydowanie przypadły mi do gustu. Książkę czyta się bardzo szybko, nie brakuje w niej ironii i prawd, które każdy z nas mógłby wziąć sobie do serca. Mnie powieść przypadła do gustu :).

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.

niedziela, 23 września 2018

MAŁA KLASYKA: James Oliver Curwood i jego "Szara Wilczyca".

To, że uwielbiam książki z serii Mała klasyka od wydawnictwa Zysk i S-ka, to chyba już zauważyliście. Te pozycje nie dość, że są przepięknie wydawane (twarda oprawa, urozmaicające treść i pobudzające wyobraźnię ilustracje), to jeszcze przywołują wspomnienia z dzieciństwa. Ostatnio, ku mej uciesze, wydana została "Szara Wilczyca" autorstwa Jamesa Olivera Curwood'a. Dla mnie to must have i must read w jednym!

Mój "Czarny Wilk" poleca "Szarą Wilczycę" :).

Kazan to mieszaniec husky'ego z wilkiem. Zwierzę nie miało łatwej przeszłości. Teraz zamieszkuje, a właściwie przemierza dzikie lasy i pustkowia na surowej Alasce razem z Szarą Wilczycą. Zwierzęta troszczą się o siebie, opiekują wzajemnie, szukają razem pożywienia i bezpiecznego miejsca, w którym mogłyby się schronić. Alaska to fascynujący, ale i niebezpieczny region. Dzika przyroda miesza się z cywilizacją, która nierzadko bywa okrutna. Na Kazana i Szarą Wilczycę czekają liczne przygody, los zsyła na ich drogę nieoczekiwanych przyjaciół, ale też i wrogów, chcących im zaszkodzić. 

Tak, tak, tak! "Szara Wilczyca" to rewelacyjna powieść, w której autor konfrontuje świat flory i fauny z człowiekiem, świat zwierząt ze światem ludzi. James Oliver Curwood stworzył powieść, która zdecydowanie zasługuje na miano Klasyki przez duże K. Dobro, miłość, przyjaźń - one zawsze zwyciężają i to właśnie najbardziej chwyta za serce. Wartości te przemawiają do czytelnika niezależnie od wieku, każdy, absolutnie każdy może sięgnąć po ponadczasową "Szarą Wilczycę" i zatopić się w tej lekturze bez pamięci. Młodsi odbiorcy odnajdą w tej książce kilka cennych prawd, nauczą się odróżniać dobro od zła, a dla starszych pojawi się okazja do chwili refleksji, bo choć mamy tu do czynienia z powieścią przygodową, to jednak pewne walory, jakie podkreśla autor, można odnieść do wielu sytuacji z życia wziętych.

Nie skłamię, jeśli zdradzę, że istnieje ogromne prawdopodobieństwo wzruszenia i uronienia łzy podczas lektury. Kilka fragmentów ścisnęło mi gardo i zmoczyło oczy. Prawo, według którego wygrywa silniejszy, zdecydowanie ma rację bytu, zwłaszcza, jeśli chodzi o dziką przyrodę. Alaska właśnie taka jest, a James Oliver Curwood pisze w taki sposób, że czytelnik ma szansę poczuć się tak, jakby znalazł się tam nie tylko wyobraźnią, duchem, ale i ciałem. 

Kochani, "Szara Wilczyca" to pozycja obowiązkowa! Podrzućcie ją swoim pociechom, przeczytajcie w wolnej chwili sami, albo po prostu zasiądźcie do niej razem przed snem i wspólnie śledźcie losy Kazana i jego towarzyszki, Szarej Wilczycy. Nie pożałujecie.

Za egzemplarz ogromnie dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.



wtorek, 18 września 2018

PRZYPADKI SIÓSTR BRADFORD: "Wierna Tobie" Becky Wade.

Nora Bradford, genealog prowadząca własną osadę historyczną, trzy lata temu rozstała się z mężczyzną. Druzgocące wydarzenia sprawiły, że chcąc od nich uciec, rzuciła się w wir pracy. Poczucie samotności zacierała obowiązkami, książkami, filmami, serialami. Po prostu, żyła w swoim świecie. Czas zmian nadszedł w momencie, gdy Nora poznała Johna Lawsona. Mężczyzna ten, żołnierz i komandos, był przeciwieństwem genealożki. W życiu nie brakowało mu wyzwań, których nie bał się podejmować. Śmiało kroczył przed siebie każdego dnia, był konkretny. Nawet w chwili, gdy okazało się, że niebawem straci wzrok. Niegdyś adoptowany przez wspaniałą familię, teraz zapragnął odnaleźć biologicznych rodziców. Musi poznać swoje pochodzenie, zwłaszcza, że pogorszenie wzroku wywołała wada genetyczna. Pomocną dłoń oferuje mu Nora.



