sobota, 31 października 2015

To już rok! Konkurs urodzinowy.

Jestem zmuszona zrobić kolejną przerwę w wycieczkowej relacji, jednak mam ku temu pewne powody... Dziś chciałabym z niewątpliwą przyjemnością ogłosić pewien fakt! Przejdźmy do sedna - dokładnie rok temu postanowiłam założyć bloga. Dokładnie rok temu postanowiłam napisać pierwszy post. Dokładnie rok temu postanowiłam związać się z blogosferą i nawet nie oczekiwałam, że zjednam sobie tylu przemiłych ludzi. Nie sądziłam, że to, co będę pisać, spotka się z takim zainteresowaniem. Chciałabym wszystkim serdecznie podziękować za wszelkie odwiedziny i komentarze - to dla mnie wiele znaczy! Nie należę do osób, które tylko biorą, lubię także dawać coś od siebie, dlatego też postanowiłam zorganizować dla moich czytelników KONKURS.

BANER KONKURSOWY
Zasady są proste, wystarczy zapoznać się z regulaminem i spróbować swojego szczęścia. Kto wie, komu uda się wygrać NAGRODĘ NIESPODZIANKĘ! Mogę jedynie zdradzić, że w konkursowym pakieciku znajdziecie prezenty związane z tematyką bloga - kombinujcie, kombinujcie ;). Przejdźmy do regulaminu.
  1. Aby wziąć udział w konkursie, należy być obowiązkowo publicznym obserwatorem bloga.
  2. Będzie mi niezwykle miło, jeśli polubicie także mój fanpage (kliknij w link lub w bezpośredni odnośnik na górze paska bocznego). Będziecie mogli być wówczas na bieżąco ;).
  3. Kolejny warunek to umieszczenie banera w widocznym miejscu na Waszym blogu wraz z odnośnikiem do tego wpisu.
  4. W komentarzu pod postem wyraźcie chęć udziału w konkursie, wpisując zgłoszenie według wzoru:
    Obserwuję bloga jako: ...
    Polubienie na fb: tak/nie
    Baner na stronie: ...
    Adres e-mail: ...
  5. Nagroda będzie wysłana jedynie na terenie Polski, listem ekonomicznym, za pośrednictwem Poczty Polskiej.
  6. Losowanie zwycięzcy nastąpi do 7 dni po zakończeniu konkursu. Wówczas ogłoszę szczęśliwca na blogu i napiszę do tej osoby maila. W przypadku braku odzewu tej osoby przez okres tygodnia od podania wyników nastąpi kolejne losowanie.
  7. Nie ma możliwości zamiany wygranej na nagrodę pieniężną.
To chyba byłoby wszystko... No to co, życzę Wam szczęścia! Trzymajcie się ciepło, życzę miłego weekendu ;). Karolina.

środa, 28 października 2015

Kraków w cztery godziny - fotorelacja.

Cześć Misiaczki! Nareszcie mam wolny dzień, a jeśli już spokojnie siedzę w domku, to oczywiście mogę napisać kilka słów dla Was ;). O czym będzie dzisiaj? Tak, jak obiecałam ostatnio - opowiem o szybkiej wizycie w Krakowie. Gotowi? Ruszamy!

Podróż z Chabówki minęła nam spokojnie, jednak sam wjazd do Krakowa nie należał do bezstresowych. Niezwykle pomocna nawigacja tym razem nie spełniła swojej funkcji, gdyż najzwyczajniej w świecie zaskoczyły nas roboty drogowe i objazdy. Myślę, że warto też wspomnieć o zdolnościach tamtejszych kierowców... Mówię Wam, coś wspaniałego... Koniec końców udało się nam cudem dotrzeć do celu - przeogromnej Galerii Krakowskiej. Tam zostawiliśmy samochód i skoczyliśmy na szybki obiad do Sphinxa. Polecam SPHINX PARTY, nasze ulubione danie, idealne dla dwojga! Po zapełnieniu brzuchów ruszyliśmy na pierwsze spotkanie z Magdą i Pawłem, którzy mieszkają w Krakowie. Madzię poznałam dzięki postcrossingowi i tak od swapu do swapu się zaprzyjaźniłyśmy :). Kiedy okazało się, że wraz z Adasiem wylądujemy w dawnej stolicy Polski, od razu się zgadałyśmy na wspólne zwiedzanie. Owoce tego spaceru możecie zobaczyć na poniższych zdjęciach opatrzonych krótkimi komentarzami. 

