środa, 30 marca 2016

Wielkanocny book haul.

Przysięgam, od teraz w ogóle nie będę przeglądać ofert księgarń, ani tym bardziej otwierać promocyjnych newsletterów! W niedzielę zajrzałam do skrzynki poczty elektronicznej, a tam moim oczom ukazały się zniżki rzędu 40-45%. Biedna ja... Wypisałam sobie skróconą listę, a potem jeszcze dwa razy ją pokreśliłam. Ostatecznie pozostawiłam 5 książek, które dziś dostarczył kurier. Czekałam na niego bardzo niecierpliwie! Co znalazło się w paczuszce ;)?

1. Gayle Forman - "Zostań, jeśli kochasz". Ile to razy stawałam przed półką w sklepie... Zawsze coś mnie powstrzymywało przed zakupem. Sama nie wiem, co to było, ale tym razem postanowiłam się zbuntować. Bestsellerowa książka czeka już w moich zbiorach na swoją kolej.


2. Paula Hawkins - "Dziewczyna z pociągu". Zapragnęłam przeczytać tę pozycję już od samego początku, kiedy tylko zrobiło się o niej głośno. W końcu sam król horroru ją poleca. Jest już moja!


3. Richard Paul Evans - "Papierowe marzenia". Po ostatniej lekturze tego pana postanowiłam zabrać się za równie chwaloną pozycję, co "Obietnica pod jemiołą". Przeczytałam kilka pozytywnych recenzji na jej temat, sprawdziłam też ocenę na lubimyczytać. Nie mogłam sobie odpuścić.


4. Jojo Moyes - "Razem będzie lepiej". Przyznam szczerze, głównym bodźcem przyciągającym mnie do tej lektury była jej okładka oraz bardzo pozytywne wrażenia po przeczytaniu innej książki tej autorki ("Zanim się pojawiłeś").


5. Brittany C. Cherry - "Art & Soul". To chyba perełka całego zamówienia! Niecierpliwie czekam na moment, kiedy ją rozpocznę. Właśnie kończę "Love, Rosie", więc najprawdopodobniej sięgnę po tę nowość.


Ktoś z Was czytał którąś z tych pozycji? A może macie te same lektury w swoich planach? Jak zwykle liczę na Wasze zdanie ;). Przy okazji - zbliża się 1. kwietnia, czyli dzień, który zaplanowałam sobie jako moment rozpoczynający przygotowania do lata. Chodzi tutaj głównie o ćwiczenia, zdrowszą dietę (ostatnio sobie pofolgowałam!) i pielęgnację ciała. To nie prima aprilis! W związku z tym faktem pragnę ogłosić, iż otwieram cykl postów związanych z doprowadzaniem się do ładu :). Zapraszam więc do śledzenia bloga i nowych wpisów z tej tematyki. Serdecznie Wam dziękuję za obecność i gorąco ściskam! Buziaki, Karolina.

wtorek, 29 marca 2016

Słodkie, kruche ciasto karmelowe.

Hej! Jak tam po świętach :)? Kiedy dziś rano podczas podnoszenia się z łóżka ujrzałam za oknem potwornie przygnębiającą pogodę, nie miałam już nadziei, że ten dzień może mieć udany przebieg. Całe szczęście niedawno zza szarych chmur przebiło się słoneczko i teraz nie ma nawet śladu po okropnie nastrajającym klimacie. Skoro pojawił się promyk radości, postanowiłam podzielić się równie przyjemną sprawą - przepisem na baaaaardzo słodkie ciacho! Upiekłam je na święta i właśnie został ostatni kawałek. Jeśli lubicie czasem zafundować sobie naprawdę sporą dawkę słodyczy, ta receptura jest dokładnie dla Was.