"Wierna Tobie" to bardzo przyjemna, życiowa powieść obyczajowa. Otwiera ona cykl "Przypadki sióstr Bradford" i zdecydowanie zachęca do sięgnięcia po kolejne tomy. W książce znajdziemy elementy romansu, jednak autorka nie skupia się usilnie na relacji głównych bohaterów. Miłość jest tutaj ważna, ale istotne są także inne wątki. Czytelnik ma szansę przyjrzeć się, jak mogą wyglądać poszukiwania biologicznej rodziny, jakie emocje mogą temu towarzyszyć - mogą, bo wiadomo, w różnych przypadkach różnie się to wszystko układa. Innym zagadnieniem, na które warto zwrócić uwagę, jest ucieczka Nory w nierzeczywisty świat seriali i zafascynowanie się postacią z ekranu.

Becky Wade posługuje się lekkim stylem. Autorka porusza temat wiary, ale robi to w sposób nienatarczywy. Ponadto, tak kreuje fabułę i charaktery bohaterów, że nie sposób się oderwać od powieści. Postaci nie są przerysowane, mają swoje dobre i złe strony, postępują jak zwyczajni ludzie, co sprawia, że stają się nam bliżsi. Nie są wyidealizowani, czasem możemy się z nimi nie zgodzić, ale realistyczna kreacja nie pozwoli nie poczuć z nimi więzi. Mają już na barkach bagaż doświadczeń, w pewnych kwestiach odczuwamy ich skomplikowany charakter.

Ogromnym plusem okazało się, przynajmniej dla mnie, nieprzewidywalne zakończenie. Właściwie, to zaskoczenia można było się spodziewać, bowiem w treści niejednokrotnie spotkałam się ze zwrotami akcji. Ponadto, "Wierna Tobie" wywołuje ogrom emocji. Są fragmenty, przez które się wzruszałam, były też takie, które wywoływały uśmiech. A to tylko część tego, co zgotowała dla czytelników autorka.

Moi Drodzy, jeśli macie ochotę na naprawdę dobrą powieść obyczajową, to serdecznie Wam polecam "Wierna Tobie". Spędziłam przy niej kilka przyjemnych godzin i myślę, że i Wy będziecie zadowoleni :). Ja czekam już na kolejne części!

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Dreams.

piątek, 14 września 2018

GRANNA: Superfarmer De Lux.

Tego jeszcze nie było :)! Kochani, dzisiejszym wpisem chciałabym zapoczątkować serię postów dotyczących gier. Wieczory dość często spędzamy przy planszówkach, dlatego też postanowiłam to wykorzystać i prezentować Wam gry, przy których naprawdę fajnie się bawimy. Na początek Superfarmer De Lux od Granna.


O HISTORII GRY SŁÓW KILKA

Myślę, że sporo osób będzie kojarzyć Superfarmera. Gra ta powstała w Warszawie w 1943 roku jako "Hodowla zwierzątek", co zawdzięczamy Karolowi Borsukowi, wybitnemu profesorowi matematyki. Nigdy nie skupiałam się na historii gier, ale w tym przypadku geneza powstania mnie zaciekawiła. Po zamknięciu przez Niemców Uniwersytetu Warszawskiego, Karol Borsuk stracił pracę. Szukając źródła utrzymania, postanowił sprzedawać grę. Zestawy przygotowywała jego żona, pani Zofia, natomiast rysunkami zajmowała się Janina Śliwicka. Zamówienia rosły z dnia na dzień, dając tym samym nie tylko pracę Borsukom, ale i radość dzieciom oraz dorosłym. W czasie wojny oryginalne egzemplarze gry spłonęły, na szczęście wiele lat później jeden, który zachował się poza Warszawą, powrócił do rodziny. W 1997 roku "Hodowlę zwierzątek", z inicjatywy pani Borsukowej, wydała pod nazwą "Superfarmer" Granna.


