piątek, 28 czerwca 2019

INTRYGUJĄCY DEBIUT: Alaitz Leceaga "Las zna twoje imię".

Fascynująca, tajemnicza i mroczna opowieść o sile i determinacji kobiet
w świecie rządzonym przez mężczyzn i o pełnej pasji walce o przetrwanie.

Estrella i Alma to dwie siostry bliźniaczki z rodu, w którym z pokolenia na pokolenie kobietom przekazywany był pewien niezwykły dar. One również stały się jego dziedziczkami, ale przy okazji obarczono je piętnem przepowiedni. Według proroctwa babki, jedna z sióstr umrze nim osiągnie 15 lat.
 
Wcześniej Estrella i Alma dorastały w dostatku. Ich ojciec był właścicielem dworku i kopalni żelaza, dlatego też rodzina nie mogła narzekać na sytuację materialną. Żyli w luksusie, a dziewczynki miały wszystko to, o czym marzyły. Sporo czasu spędzały w sąsiadującym z ich domem wielkim lesie. Co prawda otrzymały zakaz wchodzenia do niego, jednak to, co wzbronione, smakuje najlepiej. Tam też poznały przypadkiem Tomasa, jednego z chłopców zamieszkujących wioskę.   

Teraz już nic nie będzie takie samo.

Sekret ukryty głęboko w lesie. Dwie siostry, które łączy więcej, niż dzieli.

 
"Las zna twoje imię" to pełna magii historia o kobietach, które mają coś do powiedzenia i chcą od życia czegoś więcej, ale ciężko im to zrealizować, ponieważ żyją w świecie zdominowanym przez mężczyzn. To powieść o walce o swoje, o stawianiu czoła przeciwnościom, a także o przeznaczeniu. 

Przepych, luksus, dostatek - wydawać by się mogło, że kobiety zamieszkujące Willę Sodedad nie mogłyby narzekać. Miały naprawdę wiele, ale... One żyły jak w zamkięciu, niczym w złotej klatce. Szczęście było pozorne. Dobrze sytuowany mąż, rodzenie i wychowywanie dzieci, udział w wystawnych balach, to powinno im wystarczeć. Te kobiety robiły dobrą minę do złej gry. Osobiście nie wyobrażam sobie, abym w czymś takim mogła normalnie funkcjonować. Takiego życia nie chciała dla siebie również babcia Estrelli i Almy - postanowiła popełnić samobójstwo poprzez skok z klifu. Dla kobiety była to jedyna droga do wolności… 

Ogromnie podobał mi się motyw lasu.  Tajemnicza i nieco mroczna aura tego miejsca tylko wmagała przyjemność z tej jakże klimatycznej lektury. Kocham las, kocham naturę, a trzeba przyznać, że w książce jej nie brakuje. Na mój pozytywny odbiór książki wpłynęło też miejsce, w którym osadzona została ta intrygująca historia. Uwielbiam literackie podróże do Hiszpanii, a ku mej uciesze Willa Soledad mieści się właśnie w tym państwie, nad Morzem Kantabryjskim!  

Kolejnym godnym pochwały aspektem jest kreacja bohaterów, zwłaszcza kobiet, które zdecydowały się odważyć i zawalczyć z niesprawiedliwością, która dotykała ich ze strony mężczyzn. W czasach, w których rozgrywała się akcja powieści, a mianowicie w latach 30. XX wieku, życie nie należało do łatwych. Kobiety miały jasno przypisane miejsce w domu, obok męża. Nie wszystkie jednak znosiły taki stan dzielnie lub płacząc do poduszki. Autorka poprzez bohaterów, a właściwie bohaterki ukazuje, że płeć piękna może być silna, zawalczyć o swoje i uchronić to, co dla niej najcenniejsze.

Debiutancka powieść Alaitz Laceaga'i nie bez powodu zbiera za granicą pozytywne oceny. Mam nadzieję, że i w naszym kraju zostanie doceniona, bowiem, kolokwialnie mówiąc, to kawał naprawdę dobrej literatury! Świetny pomysł na fabułę, gdzie nienaciągana, nieprzekoloryzowana rzeczywistość splata się z tajemniczą, magiczną aurą, tworzy kompozycję idealną. Autorka przypomina czytelnikom o pewnej prawdzie - nie wszystko jest takie, jak może się wydawać. Zewnętrzna otoczka to jedno, środek zaś potrafi być zupełnie inny, zaskakujący.
 
