piątek, 21 grudnia 2018

INSPIRUJĄCO: "Dziewczęta myślą o wszystkim. Genialne wynalazki genialnych kobiet" Catherine Thimmesh.

Kobiety często są niedoceniane - a to błąd, bowiem niejednokrotnie odgrywały w historii ważną rolę. Dziś chciałabym przybliżyć Wam treść książki, która obrazuje, jakie wynalazki zawdzięczamy płci pięknej. Zapraszam na recenzję bogato ilustrowanej książki "Dziewczęta myślą o wszystkim. Genialne wynalazki genialnych kobiet" autorstwa Catherine Thimmesh.



"Dziewczęta myślą o wszystkim. Genialne wynalazki genialnych kobiet" w bardzo atrakcyjny sposób przybliża portrety takich postaci, z którymi wcześniej mogliśmy się w ogóle nie spotkać w literaturze lub innych mediach. Przyznam szczerze, że nie o wszystkich genialnych wynalazczyniach miałam pojęcie. Autorka w tej wyjątkowej pozycji ukazuje nie tylko niezwykłe kobiety i ich wynalazki, ale zwraca też uwagę na drogę, którą trzeba pokonać, aby osiągnąć sukces. Trasa do zwycięstwa nierzadko naszpikowana jest trudnościami, którym należy stawić czoła, aby dotrzeć do wyznaczonego celu. Trzeba pamiętać o ogromnym wkładzie pracy i poświęceniach. Sukcesów nie osiąga się ot tak. 



Catherine Thimmesh w swej publikacji zebrały autorki i zaprezentowały wiele ciekawych i nieoczywistych wynalazków. Osobiście nie miałam pojęcia o wielu z nich. O ile wycieraczki do szyb samochodowych, skala dla noworodków czy papierowe torby na zakupy są czymś oczywistym, o tyle "gorący fotelik", chroniący życie dziecka przypadkowo pozostawionego w upalny dzień w aucie już nie. A takich innowacji w książce jest sporo!



Przyznawałam się już kilka razy, że jestem okładkową sroką i ogólnie cenię sobie oprawę graficzną książek. Nie byłabym sobą, gdybym nie pochwaliła estetycznego wydania. Twarda okładka i bogato ilustrowane wnętrze (autorką ilustracji jest Melissa Sweet) przyciągają uwagę i zostawiają pozytywne odczucia w tej kwestii :). W moim odczuciu to idealna forma, aby przykuć uwagę nie tylko dorosłych, ale i młodszego grona czytelników. To inspirująca pozycja - ja jestem na tak ;)!

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.


środa, 19 grudnia 2018

RUSZ GŁOWĄ: Martin Garden "Moje ulubione zagadki matematyczne i logiczne".

Nigdy nie marnujemy czasu, który możemy spędzić razem. Chodzimy na spacery, do kina, na ciacho do kawiarni, gramy w planszówki, bawimy się na kręglach… Można by wymieniać i wymieniać. Ostatnio nasze wspólne popołudnia i weekendy upłynęły nam między innymi na rozgryzaniu zagadek. Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Zysk i S-ka rozruszaliśmy nasze szare komórki, rozwiązując zadania ze zbioru "Moje ulubione zagadki matematyczne i logiczne".



Martin Gardner, autor zbioru, przez dwadzieścia pięć lat prowadził w najstarszym amerykańskim miesięczniku popularnonaukowym Scientific American kolumnę, w której co jakiś czas zamieszczał specjalnie dobrane zadania matematyczne i łamigłówki wymagające logicznego myślenia. W najnowszej publikacji znajdziemy 66 z nich, określonych jako najatracyjniejsze. Zagadki są zróżnicowane pod względem trudności. Sięgając po ten zbiór, możemy szykować się na przestawianie zapałek i figur szachowych, zadania związane z monetami, figurami geometrycznymi, liczbami, papierosami, a nawet wodą i winem :). Czasem trzeba coś przeliczyć, czasem coś dorysować. Kombinacji jest wiele.

W naszej wspólnej ocenie zbiór Martina Gardena jest świetną alternatywą na spędzenie czasu wolnego. Nie tylko we dwójkę, warto również samemu rozruszać swoje szare komórki. Niektóre zagadki wymagają dłuższej chwili zastanowienia, inne można dość szybko rozpracować. Dostępne w książce możliwości rozwiązań pozwalają rozwiać wszelkie wątpliwości.

Jeszcze nie rozpracowaliśmy wszystkich zagadek, przyjemność dawkujemy sukcesywnie. Polecamy! Każdy znajdzie tu coś dla siebie :).

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.

niedziela, 16 grudnia 2018

ŚWIĄTECZNE CZYTANIE: Colleen Wright "Miłość na gwiazdkę".

Nowa Anglia, jeden z regionów Stanów Zjednoczonych, okres świąteczny i klimatyczny, magiczny pensjonat. Kto nie chciałby w takich warunkach spędzić Bożego Narodzenia? Myślę, że znalazłoby się spore grono chętnych. Nie sądzę jednak, aby wszyscy pałali radością ze względu na śnieżycę, która odcina pensjonat od świata. A to właśnie spotkało bohaterów książki Colleen Wright "Miłość na gwiazdkę".


Molly, pisarka książek dla dzieci, powinna zamknąć już temat swojego najnowszego utworu. Niestety, nie jest to proste, bowiem wena gdzieś uleciała… Prościej nie będzie, bowiem na jej drodze staje całkiem przystojny nieznajomy ze swoimi córeczkami. Marcus nie wierzy już w to, że znajdzie w swoim życiu miłość.

Hannah marzyła o pięknym, bajkowym ślubie w zimowej scenerii. Co więcej, była o krok od spełnienia tego marzenia. Niestety, narzeczony miał inny plan... Niedoszła panna młoda spotyka w pensjonacie przyjaciela z czasów dzieciństwa, Luke'a. Czy dawne uczucia odżyją?

Kłopoty trzymają się także pary prowadzącej pensjonat Evergreen Inn. Jeanne i Tim czekają na cud, bowiem ich interes nie przynosi już zysków. Nadal chcieliby prowadzić swój pensjonat, swoje magiczne miejsce, jednak nie jest łatwo, zwłaszcza, że czarne chmury nadciągnęły nie tylko nad ich interes, ale ich uczucie… Czy Boże Narodzenie pozwoli im odnaleźć to, co już praktycznie utracili?

"Miłość na gwiazdkę" mnie oczarowała. To taka lekka, typowo świąteczna lektura. Nic, tylko przygotować ulubiony, pluszowy kocyk, zaparzyć herbatkę, dodać cytryny, odpalić świecę i zasiąść do czytania. Autorka skutecznie pobudziła moją wyobraźnię. Niemal słyszałam trzaskające w komuniku drewno, czułam te wszystkie zapachy, widziałam przez okno śnieżycę i przeżywałam razem z bohaterami ich rozterki. 