SUPERFARMER DE LUX

Superfarmer De Lux, czyli wydanie jubileuszowe z okazji 25 rocznicy śmierci autora, to nic innego jak "Zwykły" Superfarmer z odświeżonym designem. Wspaniałe ilustracje Piotra Sochy oraz przeurocze figurki psów cieszą oko i sprawiają, że gra jest bardzo przyjemna. W pudełku znajdują się: 
  • 4 plansze,
  • 2 dwunastościenne kostki - niebieska i pomarańczowa,
  • 120 żetonów z ilustracjami zwierząt: 60 królików, 24 owce, 20 świń, 12 krów, 4 konie,
  • 4 figurki małych psów, 2 figurki dużych psów,
  • instrukcja.
Gra jest bardzo łatwa, ale i nieprzewidywalna. Gracze zostają farmerami, którzy mają za zadanie zbudowanie swojego stada. Rzucając kostkami rozmnażają swoje zwierzęta, które można z kolei wymieniać na inne według pewnego przelicznika. Zwycięzcą zostaje ta osoba, która jako pierwsza zbuduje stado złożone przynajmniej z królika, owieczki, świni, krowy i konia. Farmerzy nie mogą jednak spuszczać oka ze zwierzątek, bowiem w okolicy łatwo jest trafić na wilka i lisa. Trzeba być czujnym, bowiem ta dwójka może zabrać nam zdobyte wcześniej zwierzątka!











NASZA OPINIA

Zacznę od tego, że gry wybieram i kupuję głównie ja. Czasem, jeszcze przed zamówieniem, pokazuję Adamowi to, co wpadło mi w oko, ale robię to po prostu czysto informacyjnie. Moja druga połówka zawsze chętnie zasiada do gier (pod warunkiem, że nie są to Scrabble :D). Superfarmer De Lux to chyba pierwsza planszówka, na temat której mamy identyczne zdanie! Zacznę od tego, że oprawa graficzna po prostu nas zauroczyła (No dobra, mnie bardziej, bo jak oprzeć się tym cudownym zwierzaczkom? Mężczyźni tego nie zrozumieją :D).

Gra jest solidnie wykonana, a wyłamywanie żetonów z tektury nie powinno sprawiać żadnego problemu (mam tu na myśli głównie dzieci, dorosły zawsze sobie poradzi). Bardzo spodobały nam się plansze - ściągawka dotycząca wartości poszczególnych zwierząt przydaje się podczas gry. Nie trzeba ciągle wertować instrukcji w poszukiwaniu informacji na jakie zwierzątko możemy wymienić te, które posiadamy. Na plus zasługuje też zaznaczenie innym kolorem stada, które w pełni skompletowane pozwala na zwycięstwo.

Obłędne są też figurki piesków, mających za zadanie strzec poszczególnych zwierząt w stadzie przed lisem i wilkiem. Kiedy wyciągnęłam je z pudełka, po prostu przepadłam. Przeurocze, przeurocze! 


SUPERFARMER DE LUXE - DLA KOGO?

Dla wszystkich! Zarówno dzieci w wieku od 7 lat, jak i dorośli będą zadowoleni z tej planszówki. To nie tylko frajda, to także przyjemna nauka strategicznego myślena dla najmłodszych. Czas gry waha się w zależności od liczby osób (Superfarmer przeznaczony jest dla 2, 3 lub 4 graczy) oraz od planowania i szczęścia w grze, nigdy bowiem nie wiadomo, czy nie zakradną się do nas lis z wilkiem!

Kochani, gorąco polecamy Wam grę Superfarmer De Lux. Niejednokrotnie dostarczy Wam wiele frajdy!

środa, 12 września 2018

PRZEDPREMIEROWO: "Bez słowa" Rosie Walsh.

Niektóre książki wywołują takie emocje, że pozostajemy przez chwilę bez słowa. Czasem ciężko coś sensownego powiedzieć, bo z ust wydobywa się tylko jedno wielkie wow. Człowiek jest pod takim wrażeniem, że kac książkowy to łagodna nazwa uczucia, które po lekturze wypełnia wnętrze. Kochani, chciałabym przedstawić Wam powieść, którą po prostu trzeba poznać. Trzeba przeczytać. Trzeba ją mieć. Zapraszam na przedpremierową recenzję "Bez słowa" autorstwa Rosie Walsh.

Siedem idealnych dni. Potem on zniknął.


Kiedy poznajemy tę właściwą osobę, zapominamy o całym świecie. Wypełnia ona nasze serce, myśli, chcemy się cieszyć każdą wspólną chwilą i każdym elementem, który nas ze sobą łączy. Właśnie tak czuła się Sarah, gdy poznała Eddiego. Spędzali razem wspaniałe chwile. Siedem wyjątkowych dni. Sarah zapomniała na tydzień o bolączkach, z jakimi się borykała. Niestety, po cudownych, idealnych chwilach z Eddiem, nadszedł czas rozstania. Para obiecała sobie, że będzie utrzymywać ze sobą kontakt, oboje chcieli w końcu zaplanować razem wspólną przyszłość...