Teatr im. Juliusza Słowackiego, który jako pierwszy
udostępnił sprzedaż biletów przez komórkę :).
Rynek, a w jego centralnej części widoczne na zdjęciu Sukiennice.
Ratusz skąpany w mydlanych bańkach...
Dziedziniec na Wawelu - ps. czy to drzewko na środku
nie przypomina Wam trochę serducha ;)?
Takie widoczki mieliśmy z Wawelu ;).

Katedra na Wawelu prezentowała się pięknie!
Smok nie ziajał ogniem, ale mimo to robił wrażenie.
Wawel widziany z mostu Dębnickiego.
Urokliwy Plac Szczepański - zdjęcie musi być.
A tam, pal licho budynek, zróbmy też zdjęcie kolorowej fontanny :D!
Spacerując po dawnej dzielnicy żydowskiej trafiliśmy na wystawę samochodów.
Jedno z kilku autek z klasą ;).
Stara beemeczka chwyciła mnie za serce.
Klimatyczna ulica w dzielnicy żydowskiej Kazimierz - lubię takie miejsca.
Most miłości - trzeci, jaki widziałam w swoim życiu.
Poza licznymi kłódkami na moście można spotkać rzesze pająków :)!
A tutaj na zakończenie fotki z wieczornego spaceru przy Kopcu Kościuszki.
Muszę przyznać, że czas spędzony w Krakowie nie należał do zmarnowanych. Cztery godziny to zdecydowanie za mało, aby zapoznać się z każdym interesującym zakątkiem miasta, jednak to, co udało się nam zobaczyć, na tamtą chwilę w zupełności wystarczało i zaspokajało nasz apetyt zwiedzania. Do wynajętego pokoju w Młoszowej wróciliśmy koło 22, zmęczeni, ale zadowoleni. Drugi dzień wycieczki okazał się być idealnie spożytkowanym. Atrakcji to jednak nie koniec - pozostała jeszcze niedziela, czyli Łódź, ale do tego jeszcze dojdziemy ;)! 

Póki co życzę Wam dobrej nocki i gorąco ściskam! Karolina.

piątek, 23 października 2015

Skansen Taboru Kolejowego w Chabówce.

Witajcie Kochani :). Nie chcąc tracić dłużej czasu, dziś przygotowałam dla Was kolejny wpis wyjazdowy. Szczerze, to nie mogłam się doczekać, aż przyjdzie czas na tę część wycieczki! Niestety, trzeba było zachować jakiś porządek, tak więc dopiero teraz mogę przejść do tematu Skansenu Taboru Kolejowego w Chabówce


Dlaczego akurat to miejsce? A to dlatego, że po prostu kocham pociągi. Będąc tak blisko niegdyś nieosiągalnego dla mnie skansenu, zwyczajnie nie mogłam nie skorzystać z okazji. A to wszystko oczywiście dzięki Adasiowi <3. Przejdźmy do sedna - kiedy skończyliśmy wizytę w Wadowicach, udaliśmy się w dalszą drogę. Mimo brzydkiej pogody nastrój miałam wręcz znakomity, przecież czekało na mnie tyle dobrego! W końcu dotarliśmy do celu, jakim była Chabówka.



Skansen powstał na terenie dawnej parowozowni. Aktualnie można zapoznać się w nim z najliczniejszą i prawdopodobnie najciekawszą kolekcją eksponatów związanych z historią kolejnictwa Polski. Koszt zwiedzania to 4 złote za bilet ulgowy i 8 złotych za normalny. Mieliśmy małego farta, ponieważ obsługa przyjaźnie przymknęła oko i sprzedała nam dwa ulgowe. 


