niedziela, 31 grudnia 2017

PODSUMOWANIE ROKU 2017: Małe i duże podróże.

Pod względem podróżniczym, rok 2017 nie był zbyt obfity. Patrząc na minione lata, organizowaliśmy sobie o wiele więcej wycieczek, niż w ciągu ostatnich 12stu miesięcy. Muszę przyznać, że w głównej mierze ograniczył nas brak czasu, a także nieoczekiwane wydarzenia, które mieszały nam w potencjalnych planach. Nie zmienia to jednak faktu, że udało nam się wygospodarować kilka wolnych dni i wyruszyć za granice Trójmiasta.

Podróże 2017 w szybkim skrócie

Najważniejszą dla nas tegoroczną podróżą był wakacyjny wyjazd na wschód. Odwiedziliśmy Mosty w Stańczykach, które z miejsca mnie urzekły, zaliczyliśmy trójstyk granic "Wisztyniec" w Żerdzinach, zwiedziliśmy Kowno, Wilno i Troki na Litwie, zajechaliśmy na chwilę do klasztoru w Wigrach. Część z tych miejsc zagościła już na blogu, natomiast pozostałe są w trakcie przygotowania i w styczniu planuję dokończyć wirtualną wycieczkę po Litwie i okolicach.



Niedługo po powrocie z Litwy pojechaliśmy ze znajomymi do Torunia na festiwal Bella Skyway, gdzie standardowo nie prześledziliśmy wszystkich atrakcji, za to całkiem miło spędziliśmy czas i zjedliśmy super jedzonko w Byczym Burgerze.



Na początku września w średnio urlopowej pogodzie spacerowaliśmy po Ustce :). Zajechaliśmy do mojej rodzinki pod Słupsk i grzechem byłoby nie wybrać się na spacer nad morze, w Trójmieście mamy w końcu tylko zatokę.



Plany podróżnicze na przyszłość

Codzienność bywa zmienna, więc ciężko mi jest teraz naskrobać "w sierpniu 2018 pojedziemy do ...". Planów na podróże mamy całe mnóstwo. Ja wciąż nie mogę doczekać się wyjazdu do Grecji, który ciągle z jakichś powodów jest odkładany (nie będę paluchem wskazywać, kto ponosi za to winę :D). Marzy mi się kolejna wycieczka do Skandynawii, ale po głowie zaczął też kiełkować pomysł odkładania funduszy na dość kosztowną podróż do... Chin. W tym roku na pewno nie zrealizujemy tego rujnującego budżet pomysłu, ale kto wie, co przyniosą kolejne lata :).

Jaki był Wasz podróżniczy rok :)? Pozdrawiam ciepło i życzę szampańskiej zabawy dziś wieczorem :). Karolina.

sobota, 30 grudnia 2017

PODSUMOWANIE ROKU 2017: Literatura.

Hej Kochani! Rok się kończy, tak więc tradycyjnie czas na podsumowania z ostatnich dwunastu miesięcy. Dziś chciałabym skupić się na przeglądzie czytelniczym. Książki to właściwie nieodłączny element mojej codzienności, a w tym roku było ich o wiele więcej! Jak to dokładnie wyglądało i ile mam już pozycji za sobą? Zapraszam do lektury wpisu :).

Początek roku nie zwiastował osiągnięcia rekordowej, jak dla mnie, ilości przeczytanych egzemplarzy. Jedna książka na miesiąc... Słabo to wygląda, prawda? Niemożliwe stało się jednak możliwe, bowiem w grudniu na liczniku wybiły aż 62 pozycje! Za sobą mam 18 593 strony, czytałam średnio 1 549,40 stron w miesiącu. Najwięcej przypadło na grudzień, listopad, trochę mniej na czerwiec.



Jak udało mi się pierwszy raz przeczytać ponad 52 książki w ciągu roku? 