Kruchy spód - 200 g mąki tortowej, 100 g schłodzonego masła, 40-50 g cukru, 1 jajko. Wyciągnięte z lodówki masło kroimy na kosteczki, staramy się na jak najmniejsze, będzie potem wygodniej. Na blat przesiewamy mąkę, dodajemy cukier i masło. Siekamy wszystko nożem tak długo, aż uzyskamy coś podobnego do grudek. Wówczas wbijamy jajko i zagniatamy całość do uzyskania jednolitej konsystencji. Zawijamy w folię spożywczą, wrzucamy na 30 minut do lodówki, a następnie rozwałkowujemy i umieszczamy na formie. U mnie 29 cm - ciasto wyszło dość cienkie, ale moje działanie było celowe. Tak to jest, jak ma się w domu smakosza, który najchętniej zjadłby tylko samo nadzienie! Przed wrzuceniem do nagrzanego do 180 stopni piekarnika ciasto dziurkujemy miejscami widelcem. Po około 15-20 minutach wyciągamy je i odstawiamy do wystygnięcia.

Masa karmelowa - puszka słodzonego mleka skondensowanego. Do garnka wkładamy naszą puchę i zalewamy wodą ponad jej wysokość. Gotujemy na wolnym ogniu 3 godziny, zaglądając co jakiś czas i w razie potrzeby dolewając wodę. Po tym czasie wyciągamy puszkę np. na grubą, drewnianą deskę i czekamy do delikatnego schłodzenia. Otwieramy ostrożnie - gdy będzie zbyt ciepłe, może wystrzelić i tym sposobem zafundujemy sobie dodatkowe sprzątanie. Najlepiej poprosić faceta - mój tylko trochę ubrudził otwieracz, więc spoko :D! W miarę schłodzoną masę (może być letnia) wykładamy w dowolnej ilości na spód ciasta.

Masa mascarpone - standardowo w równych proporcjach mieszamy serek i rozpuszczoną, białą czekoladę. U mnie 1,5 opakowania serka i 1,5 tabliczki czekolady. Nakładamy łyżką robiąc w odstępach takie jakby grube kleksy, a potem delikatnie dociskamy, aby równomiernie się nam rozprowadziło. Pamiętajcie, czekolada nie może być gorąca, gdyż przy mieszaniu z mascarpone zrobią się grudki. 

Wierzch ciasta - posypujemy startą czekoladą (pełna dowolność, u mnie mleczna) i posypujemy migdałami w płatkach.


Ciasto wrzucamy do lodówki na co najmniej dwie godziny. W moim przypadku leżakowało ono tam całą noc i było po prostu rewelacyjne. Nie jest to propozycja dla restrykcyjnie dbających o linię.



Smacznego :)! Karolina.

niedziela, 27 marca 2016

Wesołych Świąt!

Witajcie Kochani. W końcu znalazłam chwilkę, aby dosiąść do komputera i napisać krótkie życzenia. Dobrze wiecie, jak to wygląda przed świętami - chaos w domu związany ze sprzątaniem, do tego pieczenie i te sprawy, człowiek na wieczór siada i już mu się nic nie chce. Na szczęście pojawiła się chwila wytchnienia i jestem!


Z okazji Świąt Wielkanocnych pragnę życzyć Wam ciepłych i  radosnych spotkań z rodziną, niech zdrowie i pogoda ducha nie opuszcza Was przez ten czas :). Może na smaczne jajko jest już za późno, ale na winszowanie mokrego dyngusa już nie :D! Błagam tylko, lejcie z umiarem.

Chciałabym także podziękować za otrzymane życzenia drogą mailową, sms-ami czy też poprzez pocztę - Darku, nawet nie wiesz, jak mi miło! Niestety, ja w tym roku najzwyczajniej w świecie straciłam poczucie czasu i uświadomiłam sobie swój błąd w piątek po obiedzie. Nie wysłałam ani jednej kartki, tyle ze świąteczno-pocztówkowego klimatu :D. Nadrobię za rok, a tym czasem siadam do herbatki i ciasta, na które przepis pojawi się lada dzień. Trzymajcie się ciepło, moc uścisków, Karolina.

piątek, 25 marca 2016

Yankee Candle: Wosk A Child's Wish.

Letnia sielanka na wiejskiej łące... Odpoczynek w pełnym kwiatów ogrodzie... Majowy spacer po parku... Czy te wszystkie obrazki nie chwytają za serce? Niestety, nie zawsze można zafundować sobie taki beztroski relaks! Z pomocą przychodzi wyjątkowa tarta od Yankee - dostępna na goodies.pl A CHILD'S WISH. Nie bez powodu nosi taką nazwę ;).