Niestety, szczęście nie dopisało nam w kwestii pamiątek - sklepik tego dnia był nieczynny. Moje ogromne marzenia i wizje gigantycznych zakupów gadżetów kolejowych prysnęły niczym mydlana bańka. Cóż, dobrze, że przynajmniej skansen mogłam zobaczyć... A było co podziwiać!!!



Na kilku torach urządzono ekspozycję różnych lokomotyw, wagonów oraz innego taboru, m.in. specjalnego. Spacerując po skansenie mogliśmy zobaczyć wycofane z ruchu parowozy, lokomotywy elektryczne i spalinówki. Przy każdym eksponacie umieszczono tabliczkę informacyjną, aczkolwiek bardziej głodni wiedzy mogą skorzystać z opcji oprowadzania przez wcześniej zamówionego przewodnika. Cena takiej przyjemności to 40 złotych.



Nasze zwiedzanie nie ograniczyło się tylko do oglądania z zewnątrz konkretnych pojazdów. Niektóre eksponaty były otwarte na zwiedzanie od środka! Tym sposobem mogliśmy zobaczyć wnętrze wybranych lokomotyw czy też starych wagonów. 


Na terenie skansenu znajduje się również kilka czynnych maszyn. Podczas spaceru trafiliśmy na pięknie kopcący parowóz. Biedny Adaś musiał znosić wiele postojów, gdyż nie mogłam odpuścić sobie okazji obfocenia tylu cudowności kolejowych! 



Żeby nie było zbyt kolorowo, czas wspomnieć o malutkim minusie. Trochę nam przeszkadzało, że te wszystkie eksponaty były "ściśnięte". Ustawione w ciągu lokomotywy, jedna obok drugiej... Przez takie rozlokowanie taboru nie mogliśmy dokładnie obejrzeć konkretnych maszyn, jednak to zrozumiałe - na tamtejszym terenie nie da się po prostu inaczej rozstawić tak licznej ekspozycji. 



W mojej ocenie warto było zobaczyć to miejsce. Wiele ciekawych, imponujących swoją budową eksponatów powodowało szybsze bicie serca. Nawet detale (jak pewnie zauważyliście przeglądając zdjęcia) potrafiły przykuć moją uwagę. Jestem bardzo szczęśliwa, że mogłam to wszystko zobaczyć na własne oczy. 




To byłoby na tyle. Dzięki za uwagę i do zobaczyska następnym razem. Widzimy się w... KRAKOWIE! Buziaki!

środa, 21 października 2015

Z wizytą w Wadowicach.

Dzień dobry ;)! Sezon na "nie wychodzę spod cieplutkiej kołdry, bo zimno i szaro" uważam za otwarty. Niestety, taki stan trwa tylko chwilę, przecież nie można wiecznie się wylegiwać... Tym bardziej, że mam co robić, między innymi tu, na blogu. Zgodnie z zapowiedzią ze wcześniejszych postów dziś chciałabym powrócić do wrześniowej wycieczki. Drugiego dnia pamiętnego weekendu zamierzaliśmy wybrać się do Krakowa, jednak wcześniej mieliśmy koniecznie zobaczyć skansen kolejowy w Chabówce (obowiązkowy punkt miłośnika kolei czyt. mnie :D). Adam sprawdził trasę i okazało się, że możemy tam dojechać zahaczając o znajdujące się po drodze Wadowice. Oczy mi się zaświeciły na tę propozycję - nie mogłam odmówić! Tak więc poranne półtorej godzinki spędziliśmy w rodzinnym mieście papieża Jana Pawła II.



Oczywiście standardowo mieliśmy problem z zaparkowaniem, a dokładniej mówiąc, ze znalezieniem miejsca wolnego od opłat. Żeby już nie tracić czasu na błądzenie i szukanie takiej okazji, zajechaliśmy w końcu na płatny parking - 4 zł za godzinę. Plus był taki, że znajdował się on rzut beretem od tego, co nas najbardziej interesowało.