W pewnym momencie, a właściwie pod koniec marca, zamknęłam kilka spraw, do realizacji których byłam zobowiązana. Potem zdecydowałam się na współprace z wydawnictwami. Muszę przyznać, że to był przełomowy moment, zarówno pod kątem blogowania, jak i samego czytelnictwa. Z jednej strony miałam więcej czasu wolnego, z drugiej zaś musiałam się zdyscyplinować, bo goniły mnie terminy. Narzucony z góry czas podziałał niezwykle mobilizująco. Gdyby nie to, najprawdopodobniej przeczytałabym zaledwie połowę tego, co w tej chwili mam za sobą. Ile dobrego by mnie ominęło!

Współpraca z wydawnictwami - wolny wybór czy narzucone książki?

Spotkałam się ze stwierdzeniami, że jak ktoś wchodzi w taki układ, to musi czytać absolutnie wszystko, co tylko wydawnictwo mu "każe". Prawda jest taka, że każdą jedną książkę wybierałam sobie sama. Otrzymywałam propozycje wydawnicze i mogłam wyłonić z nich to, co mnie zainteresuje. Dzięki możliwości zapoznania się z krótkim opisem danej pozycji wiedziałam, co wplata się w mój gust, a co nie. Wszelkie wybory były przemyślane i byłam z nich w większym lub mniejszym stopniu zadowolona.

Pozycje, które na pewno szybko nie znikną z mojej głowy - najlepsze powieści, na jakie trafiłam w 2017 roku (kolejność przypadkowa).

Jedną z takich lektur jest pozycja "Jak płatki śniegu" Denise Hunter. Było to moje pierwsze spotkanie z tą autorką, jak się pewnie domyślacie nie ostatnie [recenzja]. 

Nie byłabym sobą, gdybym pominęła w tym zestawieniu książkę "Żona mimo woli" Anniki Sharmy. Pokochałam tę historię całym sercem [recenzja].

Spore wrażenie wywołała na mnie też historia "Dziewczyna z piosenki", jaką przedstawiła Chrissy Cymbala Toledo [recenzja].

Świetnie bawiłam się, czytając pozycję "Zapomniani bogowie. Słowiańska opowieść" Jarosława Prusińskiego. Kolejny polski autor, który pozytywnie mnie zaskoczył [recenzja].

Bardzo mile wspominam kolejną polską powieść - mianowicie chodzi o "Jutro będziemy szczęśliwi" Anny Dąbrowskiej. Ta ciepła historia poruszyła chyba niejedno serducho [recenzja] :).

W tym roku na mojej liście czytelniczej pojawiło się sporo erotyków. Jeden z nich na długo wyrył się w mojej pamięci - "Dla niej wszystko" dwóch przyjaciółek ukrywających się pod pseudonimem Alexa Riley [recenzja].




Plany czytelnicze na kolejny, 2018 rok.

Mam nadzieję, że los będzie na tyle łaskawy, abym wciąż mogła poświęcać czytaniu tyle czasu, co w ciągu minionego roku. Nadal chcę kontynuować współprace z wydawnictwami, a także sięgać po kupione przeze mnie książki. W 2017 roku zdecydowanie przeważyła ta pierwsza forma, dlatego teraz planuję wygospodarować trochę więcej wolnych chwil na spotkania z nabytymi przeze mnie powieściami. Przede wszystkim częściej chciałabym sięgać po książki moich ulubionych twórców! Mam tu na myśli Nicholasa Sparksa i Magdalenę Witkiewicz. Ich twórczość regularnie trafia do mojej biblioteczki, jednak nadal skutecznie odkładam ją "na później". A jeśli mowa już o biblioteczce, to marzę o przemeblowaniu. W tej chwili część książek znajduje się na niewielkiej półeczce, którą udało nam się wcisnąć na ścianę w jednym z wolniejszych kątów sypialni. Cała reszta (ta zdecydowanie większa część moich zbiorów) ustawiona jest na komodzie i w rogu pomieszczenia, tworząc wciąż rosnące stosy (pomijam fakt, że sporo pozycji trzymam u rodziców...). Jedynym ratunkiem z tej sytuacji jest przemeblowanie pokoju i zakup regału, z którym wciąż mam problem (nie wiem, na co się zdecydować). Jedno jest pewne - jak tylko dojdę z tym wszystkim do ładu, obiecuję podzielić się efektami na blogu.