Wosk należy do kwiatowej linii zapachowej Yankee Candle z serii Classic. Po rozpaleniu kominka i umieszczeniu w jego miseczce kawałeczka tartaletki powoli zaczyna wydobywać się piękny, kwiatowy zapach. Nie jest duszący, wręcz przeciwnie! Na myśl przychodzi mi tylko jedno określenie: delikatny. Dodatkowo producent gwarantuje aromatyczne nuty lilii górskiej oraz bursztynu - mój zmysł węchu nie jest aż tak rozwinięty, aby je rozróżnić. Faktem jest jednak to, że wosk naprawdę przenosi nas w sielankowy klimat. Podzielenie tarty na ćwiartki będzie wystarczające, wówczas otrzymamy standardową wydajność - 32 godziny palenia :).

Jeśli jesteście ciekawi tego zapachu lub też jest on po prostu Waszym ulubieńcem, to korzystajcie! A Child's Wish możecie dostać teraz w promocji "zapach miesiąca", jednak spieszcie się, marzec za chwilę się kończy. Produkt idealny na rozkręcającą się wiosnę :). Całuję, Karolina.

czwartek, 24 marca 2016

‪#‎ChallengeOnNaturePhotography‬

Witajcie Kochani! Jakiś czas temu zostałam nominowana do facebook'owej zabawy - zadanie miało polegać na tym, że przez tydzień codziennie wrzucałabym zdjęcie związane z tematem tagu. Wyzwanie najpierw rzuciła mi Ania, a później Kinga - po kliknięciu w imiona przeniesiecie się na ich blogi :). Dziękuję Wam dziewczyny! Niestety, mam taki chaos na głowie, że nie byłabym w stanie regularnie publikować zdjęć. Postanowiłam nagiąć trochę zasady i stworzyć post, w którym zamieszczę 17 fotek - dwa razy po siedem plus trzy gratisowe, gdyż nie mogłam się zdecydować :D. Wierzcie, dla osoby, która prawie cały dysk ma zawalony folderami z fotografiami, wybór tak małej ilości jest bardzo utrudniony. Dziś mam dostęp tylko do jednego z laptopów, więc musiałam przeprowadzić selekcję na jednej z części moich komputerowych albumów. Kocham trzymać w ręku aparat i chwytać w kadr otaczający mnie świat... Efekty poniżej!


Pamiątka z wagarów :D! Nie mogłam się doczekać ferii, więc
zrobiłam je sobie kilka godzin przed oficjalnym rozpoczęciem wolnego.
Pierwsze kwiatki po zimie w ogrodzie botanicznym w Grudziądzu...
A tutaj wspomnienie buszowania we florze
Błoni Nadwiślańskich :).
Wspomnienie końcówki wakacji spędzonej w Borach Tucholskich.
To zdjęcie jest chyba nawet z tego samego dnia, co poprzednie :).
Ptaszek prosto z jeziora w Borach Tucholskich!
Fotkę strzeliłam podczas spaceru na Babich Dołach -
jedna z ulubionych dzielnic mojej ukochanej Gdyni. 
Była woda na Babich, to czas i na piasek i kamyczki.
PS. To nie photoshop!!! Tak po prostu wyszło :D.
Spacer nad Wisłą - Grudziądz niewątpliwie ma swoje uroki.
Jesień na jednej z trójmiejskich plaż.
Kociaki są wspaniałym obiektem wenotwórczym.
I pięknie wychodzą na zdjęciach.
Robaków i innych owadów jakoś nie wielbię,
ale nie mogłam odpuścić sobie takiego kadru.
Nic specjalnego (chyba?), ale jakoś lubię to zdjęcie.
Czarny kociak w Rosochatce.
A tutaj jezioro, również w Rosochatce, tzn. w Główce.
Widoczki tego wieczora były bajeczne.
Sielski klimat wakacji... Przysięgam, to już ostatnie Bory.
W zestawieniu nie mogło zabraknąć mojej ukochanej FUNI!
Mieszkała w domu, którego dół wynajmowaliśmy na I roku studiów.
Takie widoczki to wakacyjny standard - siódme piętro zobowiązuje :).
I jak wrażenia :)? Będę wdzięczna za każdą opinię! Do zabawy powinnam kogoś nominować... No więc zapraszam wszystkich tych, którzy chcieliby wziąć w niej udział :)! Ściskam gorąco, Karolina.

poniedziałek, 21 marca 2016

Weekendowy haul z IKEĄ.