Niestety, na tych nadziejach i przyrzeczeniach kończy się sielanka, bowiem Eddie nie daje znaku życia i znika bez jakiegokolwiek śladu. Sarah próbuje skontaktować się z ukochanym, telefonuje do niego, wysyła wiadomości, te jednak pozostają bez odzewu. Jej przyjaciele próbują namówić ją na odpuszczenie, ale Sarah ani myśli, aby zapomnieć o Eddiem. Czuje, że nic nie dzieje się bez przyczyny i cała ta sytuacja ma inne podłoże. Coś musiało się stać. O swoich racjach przekonuje się pewnego dnia...

"Bez słowa" to powieść przepełniona ogromnym ładunkiem emocjonalnym. Jeśli śledzicie mnie na IG, na pewno widzieliście paczuchę z książką, którą trzymałam od wydawnictwa. W środku znajdowały się m.in. chusteczki. Przydały się, i to bardzo! Historia, jaką przedstawia Rosie Walsh, głęboko wzrusza i chwyta za serce. Są wątki, które trzymają w napięciu, ale są i takie, które wycisną ostatnią łzę.

Wsiąknęłam w nią tak mocno, że ciężko było się oderwać. To nie tylko przystępny styl i język, to także rewelacyjna fabuła. Uwielbiam powieści, w których temat miłości gra pierwsze skrzypce. W "Bez słowa" jej nie brakuje. Co więcej, autorka, dzięki pozostałym wątkom, porusza kwestie i wartości istotne w życiu każdego człowieka. Nie zawsze są to tematy lekkie, kolorowe i przyjemne, czasem rodzą w sercu smutek, ból. Mimo wszystko są obecne, tak jak w życiu bohaterów, tak i w naszej codzienności, tej realnej.

Postaci wykreowane przez Rosie Welsh mają w sobie coś takiego, że bardzo szybko się z nimi zżyłam. Nie tylko z Sarah, która okazała się wspaniałą, mądrą kobietą, nie tylko z Eddiem, który nagle znika i burzy nadzieję czytelnika na wspaniałe momenty, ale także z pozostałymi bohaterami. Każdy ma w sobie coś, co jest cenne zarówno dla tej lektury, jak i dla każdego człowieka w realnym świecie. Życzliwość, pomocna dłoń od przyjaciół i bliskich osób to wartościowe cechy, chyba wszyscy ich szukamy w drugim człowieku. Sarah właśnie takich przyjaciół miała, czuła od nich wsparcie, choć nie zawsze się z ich zdaniem zgadzała.

Powieść "Bez słowa" to prawdziwy majstersztyk. Jestem ogromnie szczęśliwa i wdzięczna, że mogłam ją poznać. Dawno nie czytałam aż tak dobrej powieści obyczajowej. Kochani, nie wiem, jak jeszcze wyrazić nad nią zachwyt. Wiem natomiast, że mogę polecić Wam tę książkę z całego serca, co też czynię. Premiera 1go października, lada moment, szykujcie się :)!

Za egzemplarz "Bez słowa" serdecznie dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.


wtorek, 11 września 2018

ONDO PRACOWNIA: Naturalne Kosmetyki Kąpielowe.

Kosmetyki to ta część życia, którą uwielbiam. Nie oszukujmy się, każda kobieta lubi sobie zafundować odrobinę relaksu właśnie dzięki takim produktom. Na rynku dostępnych jest wiele różnych kosmetyków kuszących wspaniałym aromatem, swoimi właściwościami pielęgnacyjnymi, a także składem, nierzadko naturalnym. Dziś chciałabym się skupić właśnie na tej cesze. Niedawno otrzymałam wspaniałą paczuchę od Ondo Pracownia, o której chcę Wam opowiedzieć.




Zacznijmy od tego, czym w ogóle jest Ondo Pracownia. Miejsce to powstało na bazie miłości do natury, przeplatającej się z pasją związaną z rękodziełem i słabością do tego, co cieszy oko. W sklepie znajdziecie naturalne mydła, w których powstanie włożono serce i sporą dawkę kreatywności. Każda z kostek jest oryginalna, unikatowa, zawiera tylko i wyłącznie sprawdzone wcześniej składniki. Sięgając po mydełka z Ondo Pracowni, fundujecie sobie małe, domowe SPA. Masło shea, olej awokado i jojoba nawilży Waszą skórę, a bogate w minerały glinki oraz sole będą miały na nią pozytywny wpływ. Nie zapominajcie też o cieszących zmysł węchu olejkach eterycznych.