Kochani, a teraz Wy podzielcie się w komentarzach Waszymi ulubionymi powieściami, które przeczytaliście w 2017 roku! Jak minął Wam ten czas pod względem czytelniczym? Koniecznie dajcie znać. Buziaki, Karolina.

piątek, 29 grudnia 2017

Misternie skonstruowana zagadka w kryminale "Morderstwo na starej plebanii".

Wigilijny wieczór, tytułowa, stara plebania i morderstwo - Graham Elstow, zięć pastora, ginie od ciosu w głowę. Wiele wskazuje na to, że tego czynu dopuścił się ktoś blisko związany z rodziną... Żona Joanna, którą Graham wielokrotnie bił? A może pastor z żoną, w końcu wybranka ofiary była ich córką, a on wielokrotnie ją krzywdził... Nikt nie zamierza się przyznać do morderstwa, dlatego inspektor Lloyd i sierżant Judy Hill muszą rozwiązać tę intrygującą zagadkę. Teoretycznie sprawa wydaje się być łatwa, jednakże niezliczone motywy i poplątane relacje sprawiają, że ciężko im wyjść z labiryntu potencjalnych zabójców. Na każdym koku wyrastają jak grzyby po deszczu nowe, komplikujące sprawę fakty...


"Morderstwo tak zagadkowe, że mogłoby przerosnąć nawet pannę Marple z powieści Agathy Christie... Wartki, wciągający kryminał".
"THE PHILADELPHIA INQUIRER"

Lubię sięgnąć od czasu do czasu po naprawdę dobry kryminał, a "Morderstwo na starej plebanii" właśnie taką jest książką! Wciągającą, intrygującą, skupiającą uwagę czytelnika. Twórczość nieżyjącej już, brytyjskiej pisarki Jill McGown, pozytywnie mnie zaskoczyła. Strony powieści przyciągały mnie jak magnes, wciąż pojawiające się nowe fakty i tropy budowały napięcie, a ja niecierpliwie czekałam na rozwiązanie tajemniczej zagadki. Muszę przyznać, że zakończenie historii bardzo mi się podobało i w pełni usatysfakcjonowało, to taka wisienka na torcie! Nie spodziewałam się takiego finału. Właściwie każdy miał motyw, aby dopuścić się zbrodni, a ja miałam okazję razem z policjantami pobawić się w detektywa.

W moim odczuciu "Morderstwo na starej plebanii" to książka przemyślana, zaplanowana. Kryminalne intrygi są rewelacyjnie skrojone, wielowątkowość nie powoduje pogubienia się w historii, a bohaterowie nie byli płytcy w swoim charakterze. Jill zadbała o ich odpowiednią kreację. Większość z postaci polubiłam, zwłaszcza parę rozwiązującą zagadkę. Moje serce skradła otoczka brytyjskiej prowincji, sceneria ta tylko potęgowała specyficzny klimat kryminału.

Podsumowując - książka będąca bohaterem dzisiejszego wpisu jest jak najbardziej godna uwagi! To kawał dobrej literatury, która pochłania czytelnika od pierwszych stron. Polecam!

Za egzemplarz kryminału "Morderstwo na starej plebanii"
serdecznie dziękuję Zysk i S-ka Wydawnictwo.


czwartek, 28 grudnia 2017

Kringle Candle: Wosk Sunflower.