Po tej świątecznej lekturze nie można spodziewać się wyszukanych mądrości. Nie odnajdziemy tu okazji do jakichś specjalnie głębokich refleksji nad ważnymi aspektami życia człowieka. To po prostu książka na leniwą niedzielę. Bohaterowie może i są realistyczni, wszystkie wydarzenia jak najbardziej mogłyby mieć miejsce w naszej codzienności, jednak trochę tu schematyczności, przewidywalności. "Miłość na gwiazdkę" po prostu wprowadza czytelnika w świąteczny nastrój. Czułam się trochę tak, jak po seansie bożonarodzeniowego filmu romantycznego. Ta powieść ma w sobie coś uroczego, tego właśnie oczekiwałam i wszystko to otrzymałam.


Za egzemplarz serdecznie dziękuję Burda Książki.


wtorek, 11 grudnia 2018

"Obietnice poranka" Carrie Turansky.

Przyjaciele z dzieciństwa rozdzieleni w wyniku tragedii 
i poszukiwanie drogi do lepszego jutra.



Anglia. Codzienność Margaret Lounsbury nie należy do najłatwiejszych. W ciągu dnia ciężko pracuje w sklepie z kapeluszami, należącym do jej babki, natomiast po wypełnieniu tych obowiązków zajmuje się młodszą siostrą Violet. Niegdyś, w wyniku tragicznego wypadku na łódce, straciły rodziców. Śmierć najbliższych ciąży Maggie jednak na sercu do tego stopnia, że w jej głowie pojawiają się myśli, jakoby tragiczne wydarzenie, które rozegrało się nad jeziorem, nie było wypadkiem…

Śmierć bogatego przemysłowca i wynalazcy, Williama Harcourt'a, sprowadza do domu jego syna, Nathaniela, będącego dawnym przyjacielem Maggie. Mężczyzna powraca ze służby w marynarce wojennej i dziedziczy majątek po ojcu, w tym posiadłość w Morningside oraz dług wobec rodziny Lounsbury. 

Czy dawna uraza odejdzie w niepamięć i Maggie wybaczy Nate'owi? A może poszukiwanie prawdy na temat śmierci jej rodziców zbliży tę dwójkę do siebie?

"Obietnice poranka" to książka, która pozytywnie mnie zaskoczyła. Autorka zawarła w niej chyba całą paletę uczuć. Na karty powieści wplotła zarówno te negatywne, jak i pozytywne emocje - gniew, żal, nienawiść, ból po stracie bliskich, ale i przyjaźń, troskę o innych, nadzieję, miłość. To życiowa historia, w której została podkreślona istota wiary. Niekiedy nie zdajemy sobie sprawy, jak ważna jest w naszym życiu. To ona pomaga nam wyjść z najgorszych chwil. Tutaj warto też zaznaczyć, że pochodzenie człowieka, wykształcenie i jego majątek nie stanowią o tym, że człowiek może wywyższać się nad innymi, biedniejszymi. Czasem ci ubożsi okazują się bardziej w porządku w kontaktach z innymi, są uczciwi, kierują się pewnymi zasadami, szacunkiem. Jeśli przełożyć relację w drugą stronę, nie zawsze można liczyć na poszanowanie. Dobrobyt miesza ludziom w głowach. Cieszę się, że Carrie Turansky zawarła tę prawdę w swojej książce. Warto być dobrym człowiekiem, chakarter i usposobienie jest dużo ważniejsze niż dobra materialne.

Autorka urzekła mnie nie tylko życiowym podejściem w historii przedstawionej na kartach powieści. Czytelniczą uciechę sprawił mi wątek rozkwitającego uczucia. Cenię sobie wątki romantyczne, co niejednokrotnie podkreślałam. Uczucie Maggie i Nate'a nie opierało się na chwili, uniesieniu. Ono rozkwitało w swoim tempie, bohaterowie byli dla siebie przyjaciółmi, wspierali się w trudnych chwilach, nawet gdy los wystawił ich relację na próbę.

Jeśli szukacie życiowej historii, "Obietnice poranka" idealnie się w tej roli sprawdzą. Nie jest to lekka powiastka, powiedziałabym, że chwilami wręcz trudna, ale przepełniona mądrością, wartościami. Wiele z nich autorka wykłada na tacy, inne odnajduje się samemu, między wierszami. Polecam.

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Dreams.


sobota, 8 grudnia 2018

"Krótkie odpowiedzi na wielkie pytania" Stephen Hawking

Fizyka nigdy nie należała do moich ulubionych przedmiotów. Niektóre kwestie wydawały mi się ciekawe, zaś inne (większość) strasznie nudziły. Nie spotkałam się też z osobą, która tajniki tej nauki przekazałaby mi w sposób jasny i klarowny. Być może dlatego unikałam jak ognia zagadnień związanych z fizyką. Niedawno jednak bliżej zainteresowałam się zmarłym już Stephenem Hawkingiem i jego dorobkiem zawodowym. Niedługo później moją uwagę przykuła ostatnia książka tego światowej sławy kosmologa i to właśnie ją chciałabym Wam dziś zaprezentować.


"Krótkie odpowiedzi na wielkie pytania" porusza kwestie, które nurtowały choć raz w życiu każdego z nas. Skąd wzięła się ludzkość? Jak będzie wyglądała nasza przyszłość i czy rozwijająca się wciąż technika pozwoli nam przetrwać? Książka pełna jest poglądów autora na temat najpoważniejszych zagrożeń. Lektura została podzielona na 10 rozdziałów poruszających zagadnienia dot. m.in. naszego istnienia, czarnej dziury, życia na naszej planecie. Każde z nich zostały przez autora wyjaśnione w sposób prosty, rzeczowy. Przepaść między nudnymi podręcznikami naszpikowanymi niezrozumiałą dla wielu teorią a dziełem Hawkinga jest ogromna. Ostatnia książka wybitnego intelektualisty napisana jest w sposób przystępny, w moim odczuciu każdy może po nią sięgnąć bez obaw, że zatopi się w abstrakcyjnych, nieczytelnych dylematach. Opisywane przez Hawkinga kwestie były jego pasją, co pozwala mi sądzić, że to między innymi dlatego treść jest tak klarowna. 

Autor ukazuje w swej książce świat, tłumaczy go, a także zastanawia się nad przyszłością. Do swych analiz nie używa tylko i wyłącznie fizycznej nomenklatury, nie zamyka się hermetycznie w tej dziedzinie, ale sięga do różnych kultur, literatury czy religii. Poglądy Hawkinga to jedno, ale drugą stroną medalu są nasze przemyślenia. "Krótkie odpowiedzi na wielkie pytania" nie stanowią treści, dzięki której poznamy czyjś punkt widzenia. Charakter tego utworu sprawia, że sami zaczynamy rozważać pewne kwestie. A to we wszelkiej maści książkach lubię.


Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.


środa, 28 listopada 2018

Idealna na długie wieczory: "Być może kiedyś" Lauren Graham.

Błyskotliwa, urocza i przezabawna powieść o początkującej młodej aktorce, która próbuje zrobić karierę w Nowym Jorku – i nie zwariować.