W mojej niespodziankowej paczuszce znalazłam pięć unikatowych mydełek. Wszystko było niezwykle starannie i estetycznie zapakowane, a otwieranie każdego produktu z osobna przyniosło mi wiele przyjemności. Co dokładnie znalazłam w pudełku?


1. DELIKATNIE PEELINGUJĄCE MYDŁO DO CIAŁA VANILO


To mój hit! Uwielbiam waniliowe klimaty, dlatego też byłam pewna, że mydło przypadnie mi do gustu w 100 % - jak się domyślacie, nie pomyliłam się. W składzie znajdziemy oliwę z oliwek, nierafinowane masło shea, olej ze słodkich migdałów oraz awokado. Brzmi jak raj dla ciała, prawda :)? Vanilo nie tylko oczyszcza skórę, złuszczając ją drobinkami maku, ale także nie powoduje przesuszenia - przyznam, że kontakt ze wszelkimi mydłami kończył się u mnie właśnie w ten sposób. Bardzo miłe zaskoczenie!

2. MARCHWIOWE MYDŁO DO TWARZY KAROTO


Moja cera jest wymagająca. Karoto całkiem nieźle sobie z nią radzi i dobrze ją oczyszcza. Macerat z marchwi i nierafinowany olej palmowy (z certyfikatem RSPO) zawierają odżywczy i wzmacniający skórę beta-karoten. Ziarenka maku delikatnie złuszczają zbędny naskórek, a olejki eteryczne relaksują (may chang, moja ukochana bergamotka i soczysta pomarańcza).

3. SILNIE PEELINGUJĄCE MYDŁO DO CIAŁA SALO


Mydło idealne dla osób, które chcą zafundować sobie orzeźwiający rytuał niczym w SPA. Zawarta w Salo sól himalajska ma właściwości nie tylko złuszczające, ale i pobudzające krążenie. Olejki eteryczne z eukaliptusa i mięty działają ożywczo, odświeżająco. W składzie znajduje się też olej kokosowy, nierafinowane masło shea, olej ze słodkich migdałów i awokado.

4. PEELINGUJĄCE MYDŁO DO CIAŁA CINAMO


Jeśli lubicie aromatyczny cynamon, goździki, anyż i soczystą pomarańczę, to pokochacie to mydełko! Zawarte w nim olejki eteryczne pobudzają i rozgrzewają, co w moim odczuciu świetnie się sprawdzi zwłaszcza w okresie nadchodzącej już wielkimi krokami jesieni czy też nieco odległej zimy. Ponadto, w Cinamo znajdziemy również płatki owsiane, odpowiedzialne za delikatne peelingowanie naskórka.

5. MYDŁO DO CIAŁA JASMENO


Produkt ten bardzo cieszy oko. Suszone kwiaty jaśminu pięknie dekorują mydło, nadając tym samym barwnej kostce oryginalny, niepowtarzany desing. Biała i francuska czerwona glinka dopełniają tę wyjątkową formę. Bogate w żelazo i minerały składniki odżywiają skórę. Nie można zapomnieć o aromacie jaśminu :).

Jestem mile zaskoczona jakością produktów, korzystanie z tych dobrodziejstw przyniosło mi wiele przyjemności i przede wszystkim pozytywnie wpłynęło na moją skórę. Czasem trzeba zafundować sobie małe, domowe rytuały niczym z ekskluzywnego SPA. A to jest na wyciągnięcie ręki... ;).

Za przepięknie zapakowane, wyjątkowe mydła naturalne
serdecznie dziękuję Ondo Pracowni:



niedziela, 9 września 2018

Zapraszam na trzy jesienne wesela: "Panny młode. Jesień" Kathryn Springer, Katie Ganshert, Beth K. Vogt.

Długo i szczęśliwie zaczyna się dziś.
Mamy zaszczyt zaprosić Państwa na trzy jesienne wesela…



WRZEŚNIOWA PANNA MŁODA Kathryn Springer

Annie Price chcąc uciec od przeszłości, przeprowadza się do Red Leaf, małego, urokliwego miasteczka. Udaje jej się otrzymać pracę w księgarni, gdzie zostaje kierowniczką. Jest szczęśliwa i zadowolona, co więcej, zaprzyjaźnia się z właścicielką księgarni. Jesse Kent, policjant i syn kobiety zatrudniającej Annie, nie jest uradowany z powodu relacji jego matki z obcą dziewczyną, zwłaszcza, że poznały się przez internet. Inni wiele razy wykorzystywali jego rodzicielkę, dlatego pozostaje czujny względem obcej mu kobiety. Wszystko się zmienia, gdy w miasteczku odbywa się rekonstrukcja historyczna wesela założycieli Red Leaf, w których rolę wcielają się właśnie Jesse i Annie. Uczucia biorą górę...