"Las zna twoje imię" to powieść zdecydowanie godna polecenia! Przeczuwałam, że zatopienie się w jej treści stanie się wpaniałą przygodą, nie sądziłam jednak, że moje oczekiwania zostaną właściwie "przewyższone".  

Recenzja powstała w ramach współpracy z portalem Bookhunter.pl.


 
 

środa, 26 czerwca 2019

PIMPEK TESTUJE #2: Sucha i mokra karma BRIT FRESH Fish with Pumpkin.

Cześć Misiaczki! Ostatnio ciągle coś testuję i wypadałoby w końcu powiedzieć to i owo na pewne tematy. Kiedy matka z ojcem byli w Anglii, dostałem się do testów karmy z nowej linii Brit. Po powrocie odebrali moją paczuchę i tym sposobem mogłem delektować się pysznościami. Drodzy, prezentuję dziś granulat oraz puchę z serii BRIT FRESH - na tapecie ryba z dynią.
 
 
WYGLĄD OPAKOWANIA
 
Dla mnie kwestie estetyczne nie mają znaczenia. Ważne, że w środku jest JEDZONKO! Matka natomiast ma bzika na punkcie rzeczy ładnych i wiele razy przyznawała się do tego, że często kupowała coś (i nadal kupuje), bo przyciągnęło jej wzrok. Marketingowcy, brawa dla Was. Według niej nowa linia BRIT FRESH prezentuje się bardzo korzystnie. Przyjemna dla oka, jasna kolorystyka, minimalizm, zróżnicowanie barw w przypadku innych rodzajów produktów z tej samej linii, a tym samym ułatwienie podczas wyboru ulubionej karmy to zdecydowany plus. Matka wie, po co idzie, nie lubi stać przed półką i szukać konkretnej wersji, czytając po drodze etykiety.
 
 
SMAK
 
To nie podlega wątpliwości - zarówno karma mokra, jak i sucha w pełni trafiły w mój żarłoczny gust. Nie, to nie jest tak, że zjem wszystko. Jedne ze smaczków z Lidla nie przypadły mi do gustu i po prostu ich nie zjadłem. Swoją drogą, poniższe zdjęcia powinny zdradzić wszystko, mam na myśli te z jęzorem. Matka się chichra, bowiem na zdjęciu z granulatem dostrzegalna jest lecąca ciurkiem ślina. Dodam, że jest to prawa część kolażu.
 

 
TRAWIENIE
 
Zarówno po granulacie, jak i mokrej karmie nie miałem żadnych kłopotów w związku z trawieniem i w konsekwencji z wypróżnianiem. A nie, sorry. Skosili trawę i teraz nie ma moich ulubionych kęp. No nie mam swoich miejscówek, no nie mam! Ale wracając jeszcze na chwilę do puszki - kiedyś zjadłem jagnięcinę z innej, dość cenionej firmy. Ja nie mogę, co za susza w pyszczku! Wypiłem przez cały dzień bardzo dużo wody. Bardzo. Bez dodatkowego spaceru przed nocą się nie obyło. Za drugim razem było tak samo, także kwestia sprawdzona. Po Bricie Fresh takich atrakcji nie miałem.
 
OGÓLNE WRAŻENIE
 
Naszym odczuciu (wizualnym matki i smakowo-trawiennym moim) nowa karma Brit jest zdecydowanie godna uwagi i polecenia. Zachęcam Was do zapoznania się cennymi właściwościami karmy oraz z pełną ofertą smaków dostępnymi pod TYM linkiem. Ach, zapomniałbym. #AtestPimpeusza zostaje przyznany! Merdająco Was pozdrawiam, Pimpeusz. 

Za możliwość przetestowania nowej karmy serdecznie dziękujemy ZOO KARINA.
 

Najnowsza powieść Samanthy Young - "(Nie)zwyczajna".

Comet Caldwell nienawidzi swojego imienia. Cóż się dziwić, pierwszą rzeczą przychodzącą na myśl jest kometa, niewątpliwie fascynujące ciało niebieskie. Ludzie więc oczekują od jej charakteru czegoś ekscytującego. Sądzą, że jest rozpromienioną, wyluzowaną nastolatką. Dokładnie tak rozpromienioną, jak kometa. Sęk w tym, że Comet to nie dotyczy. Jest zamknięta w sobie, unika sytuacji, w których miałaby znaleźć się w centrum uwagi. Niecierpliwie czeka na moment, kiedy ostatni raz przekroczy próg swojego liceum i wyruszy na studia z dala od Edynburga.
 