Na początek Plac Jana Pawła II, zwany niegdyś Placem Armii Czerwonej. Znajduje się on w centrum miasta, a mieszkańcy nazywają go często po prostu rynkiem. Biorąc pod uwagę to, że bardzo lubię różne fontanny, naturalnie ta z powyższego zdjęcia przykuła na chwilę moją uwagę. Czas na zrobienie pamiątkowego zdjęcia i ruszyliśmy w stronę Bazyliki Ofiarowania Najświętszej Maryi Panny.


Najstarsza wzmianka o tym kościele sięga 1325 roku. Jego historia wydaje się być poniekąd ciekawa - ponad wiek później spłonął w trakcie wielkiego pożaru Wadowic. W połowie XV wieku postanowiono na zgliszczach świątyni postawić nowy, murowany kościół. Niestety, w roku 1726 wybuchł kolejny pożar, który także nie oszczędził tego budynku. Niecały wiek później kościół odbudowano ponownie. 


Mimo, iż jakoś specjalnie za kościołami nie przepadam, ten jednak zrobił na mnie wrażenie. Imponujące ołtarzyki, piękne malunki na suficie, a także ściany zapełnione różańcami - wszystko to wydawało się niezwykle interesujące. Poniżej mała porcja zdjęć.










A to ja i Pomnik Jana Pawła II :D. Ciężko było się dopchać, bo praktycznie cały czas ktoś chciał sobie przy nim zrobić zdjęcie. Przed nami dwie zagraniczne kobietki urządziły w tym miejscu istną sesję. Na szczęście w końcu się udało i zrobiliśmy sobie pamiątkowe fotki. Myślę, że warto dodać, iż odsłonięty w 2006 roku pomnik mierzy 2,5 metra wysokości. Jeśli wybierzecie się do Wadowic, to z jego zlokalizowaniem nie będziecie mieć problemów. Pomnik znajduje się na Placu Jana Pawła II, zaraz po prawej stronie wejścia do bazyliki. O ile dobrze pamiętam, to otwarte drzwi na wysokości mojej głowy prowadziły do informacji turystycznej oraz kawiarni.


W korytarzu, na ścianie sąsiadującej z pomieszczeniem IT, widniało drzewo genealogiczne rodziny Karola Wojtyły. Po jego prawej stronie znajdowało się wejście do informacji, gdzie obsłużył nas naprawdę przemiły i pomocny pan, który powiedział, co warto zobaczyć w mieście, a także pokazał, jakie foldery można zabrać ze sobą. Po lewej natomiast mieliśmy do czynienia z zejściem do piwnicy... A tam czekała na nas boska kawiarnia!


Galeria Cafe, bo tak nazywało się to magiczne miejsce, zachwycała praktycznie każdym najmniejszym szczegółem. Stylowo urządzone wnętrze cieszyło oko przez całą naszą wizytę. Zamówiliśmy po kremówce (w końcu być w Wadowicach i ich nie skosztować to grzech) i usiedliśmy do jednego z niewielu wolnych stoliczków. Szczęście nam dopisało, ponieważ kiedy skończyliśmy jeść, kilka osób opuściło już lokal i mogłam swobodnie zrobić zdjęcia.


Niestety kiedy szukałam wolnego stoliczka, miejsce widniejące na powyższej fotografii było już zajęte. A szkoda, bo to chyba najlepszy zakątek kawiarni. 


Tutaj coś dla postcrosserowych maniaków :). Wszystkie stoliki miały "coś" w swoim wnętrzu, co można było zobaczyć przez szybkę. W jednym umieszczono monety i banknoty, tam gdzie my jedliśmy wrzucono do środka kamienie, a tutaj - moc kartek i znaczków pocztowych! Muszę przyznać, że pomysł bardzo mi się spodobał. Zachęcam Was do odwiedzenia tego miejsca - pyszne ciacho, smaczna herbata, równie dobra czekolada na ciepło, no i rewelacyjny wystrój. Czego chcieć więcej?

Zadowoleni, z pełnymi brzuchami udaliśmy się do samochodu, aby w końcu ruszyć do celu numer dwa. Szykujcie się, już niedługo relacja z kolejowej wycieczki ;)! Póki co gorąco Was ściskam i życzę udanego dnia, przede wszystkim jak najmniej szarego. Pozdrawiam, K.