Witajcie! Wczorajszy poniedziałek rozpoczął mój pierwszy tydzień letnich ferii.
Ostatni egzamin mam już za sobą i czekam jeszcze tylko na dwa wyniki,
ale cokolwiek by się nie stało, to i tak wszelkie poprawki dopiero we
wrześniu :). Chociaż z uczelnią pożegnałam się już w czwartek, to tak
naprawdę wczoraj zaczęłam odczuwać wakacyjny klimat. Krótki spacer do
sklepu uświadomił mi, że tym razem nie muszę się spieszyć, bo żadne
uczelniane obowiązki mnie nie gonią. Mogę na spokojnie przejść się tu i
tam bez obaw, że tych kilka cennych minut mogłabym przeznaczyć na naukę
do egzaminu. Niestety nad głową pojawia się inna ciemna chmura - kilka
domowych obowiązków wciąż zaprząta mi myśli. Ale co tam, bez pośpiechu! Lepiej wrzucić coś na ząb... coś pysznego!
Miał być pocztówkowy post, ale nie mogę dłużej zwlekać z podzieleniem się z Wami przepisem na deser bogów, który rozpoczął moje wakacje. Uprzedzam, ewentualny trening po jego spożyciu musi być nieco dłuższy, gdyż duża szklanka słodkości to prawdziwa bomba kaloryczna!
Wygląda apetycznie, prawda? Mówię Wam - raj dla podniebienia! Dużą ilość słodyczy usprawiedliwiam obecnością zdrowych i bogatych w witaminy owoców. Aby przygotować deser dla dwóch osób potrzebujecie:
Wygląda apetycznie, prawda? Mówię Wam - raj dla podniebienia! Dużą ilość słodyczy usprawiedliwiam obecnością zdrowych i bogatych w witaminy owoców. Aby przygotować deser dla dwóch osób potrzebujecie:
- pół opakowania ciastek owsianych (np. Bonitki z Biedronki),
- garść borówek i truskawek,
- banana i nektarynkę,
- czekoladę - 70 g mlecznej i 30 g gorzkiej,
- Śnieżkę (a do niej zimne mleko),
- lody śmietankowe (np. Symfonia, również z Biedronki :D),
- opcjonalnie jogurt grecki.
Na początek polecam rozpuścić czekoladę w kąpieli wodnej. Gdzieś kiedyś wyczytałam, że podczas tej czynności dobrze jest ułożyć garnuszki tak, aby ten z czekoladą nie był zanurzony w wodzie, a jedynie się nad nią znajdował.
Połamaną czekoladę wrzucamy do naczynia i mieszamy co jakiś czas. Jeśli nie lubicie gorzkiej, możecie spokojnie użyć tylko mlecznej. Osobiście wolę pozostać przy zaprezentowanej przeze mnie wersji, gdyż i tak deser będzie dość słodki, a obecność jaśniejszej tabliczki spotęguje to odczucie. Oczywiście jest to moje subiektywne zdanie, gdyż Adam preferowałby z kolei tylko mleczną.
Kiedy nasza czekolada będzie się roztapiać, możemy zająć się owocami. Pamiętajcie, aby je dobrze umyć. Nektarynkę kroimy w paseczki, banana w talarki, a truskawki po prostu na mniejsze części.
Teraz czas na owsianą kruszonkę. Wrzucamy ciasteczka do rozdrabniacza i siekamy na kawałeczki.
Kiedy nasza czekolada już się rozpuści, zdejmujemy garnuszek z kuchenki i odstawiamy na boku, aby lekko ostygła. Pamiętajmy oczywiście o mieszaniu co jakiś czas, nie chcemy przecież jednej wielkiej zlepki :)! Płynna masa posłuży nam do przygotowania musu. No właśnie, jak go zrobić? Podczas schładzania rozpuszczonej czekolady ubijamy Śnieżkę. No i tutaj mam drobną uwagę. Nie polecam stosować się w 100 % do instrukcji zawartych na opakowaniu tego typu produktów (dotyczy to również kisielu czy też budyniu). Chodzi mianowicie o ilość płynów, jakie dodajemy do sproszkowanej substancji, gdyż w efekcie możemy otrzymać rozwodnioną papkę. Pamiętajmy - lepiej nalać trochę mniej mleka/wody!
Z ubitej śnieżki odkładamy dwie-trzy łyżki do dekoracji górnej części naszego deseru, a resztę wrzucamy do garnuszka z chłodniejszą już czekoladą. Po dokładnym wymieszaniu powstanie nasz bardzo kaloryczny mus. Teraz możemy zabrać się do wypełnienia szklanek (u mnie te z IKEI).
- Na dnie ląduje czubata łyżka rozdrobnionych ciasteczek.
- Do akcji wchodzą plasterki bananów.
- Trzecia warstwa to łyżka bądź też dwie lodów śmietankowych.
- Czas na czerwień - wrzucamy nasze truskawki.
- Teraz będzie bardzo słodko - nakładamy mus! Dla mnie w zupełności wystarczy jedna łyżka, ale łasuchy mogą pozwolić sobie na więcej (np. Adaś :D).
- Odrobinka lodów ląduje na naszej puszystej czekoladzie. Myślę, że płaska łyżka będzie optymalna.
- Reszta ciasteczek ląduje jako posypka na dotychczasowych warstwach.
- No i góra! Wykorzystujemy odłożoną po ubiciu czystą, białą Śnieżkę. Tutaj trochę drogi się rozchodzą, bo chcąc ograniczyć ilość słodyczy, do ozdobienia szczytu mojego deseru użyłam jogurt grecki.
- Posypujemy borówkami i wkładamy w białą górkę paseczki nektarynki.
- Tadaaaaa! Smacznego :).
Uprzedzam lojalnie - deser jest naprawdę bardzo słodki, ale człowiek i jego kubki smakowe czasami potrzebują takiego szaleństwa. Obiecuję już nie robić Wam smaku na takie pyszności i za kilka dni powracam z pocztówkowym tematem na bloga! Teraz czas na przygotowania - Adaś ma dziś urodziny, więc sami rozumiecie ;)! Buziaki, K.