Hej! Jak minął Wasz weekend? U mnie dość owocnie - zwłaszcza, jeśli chodzi o kwestie zakupowe. Sobotę rozpoczęłam od pisania pracy magisterskiej, a skończyłam na objeździe pobliskich sklepów. Jednym z nich była IKEA - czyli najgorsza opcja na weekend... Obok tego sklepu przejeżdżamy z Adamem praktycznie codziennie, więc zakupy moglibyśmy zrobić na spokojnie w tygodniu, kiedy nie ma ogromu ludzi. Ale po co ułatwiać sobie życie :)? Na szczęście mimo o dziwo deliktnych tłumów kolejka w kasie nie należała do najdłuższych i szybko opuściliśmy sklep ubożsi o 50 złotych. Co znalazło się w naszym koszyku?

1. Szklanki POKAL - cena za sztukę 1,79 zł. Dawno temu kupiliśmy w promocji 4 takie naczynia, jednak to trochę mało biorąc pod uwagę ewentualny nalot gości w liczbie większej niż 2 osoby. Kiedy zobaczyłam na samym wejściu te szklanki stwierdziłam, że nie ma co sobie żałować i podeszłam po dwie sztuki.


2. Słoik kuchenny KORKEN - cena za sztukę 6,99 zł. Wbrew pozorom nie zamierzam wykorzystać tego naczynia według jego przeznaczenia! Moje plany pozostaną póki co tajemnicą, ale nie martwcie się, wszystkiego dowiecie się w swoim czasie :).


3. Forma do tarty SMARTA - cena za sztukę 19,99 zł, a z kartą IKEA FAMILY 16,99 zł. Tak się złożyło, że trafiliśmy na promocję produktów do pieczenia. Takiego naczynia brakowało mi w kuchennej szafce, dlatego bez zbędnego zastanawiania się sięgnęłam po formę o średnicy 29 cm. Przyda się w szczególności na zbliżające się święta, bo czeka mnie ogrom pieczenia i gotowania!


4. Podstawka SKURAR - cena za sztukę 4,99 zł. Bardzo lubię elementy dekoracyjne z tej serii, posiadam już dwa świeczniki, więc do kompletu postanowiłam dokupić poniższą podstawkę, niekoniecznie z zastosowaniem typowo do świec :).


5. Szklany wazon MATRESA - cena za sztukę 5,99 zł. Naczynie zakupiliśmy z myślą o udekorowaniu naszego salonu. Zainspirowała nas ekspozycja wazon plus suszki, ale po szczegóły zapraszam do następnego punktu.


6. Suszki zapachowe DOFTA - cena za sztukę 4,99 zł. Te elementy dekoracyjne widziałam już wcześniej na jednym z blogów, a potem trafiłam na ekspozycję z nimi w roli głównej. Kompozycję pokazałam je Adamowi i zgodnie stwierdziliśmy, że bardzo fajnie wyglądają w połączeniu z wazonem. Spośród dostępnych wariantów wybraliśmy suszki o zapachu waniliowym, nie tylko ze względu na ich właściwości aromatyczne, ale także na walory kolorystyczne, które idealnie współgrają z wystrojem naszego salonu.





Gdybym mogła, z IKEI wyszłabym z milionem zapełnionych dobrociami siat, niestety tak się nie da! Aktualnie polować będziemy na drzewko pomarańczowe. Kupilibyśmy je już w ten weekend, niestety nie było ono dostępne. Niezwykle miła pani z obsługi poinformowała nas, że w nabliższym czasie powinno się ono pojawić na sklepowych półkach, także pozostajemy pełni nadziei :D. Emocje zakupowe opadły, więc zabieram się do obowiązków, w końcu rozdział do napisania czeka... Pozdrawiam serdecznie i do usłyszenia! Karolina.

czwartek, 17 marca 2016

Yankee Candle: Wosk Vanilla Cupcake.