Nowy Jork, styczeń 1995. Franny Banks ma przed sobą już tylko 6 miesięcy, aby zrealizować swój cel. Marzyła o podbiciu Broadwayu w trzy lata, a póki co ma na swoim koncie reklamę świątecznych swetrów i pracę na stanowisku kelnerki w klubie komediowym. Chciała być gwiazdą, ale rzeczywistość zweryfikowała jej plany. Wsparcie ze strony współlokatorów (w tym najlepszej przyjaciółki) niewiele pomaga, bo to raptem dwie osoby kibicujące jej karierze… Franny pod wpływem zbliżającego się deadline'u rozmyślała nawet o powrocie do domu i założeniu rodziny, na szczęście ambicje jej na to nie pozwalają.

Jak potoczą się losy dziewczyny? Czy uda jej się osiągnąć sukces, o którym marzyła?

"Być może kiedyś" to moje pierwsze, czytelnicze spotkanie z twórczością Lauren Graham, amerykańskiej aktorki. Skłamałabym, gdybym stwierdziła, że nie było ono udane. Ta książka ma w sobie coś, co przyciąga jak magnes. Opowieść o dziewczynie, dla której zostanie gwiazdą Hollywood jest niczym spełnienie amerykańskiego snu, trafiła w mój gust. Lauren Graham przelała na papier to, jak wyglądało w latach 90. dojście do kariery aktorskiej. Autorka pokazała w tej historii, jakie blaski i cienie czekały i właściwie nadal czekają na aktorów. Ich droga z pewnością nie jest usłane różami, nie zawsze trafiają się role życia, czasem los serwuje pechową kartę. Mimo całej tej przewrotności, w człowieku zawsze powinna być nadzieja, że marzenia naprawdę mogą się spełnić. Ważna jest też przyjaźń, obecność drugiej osoby, która wesprze na duchu.

Styl autorki przypadł mi do gustu, jest przyjemny w odbiorze. "Być może kiedyś" to błyskotliwa lektura, idealna na długie wieczory. A takich mamy teraz wiele ;). Bardzo podobały mi się opisy Nowego Jorku z tamtych czasów. Świetnie skomponowały się z wydarzeniami przedstawionymi w książce, nadając im barwne tło i niepowtarzalny klimat oraz pobudzając wyobraźnię.

Książka "Być może kiedyś" trafiła do mojego serducha. Miałam czasem wrażenie, że kartki przewracają się same. Zdecydowanie za szybko dotarłam do końca! Mnie się podobało, a czy Wy poczujecie chemię? Najlepiej sprawdzić w praktyce ;). 

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.

sobota, 24 listopada 2018

ŚWIĄTECZNE CZYTANIE: Magdalena Majcher "Cud grudniowej nocy".

Święta dla jednych są bardzo radosnym i rodzinnym okresem, wyczekiwanym już kilka tygodni wcześniej, dla innych zaś to smutny czas, przywodzący na myśl bolesne wspomnienia, od których chce się uciec. Podobnie jest u bohaterek najnowszej powieści Magdeleny Majcher "Cud grudniowej nocy".



Dwa pokolenia
Pięć kobiet
Jedna noc, która może odmienić ich życie

Dla Magdaleny Boże Narodzenie jest znienawidzonym świętem. Kiedy tylko zbliża się w kalendarzu ta magiczna data, ona ucieka przed nią w pracę. Wydarzenia z przeszłości nie pozwalają cieszyć się na myśl o grudniowych uroczystościach.

Kamila zawsze była cicha, nie wychylała się z cienia swojej siostry Kingi. Ciężko było jej zaznać poczucia stabilizacji, ponieważ brakowało jej pewności siebie i wsparcia ze strony bliskich, zwłaszcza swojej matki. Życie Kingi jest za to idealne… ale tylko na Instagramie. Tam łatwo zretuszować to, co nie jest doskonałe. A jej codzienność musi być przecież pokazana od najlepszej strony, "lajki" same się nie nabiją, a jej bardzo zależy na pozytywnej opinii innych… Kolorowa otoczka swojego życia w mediach społecznościowych nie zawsze wiąże się z prawdziwą rzeczywistością, a ta nie musi być faktycznie taka wspaniała...

Teresa, mama Kingi i Kamili, na co dzień skupia się na wszystkich, tylko nie na sobie. Chciałaby teraz ochłonąć, odrzucić w kąt zamartwianie się o innych i wreszcie zrobić coś dla siebie. Maria, mama Magdaleny, pragnie zaś spędzić Boże Narodzenie w tradycyjny sposób. Marzy, aby zgromadzić przy świątecznym stole całą rodzinę i z radością rodzinnie celebrować ten wyjątkowy czas.

W Wigilię spełniają się marzenia. Czy ten magiczny czas cudów nadejdzie również dla bohaterek powieści?

Świąteczne lektury zawsze kojarzyły mi się z ciepłymi historiami, czasem nawet okraszonymi sporą dawką literackiego lukru. To taki czas, kiedy mam ochotę na tego typu powieści. Muszę przyznać, że "Cud grudniowej nocy" odbiega od tej wizji, ale byłam na to przygotowana. Ta historia owszem, została zachowana w ramach świątecznego klimatu, aczkolwiek daleko jej od wyidealizowanej, z ogromną dawką słodyczy. Autorka w swoich powieściach porusza często kwestie, które nie zawsze są wygodne dla człowieka. Uważam to za dobrą praktykę, nie ma bowiem mowy o sztucznym ubarwianiu świata. Sięgając po "Cud grudniowej nocy" byłam przygotowana na realistyczne spojrzenie na świat bohaterów i właśnie to dostałam. Autorka pokazuje życie takim, jakie ono jest. Są blaski, ale są też cienie codzienności. Bohaterowie zmagają się z takimi problemami, jak tysiące innych ludzi, dzięki czemu najnowsza powieść pani Magdy ma realistyczny wydźwięk. Pisarka rzuca światło na realne problemy i rozterki, które mogą dotknąć lub już dotknęły kogoś z nas. Nie ma tu naciąganych, wyidealizowanych wątków. Tak właśnie pisze pani Magda. Przyjemny w odbiorze styl to jedno, ale ważne jest odpowiednie zaserwowanie czytelnikom fabuły, a tutaj z pewnością nie ma na co narzekać. 

Choć "Cud grudniowej nocy" nie jest typową, świąteczną historią, to bardzo Wam ją polecam. Powieść pozwoli zatrzymać się na chwilę i zmusi do refleksji. Czasem bywa źle, nawet bardzo, ale w człowieku zawsze powinna być nadzieja na lepsze jutro.



Za wspaniałą paczuchę serdecznie dziękuję Wydawnictwu Pascal.

poniedziałek, 19 listopada 2018

Ranczo Staffordów: "Dom na farmie" Ruth Logan Herne.

Ruth Logan Herne powraca z kolejną częścią cyklu "Ranczo Staffordów". Po bardzo przyjemnej w odbiorze lekturze "Z powrotem w siodle" przyszła pora na najnowszą powieść autorki, "Dom na farmie". Czy drugi tom okazał się godny uwagi? Zapraszam do lektury recenzji :).