W szkole pojawia się nowy uczeń ze Stanów. Tobias King to typowy bad boy, który nieźle miesza wśród rówieśników - zadzierający nosa, arogancki chłopak. Comet jest przekonana, że rozgryzła jego charakter, jednak kiedy muszą pracować wspólnie nad jednym z zadań, pewność ta stoi pod znakiem zapytania. Między tą dwójką rodzi się wyjątkowa więź…


"(Nie)zwyczajna" na pierwszy rzut oka może wydawać się schematyczną lekturą, bowiem takich historii, gdzie w szkole pojawia się chłopak i wszystko zmienia się u dziewczyny, która nie rzucała się wcześniej w oczy, była już cała masa. Samantha Young podeszła do tematu w sposób, który absolutnie nie wywołuje znudzenia sztampową fabułą. Autorka w swej powieści porusza kilka bardzo istotnych kwestii. Skupia się na problemach z samoakceptacją, a trzeba przyznać, że wśród nastolatków niedowartościowanie jest częstym problemem. Brak wsparcia ze strony bliskich w trudnych i ważnych momentach to coś, czego nie chciałby nikt z nas. Bohaterowie powieści niestety mieli okazję przekonać się, jak to smakuje. Do tego wszystkiego dochodzi prześladowanie, znęcanie się nad innymi wśród uczniów oraz styczność z narkotykami - jakże ważne tematy, zwłaszcza w dzisiejszych czasach.
 
Ta książka chwyta za serce, fundując tym samym odbiorcy wiele emocji. Fabuła (nieprzerysowana), tematyka i wpływ na uczucia czytelnika to nie jedyny atut powieści. Autorka jak zwykle świetnie wykreowała bohaterów, czyniąc ich interesującymi. Podobała mi się postać Comet, jej wyjątkowość, brak "parcia na szkło".
 
"(Nie)zwyczajna" jest powieścią zdecydowanie inną niż te, po które miałam już okazję sięgnąć - chodzi oczywiście o twórczość Samanthy Young. Nie przebija ich w moim prywatnym rankingu, ale wciąż powinna znaleźć się na liście każdego czytelnika, który ceni sobie powieści tej bestsellerowej, szkockiej pisarki.  

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Edipresse Książki. 


poniedziałek, 24 czerwca 2019

ZAGADKI HIDDEN SPRINGS: "Śmierć przychodzi pocztą" Ann H. Gabhart.



Michael Keane, zastępca szeryfa, ratuje pewnego mężczyznę przed popełnieniem samobójstwa. Ściąga go z krawędzi mostu nad Eagle River, przysparzając sobie tym bohaterskim czynem utrapienia związanego ze sławą wśród mieszkańców. Gorączka medialna nie trwa zbyt długo, bowiem na horyzoncie pojawia się kolejny problem. Spokój mieszkańców spokojnego Hidden Springs burzą zdjęcia martwej dziewczyny, które przychodzą pocztą. Sporo na to wskazuje, że za ten czyn odpowiada niedoszły samobójca. Michael Keane próbuje rozwiązać zagadkę, jednak zbrodniarz wodzi go za nos i wyprzedza o krok. Napływają kolejne zdjęcia, a wśród ofiar zastępca szeryfa rozpoznaje znajome mu osoby… Czy bliskim Michaela grozi niebezpieczeństwo?
 
"Śmierć przychodzi pocztą" została wydana jako drugi tom serii "Zagadki Hidden Springs", jednakże znajomość pierwszego nie jest niezbędna do zapoznania się z recenzowaną dziś książką. To osobna historia i można ją czytać niezależnie. A warto, bowiem wciąga i z każdą stroną budzi ciekawość!
 
Urzekł mnie klimat małego miasteczka, gdzie wszyscy są sobie życzliwi. Ich ekscentryczność rozczuliła moje serce. Różnorodne charaktery urozmaicały treść. Mnie najbardziej do gustu przypadła oczywiście postać główna, po prostu nie da się nie polubić Micheala Kreane'a. To mężczyzna o interesującym wnętrzu, głębokiej wierze i przede wszystkim oddany małomiasteczkowej społeczności.
 