PAŹDZIERNIKOWA PANNA MŁODA Katie Ganshert

Ojciec Emmy stoi u progu życia. Córka pragnie go uszczęśliwić, spełnić jego marzenia zapisane na liście, którą przypadkiem znalazła. Jeden z punktów dotyczy jej samej. Umierający ojciec chciałby poprowadzić swoją córkę do ołtarza... Dlatego właśnie Emma wraz z kolegą Jakiem planują jesienne wesele. Tylko oni znają prawdziwy powód tych przygotowań. Do czasu - ich umowa zdaje się być "zagrożona", bowiem do gry wchodzą uczucia. Te prawdziwe.

LISTOPADOWA PANNA MŁODA Beth K. Vogt

Życie uczuciowe Sadie nie jest usłane różami. Trzecia z rzędu porażka budzi w niej coraz większą niechęć do romantycznych związków. Zwłaszcza, jeśli relacje te opierają się na wiadomościach wysyłanych z telefonu... Erik, jej najlepszy przyjaciel, jest jedynym facetem, dla którego odłożenie iPhone'a nie stanowi problemu. Potrafi rozmawiać po ludzku, w realnym świecie, a nie tylko tekstowo. Erik podkochuje się skrycie w Sadie, z czego ona nie zdaje sobie sprawy...


Nie wierzę, że to już koniec! "Jesień" dopełnia cykl "Rok Ślubów", który już dawno podbił moje serce. Cztery książki, dwanaście świetnych opowiadań, po jednym na każdy z miesięcy danej pory roku - taki podział serii książek przypadł mi do gustu. Opowiadania zawarte w tych lekturach zostały przepełnione życiowymi sytuacjami, przyjaźnią i oczywiście miłością, bo ona tu gra pierwsze skrzypce. Nie inaczej było w przypadku "Jesieni". Trzy opowiadania otulające bijącym od nich ciepłem, z bohaterami, których nie sposób nie polubić (chociaż czasem można się na nich obrazić, ale tylko na chwilę!), pozwoliły mi na spędzenie kilku godzin w przesympatycznym klimacie. Te historie podnoszą na duchu, pokazują, że wiara i nadzieja potrafią zdziałać cuda. Nie można bać się prosić o wsparcie, pomocną dłoń czy nawet radę. Są chwile, kiedy życie wystawia nas na próbę i tylko my sami możemy podjąć właściwą decyzję. Jeśli potrzebujemy jakiejś wskazówki, jakiegoś drogowskazu, obok nas znajdą się życzliwi, pomocni ludzie, wystarczy tylko uwierzyć i zaufać odpowiednim osobom. Zaufać też uczuciom, miłości.

Zarówno "Jesień", jak i pozostałe pory roku ujmują nie tylko życiowym, ciepłym klimatem. Te historie pisane są lekkim piórem, sprawiającym, że ich odbiór jest łatwy i przyjemny. I choć nie każda strona tych opowiadań budzi te najbardziej pozytywne uczucia, to zaręczam, że Wasze serca, drogie Panie, będą mięknąć. Gorąco polecam, nie tylko ostatnią część cyklu, ale ogólnie wszystkie 12 opowiadań na długie, jesienne wieczory. Pamiętajcie o zestawie obowiązkowym - ciepła herbatka, kocyk i świece :).

Za egzemplarz "Panny młode. Jesień"
serdecznie dziękuję Dreams Wydawnictwo.



W cyklu Rok Ślubów zostały ponadto wydane:

niedziela, 2 września 2018

CYKL O NIKICIE: "Diabelski młyn" Anety Jadowskiej.

Jak ja się cieszę, że po przeczytaniu "Dziewczyny z Dzielnicy Cudów" i "Akuszera Bogów" miałam pod ręką trzeci tom cyklu o Nikicie. Nie wiem, co bym zrobiła, gdybym musiała na niego czekać dłużej, niż kilka wymuszonych obowiązkami dni. Nikita wraca, Robin wraca, wraca też magiczny, poruszający wyobraźnię świat.