Tada! Przyszedł czas na mojego największego ulubieńca - mam tu na myśli wosk VANILLA CUPCAKE, który nabyłam już jakiś czas temu na jednym ze stoisk w galerii. Tak mi się spodobał, że nawet nie zauważyłam, kiedy wypaliłam cały. Na szczęście stało się to przed dużym zamówieniem na goodies.pl, tak więc ze spokojem uzupełniłam braki i do koszyka dodałam także ten wosk :).


Tartaletka pochodzi z linii zapachowej z serii Classic. Do jej zakupu popchnęły mnie cudowne nuty aromatyczne, przypominające tytułową, waniliową babeczkę. Już sama etykietka kusi wzrokowców! Po rozpaleniu produktu dom otula pyszna, słodziutka, ciasteczkowa woń. Mój nos wyczuł mieszankę biszkoptu oraz lukru. Po głębszym "wczuciu się" można wyróżnić także delikatny aromat cytryny. Jeśli chodzi o wydajność, to standardowo - około 32 godziny zapachowych doznań przy podzieleniu wosku na 4 kawałki (jeden max 8 godzin). 

Vanilla Cupcake zajmuje pierwsze miejsce na moim prywatnym podium! Tego zapachu nie pobije nawet mój inny, aczkolwiek mniejszy ulubieniec - TARTE TATIN, o którym pisałam swego czasu tutaj. Ostatnio postanowiłam zamówić waniliową babeczkę do samochodu, aczkolwiek jeszcze nie zdecydowałam się na formę - sklep oferuje bowiem 3 warianty. W każdym razie - kiedy podejmę decyzję i produkt znajdzie się w moim pojeździe, na pewno powiadomię Was o (mam nadzieję) moim zadowoleniu ;)! Ściskam gorąco, Karolina.

wtorek, 15 marca 2016

Miłość w wydaniu Evansa - Obietnica pod jemiołą.

Cześć Kochani! Ostatnio trochę zaniedbałam Was i Wasze blogi, jak zwykle przez masę innych obowiązków. Posty napisane na zaś się skończyły, a ja nie miałam chwili, aby naskrobać coś i poczytać niedawno opublikowane wpisy na innych stronach. Wczoraj do domu wróciłam tak zmęczona, że zaraz po obowiązkowym seansie serialowym (czytaj Na Wspólnej i Singielka) odwiedziłam kolejno łazienkę i sypialnię. Dziś już jest o niebo lepiej, dlatego przybywam z nowym, książkowym postem. Na tapecie Richard Paul Evans i jego Obietnica pod jemiołą.


Gdyby można było wymazać jeden dzień ze swojego życia, Elise wiedziałaby doskonale, który wybrać.  Błąd popełniony w przeszłości sprawił, że dziewczyna zamyka się w swoim cierpieniu. Do chwili, kiedy tajemniczy nieznajomy składa jej niezwykłą obietnicę… Elise ze zdumieniem odkrywa, iż Nicolas ma własny klucz do jej serca.

Za ciemną stroną księżyca może kryć się światło. Choć czasem wydaje się, że to miłość jest źródłem wszystkich lęków, nie ma takiego błędu, którego nie może przezwyciężyć siła przebaczenia.


Początkowo obawiałam się, że trafię na typowe, infantylne romansidło. Nie znałam do tej pory twórczości Evansa, więc postanowiłam dać mu szansę, zanim wydam jakikolwiek osąd. Przyznam bez bicia, że do zakupu popchnęła mnie, oczywiście poza promocyjną ceną, urocza okładka. Nie wiem, niby nic nadzwyczajnego, jednak kolory i sielankowy obrazek zakochanych rozbudziły we mnie pozytywne emocje i popchnęły do kliknięcia "DODAJ DO KOSZYKA". Jestem świeżo po lekturze i mogę z czystym sumieniem wydać opinię!