Nick Stafford nie miał łatwo. Kiedy jego bracia wyjechali z rodzinnego domu, aby realizować swoje pasje, on pozostał na ranczu i ciężko tam pracował. Co więcej, po tym, jak rzuciła go żona, samotnie wychowywał córki, a łatwym zadaniem to nie jest. Nick doskonale pamiętał, jak rozpad małżeństwa jego rodziców odbijał się na nim. Ojciec nie potrafił sobie poradzić z wychowaniem syna, a Nick nie chce zafundować swoim dzieciom takich samych wspomnień. Nie jest to łatwe, zważywszy, że musi zmierzyć się z problemami emocjonalnymi i szkolnymi córek.

Elsa Andreas rozsypała się po tym, jak spotkała ją wielka tragedia. Doktor porzuciła swój zawód i zrezygnowała z praktyki terapeutki rodzinnej. Ukojenia szukała w domu w lesie. Zaszywając się na obrzeżach Gray's Glen, zbudowała wokół siebie coś na kształt muru ochronnego, bariery niosącej bezpieczeństwo i zapomnienie... Kiedy jej siostra, dyrektorka szkoły, do której uczęszczają córki Nicka, upatruje dla nich wsparcia ze strony Elsy, przyszłość zaczyna się kształtować w lepszych barwach. Kobieta wierzy, że Elsa nie tylko poda dziewczynkom pomocną dłoń, ale i sama wyjdzie do innych ze swojej strefy komfortu, w której się zabunkrowała. 

Czy porzucony mężczyzna i kobieta pozbawiona nadziei będą umieli współpracować dla dobra dwójki wspaniałych dzieci? 

"Dom na farmie" to życiowa powieść obyczajowa, porywająca od pierwszych stron. Autorka nie szczędziła emocji. Na stronach powieści odnajdziemy właściwie wszystko to, co spotyka nas w życiu codziennym - są ludzkie dramaty, problemy, z którymi muszą radzić sobie bohaterowie, ale i nadzieje na lepsze jutro. Nie brakuje także wątku związanego z cieplejszymi uczuciami, mam tu na myśli oczywiście miłość, na którą autorka spojrzała z różnych perspektyw. Skupiła się nie tylko na tej łączącej kobietę i mężczyznę, ale również przybliżyła bezwarunkowe uczucie na linii rodzice-dzieci. Miłość w życiu człowieka ma wielką wagę, ale bez odpowiedniego podejścia i dbania o nią, nie zdziała cudów. Trzeba ją pielęgnować i nosić w sercu kojącą wiarę.

Książki publikowane przez Wydawnictwo Dreams zawsze będą mi się kojarzyć z powieściami przyjemnymi w odbiorze, z nienaciąganymi, naturalnymi historiami. Tak też było i w tym przypadku. Autorka w sposób przemyślany wykreowała charaktery postaci i pokierowała akcją, bez zbędnego "owijania w bawełnę". Nic nie działo się na siłę, relacje między bohaterami były dla mnie naturalne, rozwijały się w swoim tempie.

"Dom na farmie" to lekka, ale życiowa, niesztampowa obyczajówka, w sam raz na leniwy weekend. Ta książka zmusi Was do refleksji, chwilami wyciśnie z oczu łzę, a innym razem pokrzepi serce.

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Dreams.


wtorek, 13 listopada 2018

Wstrząsająca historia Polki w książce Laili Shukri "Jestem żoną terrorysty".

Większość z Was na pewno kojarzy Lailę Shukri, polską pisarkę, która celowo ukrywa się pod pseudonimem artystycznym. Kobieta mieszka w Zjednoczonych Emiratach Arabskich i jest żoną jednego z najbogatszych szejków. Posiada taką wiedzę i zna takie historie, których ujawnianie na światło dzienne pod swoją prawdziwą tożsamością nie byłoby bezpieczne, stąd też pseudonim Laila Shukri. Autorka znana jest z wielu książek, których tematyka dotyczy życia i kultury na Bliskim Wschodzie. Ostatnio zaserwowała czytelnikom powieść "Jestem żoną terrorysty" - historię jednej z Polek. Zapraszam na recenzję.


Przemilczana prawda o rodzinach zaangażowanych w terroryzm. 

Klaudia w jednym czasie straciła zarówno miłość, jak i pracę. Aby wrócić do swojego rytmu i odzyskać równowagę, postanawia wyjechać do Maroka. Na miejscu poprzez znajomych poznaje Raszida, z którym zaczyna ją coś łączyć. Egzotyczny klimat i przystojny, bardzo romantyczny mężczyzna uderzają Klaudii do głowy. Kobieta niczym nastolatka zakochuje się w dopiero co poznanym Raszidzie,, a kiedy ten proponuje jej przyjazd do Londynu, nie odmawia, ponieważ widzi w tej sytuacji szansę na zaznanie upragnionego szczęścia. Niedługo później okazuje się, że bajkowy romans ma swoje drugie dno - Klaudia wpada prosto do siatki terrorystycznej, szkolącej dzieci pod kątem terrorystów-samobójców...

"Jestem żoną terrorysty" to wstrząsająca lektura. Autorka ukazała, jakie oblicza w obecnych czasach może mieć terroryzm. Niestety, ale o wielu niebezpiecznych kwestiach nie mówi się publicznie, a szkoda, bo rzeczywistość okazuje się bardziej brutalna i dramatyczna, niż mogłoby się wydawać. Przyznam, że Laila Shukri otworzyła mi oczy na pewne sprawy, z którymi nigdy wcześniej się nie spotkałam. Być może za mało artykułów trafiało w moje ręce, a być może media starannie dobierają te informacje, które wygodnie jest im przedstawiać. Niemniej jednak książka dostarczyła mi wiele nowych informacji, a te wzbudzały niedowierzanie i poniekąd strach. Oprawcy potrafią wykorzystywać słabości drugiej strony i wciągnąć ją w niebezpieczną grę (marząca o szczęściu Klaudia uległa czarującym słówkom szeptanym przez Raszida), by potem móc wykorzystywać do swoich celów. Niektóre akty terroryzmu są dla mnie wręcz nie do pomyślenia, zwłaszcza, że do "brudnej roboty" wykorzystywane są także dzieci… Ten aspekt najbardziej mnie zasmucił.

Laila Shukri swą powieścią zdecydowanie zmusza do zatrzymania się na chwilę i przemyślenia niektórych rzeczy. Gdzieś na świecie rozgrywają się dramatyczne wydarzenia, o których nie zdajemy sobie sprawy... "Jestem żoną terrorysty" wciąga i szokuje. Gorąco polecam.

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.

sobota, 10 listopada 2018

PRZEDPREMIEROWO: Shari Lapena "Niechciany gość".