W mojej magicznej szufladzie, pełnej świec i wosków, poza zapachami słodkimi, ciasteczkowymi, takimi typowo "jedzeniowymi" oraz soczystymi, owocowymi, znajdują się także produkty oddające miłą dla nosa woń kwiatów. Z ich doborem zawsze uważam, ponieważ nie trudno jest trafić na, rzekłabym, "siostrę kostki toaletowej". Na szczęście na Goodies.pl udało mi się znaleźć wosk marki Kringle Candle, który urzekł mnie swoim kwiatowym zapachem - mowa o SUNFLOWER.


Sunflower pachnie jak słonecznik. Po prostu. Nie ma tu żadnych wyszukanych kombinacji. Słonecznik nie jest moją ukochaną roślinką (nic nie przebije róż i tulipanów), jednakże bardzo go lubię. Chyba nie ma na świecie kobiety, która nie ceniłaby sobie zapachu świeżych kwiatów! Sunflower to taka letnia, lekka klasyka. Ten wosk to strzał w dziesiątkę, nie tylko cieszy nos przyjemnym zapachem, ale i wprowadza w naprawdę radosny nastrój. Paląc go w jesienno-zimowe miesiące możecie na chwilę powrócić do chwil, gdy za oknem świeciło wiosenne lub letnie słoneczko. Na pewno jeszcze nie raz wyląduje w moim koszyku, a kto wie, może skuszę się na nieco większe gabaryty, jakaś świeca... :)? Polecam!

Lubicie kwiatowe zapachy? Miał ktoś już okazję przetestować Sunflower od Kringle Candle? Przesyłam buziaki, Karolina.

środa, 27 grudnia 2017

Kringle Candle: Świeczka Lemon Rind.

Kringe Candle znałam do tej pory z doświadczenia jedynie dzięki przeróżnym woskom i dużej świecy Hot Chocolate, która totalnie skradła moje serce. Ostatnio, pragnąc orzeźwiającej odmiany od słodkich, świątecznych zapachów, z mojej szuflady z zapasami z Goodies.pl wyciągnęłam świeczkę (Coloured Daylight) Kringle Candle LEMON RIND, mającą na celu otulenie pomieszczenia zapachem skórki cytrynowej.


Zacznę od tego, że na sucho świeczuszka pachniała naprawdę soczyście. Wiecie, takie świeżo zerwane cytrynki, skąpane wcześniej w wakacyjnym, tropikalnym słońcu, ostatecznie zamknięte w 52-gramowym pudełeczku. Jak było po rozpaleniu? Cóż, obietnica producenta o trwałym zapachu raczej się nie spełniła. O ile woski pod względem trwałości i intensywności nigdy mnie nie zawodziły, o tyle ta mała świeczuszka owszem. Używana tradycyjnie (po podpaleniu knota) była dla mnie w ogóle nie wyczuwalna. "Gdzie się podziała ta cytrynka?" - pytałam. Nie spisałam jej jednak na straty. Kiedyś wyczytałam w sieci, że sporo dziewczyn równie słabo pachnące samplery z Yankee po prostu kroiło i wrzucało do kominka, zupełnie jak woski. Pomyślałam, że spróbuję tego samego ze świeczką Lemon Rind. Wiecie co? W końcu poczułam ten długo wyczekiwany zapach! Orzeźwiająca cytryna wyraźnie zaznaczyła swoją obecność w pokoju :). Aromat nie był tak intensywny, jak w przypadku wosków, jednak można go określić jako zdecydowanie bardziej wyczuwalny, niż po zwyczajnym paleniu świeczki.


Jeśli jeszcze kiedyś będę chciała się skusić na cytrynkę, na pewno wybiorę wosk! A Wy, mieliście do czynienia z Coloured Daylight Kringle Candle? Już niekoniecznie z Lemon Rind. Jak Wasze wrażenia? Czekam na opinie i serdecznie pozdrawiam, K.

poniedziałek, 25 grudnia 2017

ŚWIĄTECZNY GDAŃSK: Starówka, Park Oliwski.