"Śmierć przychodzi pocztą" to idealna pozycja dla fanów kryminałów bez krwawych wątków i długich opisów. Ann H. Gabhart zafundowała swoim czytelnikom wciągającą zagadkę do rozwiązania. Autorka nie odkrywa zbyt szybko kart, napięcie buduje stopniowo, wraz z kolejnymi wskazówkami i zwrotami akcji wzbudza ciekawość. Nie brakuje emocji, zwłaszcza, że wśród mieszkańców grasuje pomyleniec postępujący według nikomu nieznanego schematu. Nie wiadomo, kto będzie następny, poczucie bezpieczeństwa zostało rozwiane…
 
Bardzo mile spędziłam z tą książką czas i mogę ją śmiało polecić. Idealna pozycja na wolną niedzielę, tudzież inny dzień tygodnia ;).
 
Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Dreams.
 

niedziela, 23 czerwca 2019

Miłość w czasach PRL-u - "Okruchy lustra" Agnieszki Pyzel.




Lata '80, PRL.

Michalina bierze udział w przedstawieniu dyplomowym, który ma wieńczyć jej naukę w szkole aktorskiej. Jako, że jest zafascynowana Allanem Wysockim, dobrze rokującym pisarzem, a jej myśli krążą właściwie wokół niego, wypada raczej kiepsko. Po egzaminach ma problem ze znalezieniem zatrudnienia, nikt w Warszawie nie chce dać jej pracy w zawodzie. Co gorsza, Michalina nie ma pewności co do uczuć Allana. Skomplikowana sytuacja sprawia, że dziewczyna ucieka ze stolicy do małego miasta. 

Udaje jej się zatrudnić w prowincjonalnym teatrze, gdzie poznaje starszego od siebie aktora - Maćka. Mężczyzna staje się jej partnerem - nie tylko na deskach, ale i w życiu prywatnym. Michalina, mimo, że podejmuje decyzję o związaniu się z nim, wciąż myśli o Allanie. Co jakiś czas wraca do Warszawy, aby się z nim spotkać. W pewnym momencie postanawia zakończyć tę znajomość - nie jest bowiem jedyną kobietą Wysockiego. W końcu chce skupić się tylko na Maćku, ciepłym, czyłym mężczyźnie, który faktycznie ją kocha. Niestety, ten odkrywa, że go zdradzała, dlatego też zostawia ją i wyjeżdża z miasta. Michalina popada w depresję, dostrzega bowiem, jak wspaniałego człowieka i prawdziwe z jego strony uczucie straciła, a także zdaje sobie sprawę, że związek z Allanem nie ma przyszłości…

Mijają lata.

W życiu Michaliny ponownie pojawia się Allan. 

Czy tym razem będzie inaczej? Czy mają jeszcze szansę na miłość, na szczęście?

"Okruchy lustra" Agnieszki Pyzel absolutnie mnie oczarowały! Po pierwsze ten PRL - choć nie miałam okazji żyć w tamtych czasach, to jednak książki i filmy sprawiły, że czuję do niego swego rodzaju "sentyment". Codzienność wyglądała wówczas zupełnie inaczej, nie było tych rozmaitych udogodnień, jakie mamy teraz na wyciągnięcie ręki. Możliwość zadzwonienia czy wygodnego przejechania się własnym autem była niczym luksus. Związki wyglądały inaczej, ludzie za sobą tęsknili, w inny sposób przeżywali relacje. Dziś człowiek potrafi zerwać z drugą osobą na Messengerze… Lata osiemdziesiąte to zupełnie inny klimat i inne podejście do wszystkiego.

Debiutancka powieść Agnieszki Pyzel przepełniona jest zawiłościami - losów bohaterów, ich uczuć, miłości, której nie można zapomnieć, porzucić, wyrwać z serca. Mieszanka ta wzrusza, ale i wciąga w burze z piorunami. Prędko o tej historii nie zapomnę, tyle emocji we mnie wywołała. Z każdą stroną pragnęłam dowiedzieć się, co czeka Michalinę, której miłość z młodości skomplikowała wszystko. Cierpiała nie tylko ona, inni również zostali zranieni, chociażby Maciek. Autorka ukazuje, że miłość to piękne uczucie, ale i bolesne.

Nie chciałabym nic więcej zdradzać, bowiem najlepiej jest samemu sięgnąć po tę książkę. W tym miesiącu mam farta pod względem czytelniczym - trafiają mi się głównie istne perełki, "Okruchy lustra" właśnie do nich należą! 

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Muza.

ROK NA MAJORCE: "Majorka na końcu świata" Anny Klary Majewskiej.