Shari Lapena, a właściwie jej twórczość nie jest mi obca. Zdążyłam do tej pory zapoznać się z kryminałem "Nieznajoma w domu", który wywarł na mnie pozytywne wrażenie. Bez cienia wątpliwości sięgnęłam po kolejną książkę autorki, w związku z czym zapraszam na recenzję thrillera pt. "Niechciany gość".


Wyobraźcie sobie hotel w zimowej, górskiej scenerii - miejsce idealne na romantyczny wyjazd, prawda :)? Właśnie tak jest w Mitchell's Inn, mieszczącym się w Catskills. Hotel został wkomponowany w lasy, tworząc sielankową wizję wypoczynku dla odwiedzających go gości. Uroki tego miejsca są niekwestionowalne, jednak gdy nieprzewidywalna pogoda drastycznie się pogarsza, a za oknem szaleje burza śnieżna, humory gości się zmieniają. Brak elektryczności ogranicza ich kontakt ze światem, muszą cierpliwie czekać na poprawę sytuacji, a w takich okolicznościach nie jest to powód do radości... Co więcej, niespodziewanie umiera jeden z gości Mitchell's Inn. Jego śmierć z pozoru wygląda na przypadkową, wynikającą z nieszczęśliwego wypadku, jednak hipoteza ta zostaje rozwiana w chwili, gdy ginie kolejna osoba. Taki bieg wydarzeń budzi w pozostałych gościach panikę - brak elektryczności, odcięcie od świata i dwie śmierci nie wróżą, że dalszy pobyt w hotelu będzie przyjemnością... Kto zginie następny? A może uda się zapobiec kolejnym nieszczęściom?

"Niechciany gość" to thriller, który zaskakuje. Liczne, niespodziewane zwroty akcji nie pozwalają na znudzenie lekturą, a odgadnięcie pewnych motywów nie jest wcale łatwe. Powiem szczerze, że właśnie takiej lektury potrzebowałam na ten ostatni, mglisty, jesienny czas. W przerwie od uroczych i podnoszących na duchu, pogodnych historii, zapragnęłam zafundować sobie dawkę grozy, tajemniczości, zdrowego, czytelniczego napięcia. I właśnie to dostałam.

Autorka tak poprowadziła fabułę i stworzyła taki klimat, że ciężko było oderwać się od "Niechcianego gościa". Nie brakowało elementów psychologicznych - w obliczu zagrożenia i dramatycznych wydarzeń człowiek często dosłania swe oblicze. A jeśli już mowa o poszczególnych osobowościach, to te mogą okazać się bardzo interesujące, zwłaszcza, że autorka postawiła na urozmaicenie w tej kwestii. Bohaterowie występujący w książce pochodzą z różnych środowisk, wykonują różne zawody, mają różne charaktery i zmagają się z różnymi problemami. Każda z tych osób skrywa coś w swoim wnętrzu... To wszystko sprawiało, że moje podejrzenia co do sprawcy nie trzymały się sztywno jednej postaci.

Moi Drodzy, "Niechciany gość" to książka zdecydowanie warta uwagi. Premiera lada moment, książka do sprzedaży wchodzi 20 listopada. Jeśli macie ochotę na intrygujący thriller lub po prostu na bardzo dobrą lekturę, bez wątpliwości możecie sięgnąć po najnowszą historię Shari Lapeny :).

Za egzemplarz powieści serdecznie dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.

środa, 7 listopada 2018

THE COINCIDENCE: "Rozstrzygnięcie Callie i Kaydena" Jessiki Sorensen.

Historia Callie i Kaydena porwała mnie kilka lat temu. Kiedy w zapowiedziach dojrzałam kolejną część tej układanki, wiedziałam, że muszę, po prostu muszę ją poznać. Czy kolejny tom z serii "The Coincidence" mnie usatysfakcjonował?



Callie i Kayden wkraczają na nowy etap. W końcu dojrzeli do tego, aby odkryć, czego tak naprawdę chcą od życia. Teraz tworzą udany związek, są szczęśliwi, wszystko układa się tak, że nie myślą o złym. Czują się dobrze, ich wzajemna obecność i nieustające wsparcie daje im poczucie bezpieczeństwa, zwłaszcza, że już tyle razem przeszli. Callie jest inną osobą, ale Kayden... Jego wciąż dręczą demony przeszłości. Kocha Callie, chciałby dla niej jak najlepiej, oddałby jej wszystko, ale dawne czasy dają mu się we znaki i wystawiają go na próbę. Czujna i zakochana w Kaydenie dziewczyna dostrzega, że dręczy go jakiś problem. Zawsze czuwała, zawsze gotowa była mu podać pomocną dłoń. Czy ocali go i tym razem? Nie zawsze da się wymazać z głowy pewne wydarzenia, a niektóre traumy potrafią się przypomnieć...

Kolejna część historii, "Rozstrzygnięcie Callie i Kaydena", zdecydowanie spełniła moje oczekiwania. Jessica Sorensen jak zwykle zafundowała czytelnikom całą paletę uczuć. W tej stosunkowo krótkiej książce autorka zawarła sporo treści ze sfery emocjonalnej. Odbiorca ma szansę zobaczyć, jak bohaterowie dojrzeli. Wcześniej, kiedy byli nastolatkami, ich życiem i relacjami z innymi kierowały głównie emocje, co jest zrozumiałe z racji wieku. Teraz, kiedy sporo już przeszli i na ich życiorysie nakreśliły się pewne doświadczenia, w swoich działaniach i w swojej miłości podejmują świadome decyzje, z rozmysłem, nie kierują się już tylko uczuciami, choć one nadal mają ogromne znaczenie. Gdyby nie miłość, nie próbowaliby walczyć o siebie.

Bardzo podobał mi się fakt, że mimo, iż to jest kontynuacja serii, nie można odczuć, że autorka pisała ciąg dalszy tej historii na siłę. Nie ma przesłodzonego, cukierkowego zakończenia, które często przewija się w książkach nurtu New Adult. Jeśli ktoś z Was boi się tzw. "odgrzewanych kotletów", to niech te obawy odrzuci w kąt ;).

Kochani, ogromnie Wam polecam książki opisujące historię Callie i Kaydena. "Rozstrzygnięcie..." jest co prawda szóstym tomem serii, ale spokojnie możecie po tę pozycję sięgnąć bez znajomości trzech poprzednich (dotyczących Violet i Luke'a). Musicie jednak zapoznać się dwiema pierwszymi - Przypadki i Ocalenie Callie i Kaydena.

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.


wtorek, 6 listopada 2018

ŚWIĄTECZNE CZYTANIE: Friedbert Stohner "12 miesięcy ze Świętym Mikołajem, czyli trawnik pełen reniferów".

Listopad zaraz rozkręci się na dobre, a potem to już tylko rzut beretem do grudnia i świąt. Bożonarodzeniowe szaleństwo i ten magiczny klimat są mi bardzo bliskie, po prostu uwielbiam ten czas i zawsze z utęsknieniem go wyczekuję. W tym roku nie było inaczej - pierwsze plany snułam już w październiku. Wówczas pod lupę wzięłam bożonarodzeniowe lektury - zabrałam się za przeszukanie sieci i wybranie tytułów, które w tym roku zagoszczą na mojej czytelniczej liście świątecznej. Jedną z tych pozycji mam już za sobą - zapraszam na recenzję książki "12 miesięcy ze Świętym Mikołajem, czyli trawnik pełen reniferów".