Hej Kochani! Jak spędzacie ten świąteczny wieczór? Brzuchy pełne :)? Mam nadzieję, że wybraliście się na spacer celem nie tylko spalania kalorii, ale i utrzymania specyficznego, bożonarodzeniowego klimatu, ustrojone w światełka miasta przecież zachwycają! Nawiązując do tej koncepcji, chciałabym pokazać Wam, jak wyglądał w tym roku Gdańsk


Kiedy w grudniu pojawiają się pierwsze, świąteczne iluminacje, od razu wyciągam Adama na spacer na Stare Miasto i do Parku Oliwskiego. W tym roku zaczęliśmy od Jarmarku Bożonarodzeniowego. Tradycyjnie czekały na nas liczne kramiki, w których można było zakupić pamiątki i nie tylko, Przystań pod jemiołą, gdzie warto skraść całusa ukochanej osobie, świetlne bramy i bombki, czy też karuzela - zdjęcia części z tych atrakcji możecie zobaczyć w archiwalnym poście - KLIK




Na terenie jarmarku odnaleźliśmy też zadaszone stoiska, na których oferowano rękodzieło - drewniane podkładki, ozdoby, zimową garderobę, pocztówki, dekoracje. Od koloru, do wyboru.




Tłumy krążące po jarmarkowej części Starego Miasta skutecznie "przegoniły" nas do mniej zaludnionych uliczek (takie lubimy najbardziej). Przeszliśmy się po mojej ukochanej Mariackiej, gdzie oko cieszyły klimatyczne latarenki, ustawione na schodach prowadzących do kawiarenek.



Z Mariackiej udaliśmy się na mostek nad Motławą. Tam na spacerowiczów czekały dwie instalacje. Jedną z nich była ramka, przy której oczywiście kręciły się rodziny pozujące do pamiątkowych fotografii. Druga atrakcja to nic innego, jak odpowiednio wystylizowany, świąteczny dźwig, symbolizujący Gdańską Stocznię.



Wracając do auta musieliśmy zahaczyć o sławetną choinkę, znajdującą się obok Neptuna.



Po Starym Mieście przyszła pora na Park Oliwski. Przyznam, ze trochę się rozczarowaliśmy. Kto widział zeszłoroczny post (KLIK) wie, że ta część Gdańska była naprawdę przepiękna. Niestety, nieodpowiedzialność ludzi, zarówno zwiedzających, jak i samej ochrony, doprowadziła do dewastacji parku. Zdeptane trawniki wołały o pomstę do nieba... W związku z tym tegoroczna odsłona Parku Oliwskiego nie wzbudziła w nas takiego zachwytu, jak 12 miesięcy wcześniej. Tunel został zwężony, światełka powieszono na stelażu, a na jednej z wód rozlokowano świetlne łódeczki. 







Tradycyjnie udekorowano jedną z najmłodszych części parku, ale to możecie zobaczyć w TYM POŚCIE. Na uwagę zasługuje szopka z piasku, którą ustawiono na parkingu w pobliżu głównego wejścia do parku. Robi ogromne wrażenie, nieprawdaż :)?


W tym roku nie mieliśmy totalnie czasu, aby wyskoczyć do Gdyni i Sopotu. Dekoracje na pewno tak szybko nie znikną, mam nadzieję, że jeszcze przed Sylwestrem uda nam się nadrobić te braki :). Pozdrawiam Was ciepło i koniecznie dajcie znać, jak spędzacie święta. Karolina.

niedziela, 24 grudnia 2017

WESOŁYCH ŚWIĄT!

Kochani! Z okazji tegorocznych Świąt Bożego Narodzenia 
chciałabym życzyć Wam wszystkiego, co najlepsze. 
Niech ten czas minie w pogodnej, radosnej, przyjaznej atmosferze, 
a pod choinką niech czeka ogrom prezentów, o jakich marzyliście. 