W życiu kobiety czasem nadchodzi taki moment, że każde kolejne urodziny stają się powodem do kryzysu wieku. Magda czuje się właśnie tak, jakby stąpała po życiowej krawędzi. Nadeszła pora na kolejne urodziny, te, których tak bardzo się obawiała - pięćdziesiąte. Dostrzega, że jej mąż, niegdyś prawdziwy przystojniak, stał się zaniedbanym mężczyzną spędzającym ogrom czasu w pracy. Gdzieś uleciała chemia, nutka pikanterii. Co więcej, znika jej matka, a przyjaciółka Ivanka informuję Magdę, że ktoś zamieszkał w jej domku na Majorce. Żeby było jeszcze ciekawiej, kobieta ląduje w... JAPONII! 

Jesteście gotowi na pełną niespodzianek i przygód podróż z Magdą?



"Majorka na końcu świata" to moje pierwsze czytelnicze spotkanie z twórczością pani Anny Klary Majewskiej. Muszę przyznać, że było ono udane. Autorka przekonała mnie do siebie swoim przystępnym w odbiorze stylem, humorem, ironią, sarkazmem. W jej najnowszej książce nie brakuje mądrych i trafnych uwag na temat życia, codzienności, z którą każdy i każda z nas się zmierza. 

Polubiłam Magdę, bowiem patrzyła na świat z rezerwą, dystansem, przede wszystkim z optymizmem, mimo, że czasem w jej myślach pojawiały się wątpliwości, ale to przecież zupełnie naturalne, kto ich nie miewa! Podobało mi się to, że Magda postanawia na przekór stawić czoła nieubłaganemu biegowi czasu i nie dać się zwariować. Swoje wątpliwości rozwiewa udowodniając, że wciąż ma w sobie żywiołowość, wigor, radość.

"Majorka na końcu świata" stanowi czwarty tom serii "Rok na Majorce", jednak dla tych, którzy nie czytali wcześniejszych części, nie będzie to stwarzać problemu ze zrozumieniem najnowszej treści. Ja sama wcześniej nie sięgałam po poprzednie tytuły i bardzo dobrze odnalazłam się w świecie Magdy, a muszę przyznać, że dzieje się w nim naprawdę wiele! Emocji nie brakuje ;). 

Książkę czyta się z przyjemnością, to lekka, przyjemna w odbiorze historia. Podczas czytania, na mojej twarzy często gościł uśmiech :). Najnowsza powieść Anny Klary Majewskiej wprowadza w wakacyjny klimat, dlatego w szczególności polecam ją właśnie na lato. 


Za egzemplarz serdecznie dziękuję wydawnictwu Burda Książki.


Dotychczas w serii majorkańskiej ukazały się: "Rok na Majorce", "Powrót na Majorkę" oraz "Majorka w niebieskich migdałach".

piątek, 21 czerwca 2019

POWIEŚĆ MROCZNA, NIEOCZYWISTA, INTRYGUJĄCA: Anna Bichalska "Znak kukułki".


Dawno, dawno temu znaleziono mnie na skraju lasu.
Nikt nie wiedział, skąd się tam wzięłam.
Nikt nie wiedział, kim jestem



Alina od lat ma problemy ze snem. Już jako dziecko cierpiała na zaburzenia snu. Nie wie, kim była wcześniej, przed adopcją. Kiedy jej przybrany ojciec przed śmiercią zostawia pewien list, Alina podejmuje krok ku poznaniu swojej przeszłości. Mężczyzna, kiedy pracował jako dziennikarz, zajmował się sprawą niewyjaśnionych, dziwnych zaginięć dzieci. Wraz z listem, zostawia adoptowanej córce artykuły związane z jej odnalezieniem ponad 20 lat temu… Alinie w poszukiwaniu odpowiedzi na nurtujące ją pytania towarzyszy Greta, jej nowa, tajemnicza lokatorka. 

"Znak kukułki" to niewątpliwie intrygująca książka. Budzi niepokój, bywa dziwna, nieoczywista, ale i wciągająca. Początkowo może być ciężko przyzwyczaić się do chaotyczności, która czyha na odbiorcę - zdecydowanie nie jest to łatwa w odbiorze lektura. Mroczny klimat czai się właściwie na każdym rogu. Głównym wątkiem powieści jest poszukiwanie swojej tożsamości, dążenie do samoakceptacji, radzenie sobie z bolesną przeszłością, wspomnieniami, do których nie chce się wracać. Tutaj nie ma miejsca na schematy. Wszystko jest tak inne, nietuzinkowe, nigdy wcześniej nie czytałam takiej złożonej powieści, której nie umiałabym przyporządkować do jakiejkolwiek odmiany gatunku literackiego. Właśnie ta odmienność przyciągnęła moją uwagę.