Książkę czyta się szybko, głównie za sprawą przeważającej części dialogów. Opisów jest niewiele, czego trochę mi brakowało. Niedawno przeczytałam jedną z książek Sparksa, a jak wiadomo autor przyzwyczaja do dłuższych, pobudzających wyobraźnię opisów. U Evansa trochę mi tego brakowało. Swoją drogą rozmowy między bohaterami również nie należały do jakichś rozbudowanych. Mimo wszystko książkę oceniam pozytywnie, ponieważ bardzo spodobała mi się fabuła! Niektórzy mogliby powiedzieć, że momentami wydarzenia zostały przekoloryzowane, np. kiedy główna bohaterka otrzymuje 12 tuzinów róż. Uważam jednak, że takie elementy po prostu dodały słodkiego uroku tej książce. Wbrew pozorom miłość nie stanowi tutaj głównego tematu. W powieści pojawia się gorzki wątek walki z błędami przeszłości oraz pokrzepiający temat przebaczenia.

Kiedy dobrnęłam do ostatniej strony, po prostu nie mogłam uwierzyć, że to jest koniec. Zaczęło brakować mi bohaterów, tej całej historii. Szybko zleciało, głównie dlatego, że książka bardzo wciąga. Gdyby tylko rozdziały były dłuższe, mogłabym dłużej cieszyć się Obietnicą pod jemiołą. Cóż mogę więcej powiedzieć? Jeśli chcecie ocieplić serducha, to ta pozycja jest dla Was! Przyjemna opowieść na leniwą niedzielą bądź też niekoniecznie zimowe wieczory :).

Ktoś z Was czytał Obietnicę pod jemiołą? A może znacie Evansa z innych książek? Jak zawsze czekam na Wasze zdanie. Cieplutko pozdrawiam i apeluję - ładujcie akumulatorki, przesilenie daje się we znaki! Karolina.

sobota, 12 marca 2016

Yankee Candle: Wosk Sicilian Lemon.

Kocham cytryny, kocham! Każdy kolejny dzień rozpoczynam od porannej szklanki wody z dodatkiem tego kwaśnego owocu. W ciągu dnia popijam herbatę z plastrem cytryny. Czasem lubię ją zjeść, tak po prostu. Od czasu do czasu pozwalam sobie również na doznania zapachowe - mam tu na myśli cytrynkę od Yankee, dostępną m.in. na goodies.pl.




Tarta pochodzi z owocowej linii zapachowej z serii Classic. Początkowo zastanawiałam się nad jej nabyciem, gdyż w ocenie internautów nie zawsze dostawała maksymalną ilość punktów. Mimo to się skusiłam - wiadomo, gusta są różne. To, że komuś nie do końca podoba się dany zapach nie oznacza, że i ja będę niezadowolona. Muszę przyznać, że wosk okazał się trafnym zakupem. Po rozpaleniu wyczuwamy aromaty sycylijskiej cytryny, która dostarcza zarówno kwaskowate, jak i delikatne, słodkie nuty zapachowe. Na myśl przychodzą letnie upały z lemoniadą w tle... Zapach unosi się standardowo, do ośmiu godzin, a jego intensywność możecie zwiększać poprzez wrzucanie do kominka większych kawałeczków tarty.


Wosk przypadł mi do gustu, aczkolwiek "muszę mieć na niego dzień". Z pewnością jeszcze nie raz go zamówię. A jak to z Wami jest? Za czy przeciw sycylijskiej cytrynie ;)? Całuję, Karolina.

czwartek, 10 marca 2016

Pocztówki z północy - Finlandia.

Witam wszystkich! Po kulinarnych pysznościach przeskoczę na mniej sycący temat pocztówkowej Finlandii. Dwa lata temu, w wakacje, przywędrowły do mnie cztery pocztówki z tego kraju. Póki co są to jedyne okazy w mojej kolekcji z tej części świata, jednak kto wie, co przyniesie przyszłość. Co prawda ceny znaczków znacząco wzrosły, ale nie oznacza to, że postcrossing nagle znalazł się poza moim zasięgiem. 