Karolina



piątek, 22 grudnia 2017

II Zlot Fanów Gwiezdnych Wojen Forcecon - Wejherowo 2017.

Lord Vader, Obi-Wan Kenobi, Anakin, Księżniczka Leia, Rycerze Jedi, Szturmowcy... W miniony weekend Wejherowem po raz drugi zawładnęły postacie z Gwiezdnych Wojen oraz wierni fani uniwersum. Nawet Jakub Wejher tego dnia przybrał odpowiedni strój. Wszystko to za sprawą II Zlotu Fanów Gwiezdnych Wojen Forcecon 2017.




Cała impreza rozpoczęła się na wejherowskim rynku, przed pomnikiem Jakuba Wejhera. To właśnie tam, po odegraniu imperialnego hymnu, powitano gości. Po krótkim wstępie uczestnicy zlotu wyruszyli z paradą do Wejherowskiego Centrum Kultury, gdzie na gości czekała masa atrakcji. W budynku, zaraz przy głównym wejściu, ustawiono specjalną scenę, na której odbywały się m.in. konkursy, zarówno dla młodszych, jak i odważniejszych, starszych uczestników. W jednym z pomieszczeń przygotowano wystawę modeli, przedstawiających oczywiście postacie i maszyny z Gwiezdnych Wojen. Nie zabrakło Strefy Gier, gdzie chętni mogli spróbować swoich sił w planszówkach oraz grach komputerowych. Organizatorzy nie zapomnieli też o najmłodszych, stworzyli bowiem specjalną Strefę Malucha. Miłośnicy "Starwarsowych" gadżetów mieli szansę uzupełnić swoją kolekcję o ubrania, komiksy, książki czy też inne bajery :). W trakcie zlotu fani mogli także obejrzeć w części kinowej najnowszą część sagi - "Ostatni Jedi". Co więcej, dotarłam do informacji o wsparciu dla małych, chorych pacjentów, przebywających w szpitalu w Wejherowie. To bardzo fajna inicjatywa, dzieciaki nie tylko spotkały się z bohaterami sagi, ale i otrzymały od nich prezenty. Organizatorom należy się ogromny plus!














W naszym odczuciu (wybraliśmy się oczywiście oboje z Adasiem) impreza ta była całkiem przyjemnym doświadczeniem, nigdy nie braliśmy w tego typu eventach udziału. Co prawda nie przebieraliśmy się, oglądaliśmy raczej wszystko z boku, no, może poza uczestnictwem w kilkuminutowej paradzie, którą de facto nieco inaczej sobie wyobrażaliśmy. Szczerze powiedziawszy myśleliśmy, że zobaczymy typowy przemarsz wojsk, oczywiście tych z sagi. Na taką wizję naprowadziła nas ulotka dotycząca imprezy. W rzeczywistości wyglądało to inaczej, jednakże nie mamy negatywnych odczuć, bo ostatecznie było całkiem przyjemnie :). Mnie najbardziej urzekły atrakcje znajdujące się w sali z makietami i modelami. Moje serce skradł zwłaszcza mały, ogromny fan Gwiezdnych Wojen, który z wielką pasją opowiadał o stworzonych przez siebie pracach.






Skąd pomysł na udział w takim wydarzeniu? Domyślacie się pewnie, że Adam polubił sagę już dawno temu. Ja sama pokochałam Star Wars, gdy moja druga połówka zabrała mnie do kina na "Przebudzenie mocy". Tak się akurat złożyło, że od razu po tym TVN emitował wszystkie części Gwiezdnych Wojen. Nie odpuściłam sobie wtedy ani jednej części!


A Wy? Czy są tu jacyś fani Star Wars :)? Dajcie koniecznie znać, chętnie też przeczytam, jak rozpoczęła się Wasza przygoda z sagą. Przesyłam pozdrowienia, K.