Robin nie pamięta tego, co wydarzyło się w przeszłości. Nikita na szczęście wie, w jaki sposób przypomnieć mu o tym, jak wcześniej wyglądało jego życie. Nie jest to jednak prosta sprawa, ale nikt przecież nie obiecywał, że pójdzie jak z płatka. Determinacja robi swoje. Oboje muszą wyruszyć w dość niebezpieczną podróż przez mroczne Bezdroża. Czeka na nich nie tylko rozwikłanie zagadki przeszłości Robina, ale i tajemnice Zakonu Cieni. W drodze do źródła prawdy niezbędne jest wsparcie ze strony Cygańskiego Księcia i jego taboru. Nie ma nic za darmo - w zamian Nikita i Robin muszą pomóc im w uruchomieniu Lunaparku i niesamowitego Diabelskiego Młyna. Nie obędzie się bez dodatkowych przygód...

"Diabelski młyn" kończy trylogię o Nikicie, czego ogromnie mi żal. Bardzo polubiłam ten magiczny świat, osobliwych bohaterów, a przyjaźń, która łączyła ze sobą główne postacie również była dla mnie ważnym elementem. Wiecie, to taka relacja typu mniej mów, a więcej rób. Nikita i Robin tworzą naprawdę świetny duet, są wobec siebie lojalni, dzięki czemu z przyjemnością śledziłam ich poczynania (niejednokrotnie zapierających dech w piersiach). Są dla siebie PARTNERAMI, nie słodzą sobie, a udowadniają czynami, ile dla siebie znaczą.

W "Diabelskim młynie" ponownie spotykamy się z mitologią nordycką, choć nie stanowi ona takiego motywu przewodniego, jak w poprzedniej części. Tym razem prym wiodły elementy nawiązujące do kultury cygańskiej. Takie ukierunkowanie powieści, w moim odczuciu, nadało jej lekkości, swobody. Przyznam też, że było dla mnie czymś nowym - nie przypominam sobie, abym wcześniej trafiła w jakiejkolwiek książce na wątek związany z cyganerią.

Jeśli chodzi o sposób przekazania treści, to tym razem autorka dopuściła do głosu Robina. To właśnie ta postać stała się jednym z narratorów. Moim zdaniem był to udany zabieg, zwłaszcza, że to bardzo sympatyczny bohater. Poza tym, fascynowało mnie odkrywanie jego tożsamości :). Poza tym nic raczej się nie zmieniło - wciąż mamy do czynienia z przystępnym stylem autorki, z akcentami humorystycznymi i nieprzewidywalnością.

Cykl o Nikicie na pewno wyryje się w mojej pamięci, gdyż była to bardzo udana przygoda w wyimaginowanym, pełnym fantastycznych elementów świecie. Aneta Jadowska porwała mnie oryginalnymi historiami, pozwoliła polubić bohaterów i razem z nimi podążać krok w krok ku rozwiązywaniu zagadek. Kiedyś Wam pisałam, że polscy autorzy potrafią zaskoczyć. Trylogia opisywana przeze mnie w ostatnich postach idealnie odzwierciedla ten stan :)! Spróbujcie swojej przygody z Nikitą - koniecznie zacznijcie od początku, żeby się nie pogubić :).

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu SQN.




CYKL O NIKICIE: "Akuszer Bogów" Anety Jadowskiej.

Nikita powraca! Po wydarzeniach z pierwszego tomu, bohaterka pragnie poznać swoją prawdziwą tożsamość. Dotychczas wszystko to, co wiedziała, w co wierzyła, okazało się być kłamstwem. Ułuda, którą ją karmiono, musi mieć swój kres. Nikita, nękana demonami przeszłości, rusza do magicznej Norwegii - miejsca, gdzie wszystko się zaczęło. Podróż ta nie będzie jednak spokojna, przepełniona sentymentami. Czekają na nią liczne niebezpieczeństwa. Czeka na nią także Akuszer Bogów. Czy Nikita uzyska odpowiedzi na nurtujące ją pytania?



Tak, tak, tak! "Akuszer Bogów" wciągnął mnie od pierwszych stron. Cieszyłam się na kolejne spotkanie z przebojową Nikitą, ale nie sądziłam, że w tak ekspresowym tempie przepadnę na sporą część dnia. Co mnie tak urzekło? Łatwiej chyba  byłoby wymienić to, co mi się nie spodobało... Ale wtedy recenzja liczyłaby zaledwie kilka linijek tekstu ;). Przejdźmy więc do pozytywów!

Po pierwsze - autorka serwuje czytelnikom kolejne fakty na temat głównej postaci. Jak już wspominałam w poprzednim wpisie, bardzo polubiłam tę bohaterkę. Ucieszył mnie fakt, że jeszcze wiele przede mną. Nie ma więc, jak widzicie, miejsca na nudę, zwłaszcza, że Nikita poszukuje swojej tożsamości, swojego "ja". Motyw wewnętrznej przemiany energicznej bohaterki został opisany w interesujący sposób. Mam tylko wrażenie, że zbyt wiele razy podkreślone zostały pewne elementy z przeszłości Nikity, ale można przymknąć na to oko.