Święta to magiczny czas, w trakcie którego spełniają się marzenia, ale i nierzadko dzieją się niespodziewane rzeczy... Do drzwi pewnej zwyczajnej, czteroosobowej rodziny niespodziewanie puka w pierwszy dzień świąt Mikołaj. Dokładnie ten, który roznosi prezenty. Okazuje się, że przybył z polecenia Biura Bożego Narodzenia. Laponia, którą przez cały rok odwiedzają rzesze turystów, nie jest najlepszym miejscem do planowania kolejnych świąt. Mikołaj mógłby mieć problemy ze skupieniem się nad przygotowywaniem przyszłorocznych podarunków. Pracownicy biura postanowili więc uchronić Mikołaja przed tłumami i zorganizować dla niego ściśle tajny pobyt u najzwyklejszych ludzi. Normalność jednak zdaje się mieć swój kres, bowiem do ogródka wkraczają renifery, garaż zajmują wielkie sanie, a salon przejmują w nocy, pod znakiem debat, skrzaty. Jak to wszystko zachować w sekrecie? Wścibscy sąsiedzi lubią wtykać nos w czyjeś sprawy, nie łatwiej dochować tajemnicy przed najbliższymi...

"12 miesięcy ze Świętym Mikołajem, czyli trawnik pełen reniferów" to absolutnie świetna książka. Ciepła, z dobrą dawką humoru, pogodna, podnosząca na sercu historia oczarowała mnie od pierwszych stron. Wyobraźcie sobie, że Mikołaj ląduje z całą swą świtą u Was w mieszkaniu - na samą myśl o komizmie tej sytuacji na mojej twarzy maluje się uśmiech. Obok takiej historii nie sposób przejść obojętnie. Zwłaszcza, że niezwykle pocieszny Mikołaj zalicza kilka wpadek, które rozśmieszą nie tylko młode pokolenie, ale i dorosłych. Odnajdywanie się w "normalnej" codzienności nie jest łatwą sprawą, a w takiej wyjątkowej sytuacji o wpadki nie trudno :).

Bohaterowie są przesympatyczni, a moje serce w największej mierze skradł Mikołaj. To wspaniała postać, pogodna, o dobrym wnętrzu. Chciałoby się, aby ludzie brali z takiej osoby przykład! Dobre serducho i wyrozumiałość dla innych to cecha, którą nie zawsze da się uświadczyć wśród ludzi.

Sporym plusem jest oprawa graficzna. Przepięknie wydana książka kusi nie tylko barwną (i przyjemną w dotyku) okładką, ale i wnętrzem, znajdziemy tam bowiem wspaniałe ilustracje, dodatkowo pobudzające wyobraźnię.

Gorąco polecam tę pozycję, zarówno dla młodszych, jak i starszych wiekiem czytelników. To bardzo przyjemna w odbiorze historia, w sam raz na święta i mikołajkowe lub bożonarodzeniowe prezenty :). 

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.

wtorek, 30 października 2018

PRZEDPREMIEROWO: "Ostrożnie z miłością" Samanthy Young.

Przypadek sprawia, że Ava i Caleb spotykają się na lotnisku. Dziewczyna czuje się tak, jakby wszystkie moce wszechświata sprzysięgły się przeciwko niej, a kropką nad "i" staje się poznanie Caleba - Szkota Sukinkota. Nie dość, że arogancko zajął jej upragnione miejsce w pierwszej kasie, narobił wstydu przy automacie z kawą, to jeszcze napatoczył się w Chicago, gdzie oboje mieli przymusową przesiadkę i nocleg w związku z problemami pogodowymi, przez które odwołano ich lot. Utarczki słowne, liczne przytyczki, w końcu doprowadziły do tego, że... rosnące napięcie sprowadziło ich oboje do łóżka. Deklarują się, jakoby był to jednorazowy wyskok, los jednak chce dla nich inaczej. Oni chyba także...


"Ostrożnie z miłością" to prawdziwa petarda! Zwariowałam na punkcie tej książki! Nie pamiętam, kiedy już pierwsza strona wywoływała u mnie wybuch śmiechu - a z tą powieścią właśnie tak było. Spora dawka humoru to jedno, ubaw wzbudzały również stosunki między bohaterami. Relacja love-hate to element wielu romansów, nie zawsze jednak jest dobrze nakreślony. Czasami ma się dość, tak bardzo irytuje. Samatha Young tak scharakteryzowała bohaterów i tak kreowała ich więź, że ciężko było poczuć jakieś negatywne emocje. Ba, z trudnością odrywałam się od lektury (niestety moja doba nie rozciąga się magicznie i czas na czytanie stanowi niewielką jej część, nad czym ubolewam bardzo, zwłaszcza przy takich książkach :P). Charyzmatyczna Ava, niedająca sobie w kaszę dmuchać, i początkowo tajemniczy, przystojny (ale nie tak cukierkowo, niczym grecki bóg, jak to w wielu powieściach bywa) i charakterny Caleb to połączenie idealne.

Najnowsza powieść Samanthy to pozycja obowiązkowa na długie, jesienne wieczory, dla wszelkich romantyczek i nie tylko. Prawdę powiedziawszy, to brakuje mi skali, aby ocenić tę książkę :D! Fabuła w 100% przypadła mi do gustu, kreacja postaci także, ale o tym już wspominałam. Pióro autorki również jest mi bliskie, "Ostrożnie z miłością" nie jest pierwszą powieścią Samanthy, z którą się spotykam, ale zdecydowanie jest jej najlepszą (wśród tych, które miałam okazję poznać). Wyczucie w opisach scen łóżkowych również zasługuje na plus. Autorka posługuje się takimi słowami, takimi opisami, które absolutnie nie budzą niesmaku. Wszystko w tej kwestii jest wyważone i odpowiednio dobrane.

Premiera powieści już jutro, dlatego gorąco polecam Wam udać się do sklepu po swój egzemplarz! Nie będziecie żałować, emocje gwarantowane. Książka zdecydowanie ląduje na półce ULUBIONE :).

Za egzemplarz "Ostrożnie z miłością" serdecznie dziękuję Burda Książki.


niedziela, 28 października 2018

PRZEDPREMIEROWO: Christina Lauren i jej "Dziki romans".

Harlow Vega nie stroni od romansów. Zaliczyła już nieplanowany ślub z przystojnym Kanadyjczykiem (szaleństwo i alkohol w Sin City zrobiły swoje). Dziki romans z Finnem był po prostu przygodą... Do czasu. Kanadyjczyk przybywa do rodzinnego miasta Harlow w celach biznesowych. Choć dziewczyna nie czuje się gotowa na głębsze uczucie, zaczyna dostrzegać, że mężczyzna ma w sobie coś więcej, coś, co ją pociąga. Oboje zarzekają się, że nie ma mowy o miłości, jednak z jednej namiętnej nocy rodzą się kolejne, aż w końcu rozumieją, że dzieli ich krok od głębszej więzi.