Autorka nie wykłada wszystkiego niczym kawę na ławę. Elementy tej tajemniczej układanki odkrywamy powoli, co tylko podkręca wyjątkowy, oryginalny klimat tej powieści, budowany przez historie bohaterów. Najbardziej zainstrygowała mnie główna postać, Alina. Jej zagadkowa przeszłość łączyła się w pewien sposób z dawnymi zaginięciami dzieci, którym ktoś narysował tytułowy znak kukułki - lubię symbolikę w książkach! Autorka nie szczędziła metafor, dzięki temu 

"Znak kukułki" to lektura, która z pewnością nie wprowadzi Was w lekki, przyjemny nastrój. Już sama, nieco listopadowa okładka przywołuje raczej ponure skojarzenia. Jest w tej powieści jednak coś, co przykuwa uwagę, intryguje i czyni ją godną polecenia. Wrażliwe na piękno literackie dusze odnajdą w tej lekturze mnóstwo fragmentów, cytatów, sentencji wartych uwagi, zapamiętania, zapisania. Język niewątpliwie jest walorem powieści.

Nieoczywista, tajemnicza, mroczna, oryginalna, intrygująca - taka właśnie jest książka "Znak kukułki". 


Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.

środa, 19 czerwca 2019

Nieprzewidywalna powieść obyczajowa: "Dwie kobiety" Hanny Dikty.

Mieszkająca w Katowicach trzydziestokilkuletnia Ewa postanawia zmienić swoje życie. Porzuca męża, rezygnuje z pracy na uniwersytecie i wyjeżdża na wieś, do zlokalizowanej na malowniczym Dolnym Śląsku Glinki. Tam poznaje owdowiałą Bognę, która chcąc odpocząć od mieszkańców, samotnie prowadzi pensjonat. Ewa zatrudnia się w nim jako pomoc. Niezbyt skora do uzewnętrzniania się przed kimkolwiek, dla Bogny czyni wyjątek. Właścicielka pensjonatu od razu budzi  w niej pozytywne emocje, sympatię. Obie panie łączy między innymi bagaż doświadczeń z przeszłości. Los lubi mieszać i poddawać niełatwym próbom…

 
Dramatyczne wydarzenia, które wstrząsają życiem
lokalnej społeczności, zmieniają wszystko.
 
"Dwie kobiety" to wciągająca powieść obyczajowa, która budzi wiele emocji. Sięgając po tę książkę nie sądziłam, że tak bardzo będę się niecierpliwić poznania finału. Nieprzewidywalna akcja, realistycznie wykreowane, szczere postacie i nienaciągana, życiowa fabuła tylko zaostrzają apetyt. Zdecydowanie robi wrażenie, zwłaszcza, że autorka pokusiła się o naprawdę zaskakujące zwroty.
 
Najnowsza powieść pani Hanny Dikty charakteryzuje się pewną dojrzałością. Choć napisana jest lekko, łatwym w odbiorze stylem i szybko się ją czyta, to niektóre fragmenty zmuszają do refleksji. Autorka zwraca uwagę czytelnika na relacje człowieka z innymi ludźmi i ich granice. Czasem warto przemyśleć to, czym jest dla nas lojalność, a także czego tak naprawdę szukamy w swoim życiu. Pani Hanna porusza też kwestie związane ze stratą kogoś nam bliskiego. Życie nigdy nie będzie układało się idealnie tak, jak sobie zamarzymy, los jest nieprzewidywalny. Na każdego czekają zarówno te dobre chwile, jak i rzeczy smutne.
 
Drodzy, polecam Wam "Dwie kobiety", naprawdę mile Was zaskoczy mimo, że nie wszystkie fragmenty będą serwować miód na duszę. Ja nie mogłam odebrać się od tej jakże wartościowej i nieszablonowej książki!
 
Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.
 
 

wtorek, 18 czerwca 2019

MORDECAI TREMAINE: "Morderstwo ma motyw" Francis Duncan.