Pierwszą pocztówkę otrzymałam w ramach oficjalnego projektu. Całkiem ładny widoczek, muszę przyznać, że lubię takie klimaty. Dodatkowym atutem stał się muminkowy znaczek, co sprawiło mi wielką radość. Muminki to jedna z moich ulubionych bajek, które niezwykle chętnie oglądałam jako dziecko na dobranoc.






Kolejna przesyłka również przyniosła ogrom uśmiechu na mojej twarzy. Była to koperta z trzema pocztówkami, które sama wybrałam poprzez nieoficjalny swap na jednej z grup na fb. Kolorowa widokówka z Mikołajem, zachód słońca, no i piękna zorza! Nie mogłam się nimi nacieszyć, przeglądałam po kilka razy każdą kartkę. Radość sprawił mi również znaczek, tym razem umieszczony na kopercie.




Zaciekawiona tematem zórz zajrzałam do sieci. Wiedzieliście, że barwa zorzy zależy od określonego gazu? Tlen świeci na czerwono i na zielono, azot występuje w kolorach purpury i bordo, a lżejsze gazy - wodór i hel - świecą w tonacji niebieskiej i fioletowej.



Czy któraś z kartek przypadła Wam do gustu :)? Życzę Wszystkim dobrej nocki! Buziaki, K.

wtorek, 8 marca 2016

Słodki przepis - jabłecznik jaglany.

Witajcie Kochani! Na początek chciałabym życzyć wszystkim PANIOM z okazji ich święta DUŻO radości, uśmiechu na twarzy i w ogóle samych szczęśliwych chwil :). Również takich przepełnionych słodyczą :). A jeśli już o tym mowa, to dziś przybywam z pewną recepturą, dzięki której sięganie po ciasta i desery nie będzie tak bolało... Mowa o jabłeczniku jaglanym, który ma niewiele kalorii, a za to smakuje wybornie! Przepis zaczerpnięty ze strony www.kierunekfitness.com, do którego dodałam jednak swoje trzy grosze.



Składniki:
  • 5 dużych jabłek,
  • 5 jajek,
  • 150 g nieugotowanej kaszy jaglanej,
  • cukier wanilinowy,
  • cukier trzcinowy - 2 łyżki,
  • cynamon,
  • płatki migdałowe.

Przygotowanie:
  1. Kaszę wrzucamy do sitka, płuczemy w zimnej wodzie i gotujemy według przepisu. Następnie przekładamy z powrotem do sitka, aby odsączyć wodę. Odkładamy do ostygnięcia.
  2. Przygotowujemy jabłka - 4 kroimy na większe kawałki i wrzucamy do garnka. Dolewamy odrobinę wody i gotujemy do miękkości. Blendujemy do uzyskania jednolitej papki. Ostatnie jabłko kroimy w bardzo, bardzo małe kawałeczki, dodajemy do zblendowanej masy i mieszamy.
  3. Schłodzoną kaszę przekładamy do większej miski. Dodajemy jajka, cukier trzcinowy, wanilinowy i blendujemy do uzyskania jednolitej masy.
  4. Okrągłą formę do pieczenia (w moim przypadku 18 cm) należy delikatnie wysmarować olejem kokosowym lub po prostu użyć papieru do pieczenia. Przelewamy masę z kaszą i wkładamy na około 10-15 minut do piekarnika. Góra musi się zarumienić.
  5. Po tym czasie wyciągamy ciasto i delikatnie nakładamy na górę mus jabłkowy, zostawiając kawałeczek do brzegu. Góra wówczas się lekko zapadnie, a boki pozostaną wyższe. Ciasto znowu wędruje do piekarnika, tym razem na 20-25 minut.
  6. Po wypieczeniu naszego deseru studzimy go, można też włożyć na trochę do lodówki przed podaniem. Górę posypujemy cynamonem i zdobimy płatkami migdałowymi :).

Dla większych łakomczuchów - na górę możecie zetrzeć czekoladę, ale wtedy ciacho nie będzie już takie fit. Pozostaje mi życzyć smacznego :)! Buziaki, Karolina.

poniedziałek, 7 marca 2016

Yankee Candle: Wosk Candy Cane Lane.