"Dziki romans" wydaje się być oklepaną historią. Motywów szybkich romansów i potem rodzącego się uczucia między bohaterami było wiele. Czy Christina Lauren zaprezentowała w swojej książce coś więcej, niż utarte już schematy? Cóż, muszę przyznać, że wiele wątków było przewidywalnych i jeśli ktoś szuka literatury wysokich lotów, to tutaj jej nie znajdzie. Natomiast jeśli ma się ochotę na małą, niezobowiązującą odskocznię od codzienności, to "Dziki romans", nawet swoją przewidywalnością, jest w takiej sytuacji całkiem ok.

Kwestią, która nie może pozostać bez echa, są bohaterowie. Postać Harlow doprowadzała mnie momentami do białej gorączki. Nie polubiłam tej dziewczyny, jej zachowanie często nie wskazywało na to, że jest osobą dorosłą... Raczej bym mogła powiedzieć, że wciąż tkwiła w czasach nastoletnich, gdzie chwiejność emocjonalna bywa na porządku dziennym. Jeszcze. Inaczej sprawa miała się z Finnem, który od razu wzbudził we mnie sympatię. Kreacja jego charakteru zdecydowanie przypadła mi do gustu.

Sceny łóżkowe, ku mej uciesze, zostały opisane w sposób nie budzący niesmaku. W erotykach różnie to bywa, wiadomo - to dzięki zbliżeniom powieści te otrzymują ów miano, ale nie zawsze autorzy opisują je z rozwagą. "Dziki romans" w tej kwestii nie wzbudził we mnie negatywnych emocji. 

"Dziki romans" to powieść, która idealnie nadaje się na jesienną szarugę za oknem. Christina Lauren poprawia humor, ale nie zmusza do głębokich refleksji, to nie ten typ literatury. Szukacie niezobowiązującej powieści, która zapewni Wam rozrywkę podczas gorszego dnia? Śmiało, sięgajcie po "Dziki romans" :).

Za możliwość zapoznania się z historią serdecznie dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.

poniedziałek, 22 października 2018

"Czego nie powiedziałam" Małgorzaty Garkowskiej.

Pierwsze spotkanie Emilii i Roberta było zupełnym przypadkiem. Poznali się w biurze, gdzie pracowała kobieta. Młoda, jeszcze niepewna siebie Emilia i śmiały, zaradny Robert zakochują się w sobie bez pamięci. Stanowią udaną, zgraną parę, chemii w ich związku nie brakuje, ale w końcu wychodzi na jaw pewna kwestia, która nie pozwala na osiągnięcie pełni szczęścia. Marzenie Roberta w końcu rodzi kłamstwo, pojawiają się problemy, a Emilię nawiedzają wspomnienia z przeszłości, kiedy to miłość była dla niej najważniejsza i dla niej potrafiła wiele poświęcić. Wtedy nie wiedziała, że będąc gotową na wszystko, przyjdzie jej wiele zapłacić za swoje uczucia... Jakie będą konsekwencje tej całej sytuacji?


Emocje, emocje, jeszcze raz emocje. Oj, autorka może być dumna. "Czego nie powiedziałam" to świetna, wciągająca bez reszty lektura, która gra uczuciami czytelnika. Myślę, że to w dużej mierze zasługa realistycznego wydźwięku historii przedstawionej w książce. Pani Małgorzata poruszyła kwestie, które mogłyby dotyczyć każdej i każdego z nas, a często właśnie zdarzają się w naszym środowisku, najbliższym otoczeniu i nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy. Emilia nie mogła uszczęśliwić Roberta dzieckiem, co więcej, jej bolesna przeszłość dawała o sobie znać - powiem szczerze, że było mi bardzo żal tej bohaterki. Autorka tak skonstruowała charaktery poszczególnych postaci, że bez problemu się do nich zbliżamy i zżywamy się. Poza tym, pierwszoplanowa narracja z punktu widzenia Emilii, jej rozterki wewnętrzne i obawy pozwalały na jeszcze głębsze zatopienie się w lekturze.

W "Czego nie powiedziałam" odnajdziemy jasne i ciemne strony codzienności. Jest miłość, ale pojawia się też nutka goryczy. Autorka prowadzi historię niespiesznie, dzięki czemu możemy się na chwilę zatrzymać i niektóre kwestie przemyśleć. Mogą bezpośrednio nas nie dotyczyć, ale nigdy nie wiadomo, co przyniesie nam los. Co byśmy zrobili, gdybyśmy znaleźli się w takiej TRUDNEJ sytuacji?

Jestem oczarowana tą powieścią mimo, że pewne wątki nie należą do najprzyjemniejszych i najłatwiejszych. Pani Małgorzata już drugi raz chwyciła mnie za serducho, lubię jej pióro i pomysły na fabułę. Powiem krótko - warto sięgnąć po tę książkę :).

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.

wtorek, 16 października 2018

"Dom przy Foster Hill" Jaime Jo Wright.

Dwa lata temu los odebrał Kaine męża. Mężczyzna zginął w podejrzanych okolicznościach. Niestety, mimo przeczuć kobiety, jakoby ten wypadek nie był przypadkiem, nie zostało przeprowadzone śledztwo wyjaśniające okoliczności zdarzenia. Prośby Kaine pozostawały bez odzewu. Pragnąc rozpocząć nowe, bezpieczne życie, Kaine przeprowadza się do miasteczka w stanie Wisconsin, gdzie kupuje stary dom, skrywający w swych ścianach sekrety. Co zrobi Kaine, gdy będzie musiała stawić czoła prawdzie?

100 lat temu dla Ivy dom przy Foster Hill nie oznaczał nic pozytywnego. Z miejscem tym wiązały się nieprzyjemne, bolesne wspomnienia, które ożyły, gdy w pobliżu wspomnianego domu pojawiło się ciało nieznanej kobiety. Ivy rozpoczęła swoje śledztwo, chcąc poznać jej tożsamość. Przy okazji musiała odnowić kontakty z mężczyzną, który wcześniej złamał jej serce. Czy kobiecie udao się poznać rozwiązanie zagadki? 