Mordecai Tremaine, detektyw amator, przyjeżdża pociągiem do Dalmering, urokliwej, sielankowej, angielskiej miejscowości. Nie spodziewa się nawet, że zamiast beztroskiego urlopu, czekają na niego tajemnice do rozwikłania. A te przychodzą dość szybko - w mieście trwają próby do amatorskiego spektaklu teatralnego pt. "Morderstwo ma motyw", z którego dochód ma zostać przeznaczony na cele charytatywne. To, co dzieje się poza sceną, budzi grozę. Jedna z organizatorek przedstawienia, Lidia Dare, która wkrótce miała stanąć na ślubnym kobiercu, zostaje zamordowana. Do gry wchodzi Mordecai Tremaine, który kierowany pokusą i pasją do rozwiązywania zagadek kryminalnych, chce pomóc policji. Angażuje się w poszukiwania sprawcy, a w tym celu podejmuje współpracę z komisarzem, będącym jego dawnym znajomym.

 
"Morderstwo ma motyw" to klasyczny kryminał brytyjski, napisany w stylu sławetnej Agathy Christie. Ciekawy pomysł, wartka akcja, pobudzające wyobraźnię opisy, a przede wszystkim rewelacyjnie scharakteryzowani bohaterowie razem tworzą świetną powieść trzymającą w napięciu. Przyznam szczerze, że ostatnio takie klasyczne, cechujące się specyficzmym klimatem powieści kryminalne są bliższe mojemu sercu niż te, które może i zaskakują, ale przy okazji fundują masę brutalności, rozlewu krwi. Doceniam skupianie się na portretach psychologicznych poszczególnych postaci. Co więcej, w książce Francisa Duncana nie brakuje miejsca dla angielskiego klimatu, gdzie herbatki, piękne, klasyczne stroje i malownicze krajobrazy przenoszą nas w inny świat i urzekają.

"Morderstwo ma motyw" otwiera serię przygód Mordecai Tremaine. Cieszę się, że autor nie poprzestanie na tym jednym tomie, bowiem książkę czytało mi się naprawdę dobrze, a samego głównego bohatera bardzo polubiłam. To postać, którą bez wątpliwości mogę określić jako pozytywną. Emerytowany właściciel tabaki wydaje się być przemiłym i nieszkodliwym staruszkiem, jednak pod tą otoczką kryje się nietuzinkowa osobowość.
 
Jeśli macie ochotę na klasyczny kryminał w stylu Agathy Christie, śmiało możecie sięgnąć po tę pozycję! Mnie usatysfakcjonowała, sprawdźcie, czy i w Was wzbudzi takie odczucia ;). Nawiasem mówiąc, czekam na kolejne tomy z tego cyklu!
 
Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.
 

niedziela, 9 czerwca 2019

Resztki z pańskiego stołu, czyli jak NIE karmić psa. Wyżywienie czworonoga.

Cześć! Dziś chciałabym porozmawiać o wyżywieniu psa, a także skupić się na tym, co podajemy naszemu Pimpkowi. Pytanie "Czym karmić psa?" spędza sen z powiek początkującym psiarzom i budzi wiele kontrowersji wśród tych, którzy od dawien dawna żyją z czworonożnymi przyjaciółmi pod jednym dachem. Chciałabym, aby ten wpis pomógł poszukującym odpowiedzi na to pytanie wybrać właściwe rozwiązanie.

 
Odżywianie - podstawowa potrzeba psa
 
Prawidłowe funkcjonowanie organizmu pupila, co oczywiste, uwarunkowane jest między innymi odpowiednimi posiłkami bogatymi w składniki odżywcze. Zapotrzebowanie na konkretne elementy diety zależy od zdrowia, wieku oraz aktywności fizycznej pupila. Inaczej będziemy karmić szczeniaka, seniora czy też psiaka, który pokonuje z nami dzisiątki kilometrów, biegając, kąpiąc się i skacząc radośnie.
 
Węglowodany - byle nie za dużo!
 
Psy z natury są mięsożercami, dlatego też ich dieta powinna być bogata w zwierzęce białka i tłuszcze. Nie jest wskazane, aby podawać pupilom posiłki, w których największy udział mają węglowodany. Warto w tej kwestii poruszyć temat składu karm suchych. W dobrym produkcie powinno znaleźć się jak najwięcej mięsa. Niestety, producenci często sięgają po tanie wypełniacze. Pies, któremu serwujemy karmy zawierające dużo zbóż, przykładowo nie będzie prawidłowo się wypróżniać. 