Boże Narodzenie przychodzi mi na myśl nie tylko w grudniu, ale także po prostu gdzieś tam w środku roku. Pewnie dzieje się tak przez tęsknotę za tą pełną magii aurą... W takich chwilach lubię chociaż z pozoru zafundować sobie trochę specyficznego, świątecznego klimatu. A to jest możliwe! Wystarczy sięgnąć po CANDY CANE LANE (możecie kupić na stronie goodies.pl)



Wosk pochodzi z okolicznościowej linii zapachowej z serii Classic. Jakie aromaty wyczuwamy po rozpaleniu? Z pewnością są to słodkie ciasteczka oraz coś w stylu waniliowego lukru. Całej tej smakowitej otoczce towarzyszą nuty mięty pieprzowej. Mamy więc do czynienia z tak naprawdę zapachami kojarzącymi się z Bożym Narodzeniem. Wosk można podzielić spokojnie na 4-5 części, z których każda będzie palić się standardowo do 8 godzin. 

Ładne aromaty, do tego ta wydajność... Dla mnie jedna z lepszych opcji! Choć póki co nic nie pobiło mojego  największego faworyta, ale o nim dowiecie się już niebawem. Ściskam gorąco i czekam na Wasze opinie odnośnie Candy Cane Lane :). Karolina.

niedziela, 6 marca 2016

Smakowite usta z Niveą :).

Chcę wiosnę, koniecznie! Mam już dość deszczowej pogody, zimna i braku słońca. Chyba muszę uzbroić się w cierpliwość, bo jak przysłowie mówi  - "w marcu jak w garncu". Póki trzeba zmagać się z chłodem, człowiek kombinuje i szuka sposobów, jak przetrwać końcówkę zimy. Poza standardowymi umilaczami typu gorąca herbata, muzyka czy dobra książka, na poprawę humoru sięgam często po coś z działu kosmetycznego. Tak było i w tym przypadku, gdy jakiś czas temu wyszłam z Rossmanna z uśmiechem na twarzy, ponieważ w mojej torebce znalazło się masełko do ust VANILLA & MACADAMIA marki NIVEA :)!


Do sklepu weszłam z zamiarem zakupu opcji kokosowej, nie miałam pojęcia o istnieniu "mojego" wariantu. Kiedy zobaczyłam wersję z wanilią, usłyszałam wołanie "weź mnie, weź". Nie chcąc spędzić pół dnia w sklepie postanowiłam nie zastanawiać się dłużej i po prostu zabrać z półki to, co mnie zainteresowało. Wyboru nie żałuję, bo po pierwszej aplikacji po prostu zakochałam się na amen! Pudełeczko może nie należy do najwygodniejszych przy otwieraniu, jednak w moim odczuciu wizualnie prezentuje się całkiem nieźle. Do tego mieści się w moich "zakamarkowych" kieszonkach w torebce :). Zapach jest powalający, a produkt bardzo wydajny (używam od początku stycznia).


Masełko dobrze nawilża i chroni, aczkolwiek należę do osób z tendencją do obgryzania warg m.in. na dworze i niestety w takich okolicznościach nie łatwo jest zachować idealne usta. Zaraz będziecie się pewnie ze mnie śmiać, ale muszę przyznać, że kosmetyk pomógł mi w walce z bolesnymi zaczerwieniami pod nosem! Podczas gigantycznego kataru zużyłam w ciągu 2 dni jakieś 300-400 chusteczek... Skóra pod nosem tak szczypała, że nie pomagało nawet masło kakaowe z Ziaji czy też klasyczna Nivea. Postanowiłam więc posmarować te miejsca pięknie pachnącym masełkiem (o dziwo czułam te cudowne, waniliowe aromaty nawet przez zapchany nos!). Zabieg okazał się strzałem w dziesiątkę :P.


Podsumowując mój zakup - jestem zadowolona! I śmiało mogę polecić ten produkt, aczkolwiek szukajcie go na promocjach. Wówczas za pudełeczko zapłacicie nawet 6-7 zł podczas gdy cena regularna sięga 10-11 zł. A jak Wasze doświadczenia z LIP BUTTER od NIVEI :)? Ściskam gorąco, Karolina.