Powieść "Dom przy Foster Hill" autorstwa Jaime Jo Wright pozytywnie mnie zaskoczyła. Mroczny dom na okładce książki i zagadkowe streszczenie zasiało we mnie nutkę dreszczyku, sugerującego, że mogę mieć do czynienia z literaturą grozy. Owszem, w książce nie brakuje rosnącego napięcia i wyraźnie wyczuwalnej atmosfery zagrożenia, jednak są elementy, które nadają również obyczajowy ton tej powieści. Dla mnie bardzo miłym zaskoczeniem okazał się wątek romantyczny. Ucieszył mnie również fakt, że autorka stworzyła dwie historie, które się ze sobą wiązały. Z jednej strony współczesność, z drugiej wydarzenia sprzed 100 lat - zabieg ten sprawił, że tajemniczy dom poznaje się z dwóch perspektyw. Zatapiałam się w lekturze z zainteresowaniem, zaciekawiona śledziłam współczesność, myśląc już o przeszłości, i odwrotnie. Elementy układanki z biegiem akcji powoli zaczynały do siebie pasować, choć nierzadko było to złudne wrażenie. Czasem szczególiki potrafiły zbić mnie z tropu, to zdecydowanie plus, bowiem dzięki temu nie było mowy o przewidywalności.
Książki Wydawnictwa Dreams zawsze wypełnione są w większym lub mniejszym stopniu elementami wiary. W "Domu przy Foster Hill" nie brakuje nawiązań do Boga, do wiary w ludzi, do odnajdywania sensu istnienia, własnego "ja". Autorka nie stroni też od poruszania ważnych, ale i trudnych tematów życiowych, które mogą stać się częścią każdej i każdego z nas. Jedną z takich kwestii jest przemoc dotykająca kobiety.

Od powieści Jaime Jo Wright ciężko było się oderwać. To kawał niezłej literatury - wciągająca, dobrze przemyślana fabuła, ciekawa kreacja postaci, jak najbardziej przystępny styl autorki, interesujące wątki i istotne, życiowe tematy idealnie się ze sobą komponują. Polecam, zwłaszcza teraz, kiedy za oknem szybko robi się ciemno :).

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Dreams.

niedziela, 7 października 2018

Kartka z pamiętnika #8.

Witam wszystkich w październiku :). Wiem wiem, już pierwszy tydzień nowego miesiąca zmierza ku końcowi, ale dni biegną tak szybko, że nawet nie zauważyłam, kiedy w końcu przyszedł weekend. Standardowo bardzo się z niego ucieszyłam, choć przyznam, że nie pogardziłabym jeszcze jednym, dodatkowym dniem. Sobota to taki czas, kiedy u nas nadrabia się zaległości z tygodnia i niewiele z niej zostaje, a sama niedziela to zdecydowanie za mało. Niby codziennie przemycamy przyjemności do swojego grafiku, ale dopiero jeden, calusieńki dzień tylko dla siebie w pełni raduje. 
W ostatnią niedzielę wybrałam się na utrzymaną w jesiennym klimacie małą, rodzinną sesję. Uwielbiam pstrykać fotki, o czym już wielokrotnie wspominałam. Poniżej zamieściłam kilkanaście zdjęć z wypadu do parku :). Małemu Miłoszkowi robiłam już kiedyś sesję w domu, teraz przyszła pora na wyjście z rodzicami w teren. Maluch ma mnóstwo energii i uchwycenie go w kadrze nie należało do najłatwiejszych zadań :D.













Uwielbiam lato, ale jesień także zajmuje szczególne miejsce w moim serduchu. Te wspaniałe kolory, które zalewają miasta i wsie, świece sączące leniwe światło wieczorami, kubki gorącego kakao i sezon sweterkowy - dla mnie kompilacja idealna! Od czasu do czasu książka pod ulubionym, włochatym kocykiem lub jakaś planszówka wieczorową porą i wszystko wygląda inaczej. A właśnie, widzieliście wpis na temat Superfarmera? Niedawno rozpoczęłam nim serię postów na temat gier, możecie więc spodziewać się kolejnych prezentacji planszówek :).

Uciekam nacieszyć się niedzielą, a Wam życzę wspaniałego dnia! Buziaki, Karolajna.

niedziela, 30 września 2018

COPPER CREEK: "Brzoskwiniowy świt" Denise Hunter.

Kochani! Moja ulubiona Denise Hunter powraca z nową serią. Z przyjemnością prezentuję Wam najnowszą powieść autorki - "Brzoskwiniowy świt".


Zoe Collins nie chciała już wracać do Copper Creek. Miejsce to przypominało jej o mężczyźnie, który złamał jej serce. Nie zamierzała już nigdy więcej z nim rozmawiać, dlatego też powrót w tamte strony był wykluczony. Nigdy nie mów nigdy - kiedy najdroższa sercu Zoe babcia umiera, kobieta musi pojechać do Copper Creek. Okazuje się, że staruszka zapisała jej w spadku rodzinny, brzoskwiniowy sad u podnóża gór Pasma Błękitnego. Co więcej, wszyscy oczekują od niej, aby porzuciła swoje dotychczasowe życie i zaczęła wszystko od nowa, zajmując się sadem. Czy po tylu latach jest to wciąż możliwe?

Cruz Huntley nigdy nie zapomniał o Zoe. Wiele się wydarzyło i sporo pozmieniało, w końcu minęło już pięć lat - teraz jego dawna miłość jest z kimś innym. Jej związek jednak wydaje się wisieć na włosku, przeszłość z Cruzem daje o sobie znać, do tego dochodzą rozterki związane z decyzją dotyczącą prowadzenia sadu i narastające napięcie towarzyszące jej relacji z chłopakiem, czyli Kyle'em. Czy Zoe powinna zostać w Copper Creek? Przecież czeka tam na nią sporo obowiązków... i Cruz.

Ach, Denise Hunter pisze tak, że nie sposób oderwać się od wymyślonych przez nią historii! I tym razem oczarowała mnie od początku do końca, porywając do Copper Creek. "Brzoskwiniowy świt" to lektura lekka, przyjemna w odbiorze, nie tylko za sprawą przemawiającego do mnie stylu autorki, ale i dzięki kreacji bohaterów, fabuły i świata, w który wczuwamy się pełnią siebie. Już sama okładka przenosi nas do pachnącego brzoskwiniami miejsca, a kiedy pojawia się ono na kartach powieści, rozpoczyna się niezwykła przygoda. Byłam oczarowana, naprawdę. 

Denise tak prowadzi akcję, że ciężko oderwać się od powieści. Jej książki charakteryzują się nieskomplikowaną fabułą, która ma w sobie TO COŚ. Poznając kolejne wydarzenia, chcemy więcej i więcej. Chcemy poznać dalsze losy bohaterów, którzy z reguły przypadają do gustu. Tak wygląda to z mojej perspektywy, co też czułam podczas lektury "Brzoskwiniowego świtu". 

Ogromnym plusem książek Hunter są wątki, które mają charakter życiowy, pouczający. Autorka i tym razem wskazuje na ważne elementy egzystencji. Sięgając po najnowszy utwór Denise, możemy spodziewać się prawd na temat samotnego wychowywania dziecka. Autorka skupia się także na uczuciach, takich jak miłość czy ból po stracie bliskich nam osób. Ta powieść ma autentyczny wydźwięk, z jednej strony jest urocza (wątek romansu, no uwielbiam!), z drugiej ukazuje, że tak jak w życiu, każdy z nas musi podejmować poważne decyzje i niekiedy popełnia przy tym błędy. Nie można zapominać więc, czym jest wybaczenie...

"Brzoskwiniowy świt" to must read tej jesieni. I nie tylko jesieni. POLECAM!

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Dreams.