Po drugie - tło dla rozgrywających się wydarzeń chwyciło mnie za serce. Autorka przeniosła wydarzenia do Skandynawii. Nordycka mitologia od jakiegoś czasu zajmuje miejsce na liście intrygujących mnie spraw (a wystarczyło, że moja druga połówka zabrała się za oglądanie Wikingów... :P), dlatego też ucieszyłam się, że autorka usytuowała akcję właśnie w tych rejonach. Uwielbiam takie klimaty.

Po trzecie - oprawa graficzna zachwyca! Jestem oczarowana okładką (a właściwie okładkami całej serii), ilustracjami urozmaicającymi treść i innymi, drobnymi akcentami cieszącymi oko. Dzięki temu całość pięknie się ze sobą komponuje. 

Po czwarte - czasem bywa tak, że kolejne części serii nie są już tak dobre, jak poprzednie. W przypadku cyklu o Nikicie nie mogę czegoś takiego stwierdzić. "Akuszer Bogów" to rewelacyjna książka, będącą udaną kontynuacją "Dziewczyny z Dzielnicy Cudów". Czy jest lepsza? Moim zdaniem obie są świetne, mamy ten sam, przystępny styl, nietypowych bohaterów, humor, ale inne tło dla rozgrywającej się akcji, choć równie intrygujące. 

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu SQN.

sobota, 1 września 2018

CYKL O NIKICIE: "Dziewczyna z Dzielnicy Cudów" Anety Jadowskiej.

"Są przyjazne i urocze miasta alternatywne. 
I jest Wars (…) oraz Sawa (…).
Pokochasz je i znienawidzisz, całkiem jak ich mieszkańcy".



Dzielnica Cudów - część miasta, która zdecydowanie różni się od reszty. Pewne wydarzenia sprawiły, że życie tam wygląda dokładnie tak, jak w latach 30. ubiegłego wieku. Z Dzielnicy Cudów zostaje uprowadzona pewna piosenkarka, Zelda, występująca w znanym, renomowanym klubie Pozytywka. Do gry wchodzi pracująca dla Zakonu Cieni Nikita - córka zabójczyni i szaleńca. Nikita nie chce być taka, jak jej rodzice. Szuka sprawcy zdarzenia - niestety, ślady prowadzą ją w miejsce, w którym nigdy nie chciałaby się znaleźć... Czy jej partner do pracy, Robin z Zakonu Cieni, przyniesie pomocną dłoń?

"Dziewczyna z Dzielnicy Cudów" to moje pierwsze czytelnicze spotkanie z twórczością Anety Jadowskiej. I wiecie co? Jestem w pełni usatysfakcjonowana. Ta książka jest świetna! Rzadko, naprawdę rzadko sięgam po fantastykę. Stanowi ona malusieńki procent tego, co czytam. Książki z cyklu o Nikicie przyciągnęły mnie świetnymi okładkami i okładkowym streszczeniem, a zatrzymały rewelacyjną fabułą i urozmaicającymi historię, boskimi ilustracjami. To, co cieszy oko to jedno, ale przejdźmy do treści - to ona jest tu najważniejsza.

Sięgając po "Dziewczynę z Dzielnicy Cudów" bądźcie gotowi na niepowtarzalną historię, przepełnioną zaskakującymi zwrotami akcji, których nie sposób przewidzieć. Ta powieść działa jak magnes. Będziecie chcieli towarzyszyć niepospolitym, osobliwym bohaterom w ich niezwykłych przygodach. Szczególne miejsce w moim sercu zajęła główna bohaterka, Nikita. Autorka dawkuje informacje o te postaci, co sprawia, że jeszcze bardziej się z nią zżywałam. Nikita ma pogmatwaną przeszłość, co odzwierciedla poniekąd jej niejednoznaczny charakter. Ogromnym atutem powieści jest także oryginalne miejsce akcji. Wydarzenia rozgrywają się w alternatywnych miastach, gdzie zło czai się za rogiem. Ten świat został świetnie wykreowany, taka fantastyka do mnie jak najbardziej przemawia. Brawa za tak fantazyjny pomysł.

"Dziewczyna z Dzielnicy Cudów" to lektura dostarczająca sporo rozrywki. Pomysłowa, nietypowa, zaskakująca - zdecydowanie polecam :). Przy tej książce nie będziecie się nudzić. 

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu SQN.