Nasze doświadczenie z wyborem pokarmu
 
Wyżej wspomniane nie są naukami powtarzanymi za innymi jak mantra, a jednym z wniosków z naszych doświadczeń. Przed zakupem karmy wiedziałam, że nie sięgnę po najtańszą z dyskontu, bo po prostu nie jest bogata w odżywcze składniki. Pierwszym granulatem, który niedoświadczeni zaserwowaliśmy Pimpkowi, była Purina Dog Chow z jagnięciną i ryżem. Średnia półka cenowa, dobre opinie, również wśród znajomych, skusiliśmy się. Obserwując Pimpeusza przez miesiąc stwierdziłam, że mu nie służy. Obecność zbóż okazała się w tej kwestii kluczowa. Zdecydowałam się na zakup Brit Care, również z jagnięciną i ryżem. Nieco droższa, ale o wiele lepiej przyswajalna - odkąd serwujemy ją Pimpkowi, ten załatwia się prawidłowo i nie serwuje nam w domu gazów ;). Zboża pojawiają się w jego diecie głównie w przypadku przysmaków, choć i te staramy się wybierać tak, aby miały jak najlepszy skład. Nie zapominamy o olejach (codziennie do śniadania podajemy mu olej z łososia) czy warzywach (przykładowo marchewka nie tylko dobrze działa na dziąsła, ale zawiera dużą ilość substancji mających korzystny wpływ na wzrok, sierść czy kości). Wszystkie "dodatki" porcjujemy tak, aby odpowiednio wkomponywały się w dzienny bilans kaloryczny.

Karma czy gotowanie samemu?
 
Oczywiście wybór karmy suchej nie jest obowiązkowy. Posiłki dla psa można podawać po przygotowaniu samemu, przykładowo sporą popularnością cieszy się BARF - surowa dieta oparta na naturalnym pożywieniu pierwotnych psów. 

Gotując dla psa należy pamiętać, że ze względu na inną budowę układu pokarmowego musimy kierować się potrzebami psa, a nie tym, co nam pasuje i jest wygodne, np. resztkami z naszego obiadu.

"Moje psy całe życie dostawały resztki ze stołu i żyły"

Owszem, żyły. My też żyjemy, choć zdarza nam się sięgać po jedzenie typu fast food czy inne, niezdrowe przekąski. Nikt nie umarł od hamburgera czy pizzy. Zwróćmy jednak uwagę, że ów pokarmy nie dostarczają nam odpowiedniej ilości niezbędnych dla organizmu składników odżywczych, ba, w ich zamian dostajemy masę pustych kalorii. Słowo klucz - prawidłowy rozwój.
 
Nasza, ludzka dieta zdecydowanie różni się od tej, która jest niezbędna i bezpieczna dla psa. Kilka orzechów włoskich wpłynie na nas korzystnie, natomiast u pupila po ich konsumpcji może pojawić się rozstrój żołądka lub nawet poważne problemy z jelitami. Cenne dla nas awokado dla psów jest trujące. Zanim podamy coś nowego psu, warto rozeznać się, czy mu to nie zaszkodzi - celem poszerzenia wiedzy na ten temat warto zajrzeć chociażby TUTAJ.

"Pies lubi, je aż mu się uszy trzęsą"

Cóż, myślę, że gdybym dała mojemu resztki z obiadu z jakimś super sosem i mięskiem, poczęstowałby się szybciej, niż mrugnęłabym okiem. Pimp mógłby przewodzić grupie żarłoków, bowiem za jedzenie potrafi zrobić wiele - nawet tyłem dotrzeć z kuchni na legowisko. Nieustający apetyt to jedno, wartościowość jedzenia i nasza świadomość to drugie.

Woda, woda, jeszcze raz woda
 
Pies zawsze powinien mieć dostęp do czystej, świeżej wody, co teoretycznie powinno wydawać się oczywiste, niestety w praktyce tak nie jest. Nigdy nie dopuszczam do sytuacji, w której woda stałaby w misce zbyt długo lub była zabrudzona, np. karmą lub włosami psa. Systematyczność i higiena są w tej kwestii bardzo ważne, zwłaszcza, gdy pies przebywa na zewnątrz.

  Osobiście przenigdy nie zaserwowałabym psu resztek z pańskiego stołu. Decydując się na powiększenie rodziny o cztery łapy byłam świadoma, że muszę naszego pupila odpowiednio wyżywić. Wybierając karmę kierowałam się jej właściwościami, później w grę wchodził koszt. Nie zdecydowałabym się na zakup granulatu np. z Biedronki, bo dla mnie nie ma on nic wspólnego z prawidłowym wyżywieniem, ale też nie kupię karmy Orijen, ponieważ jest to po pierwsze spory wydatek, a po drugie właściwe u nas zbędny, gdyż Brit Pimpkowi dobrze służy. Jeśli stan jego zdrowia wymagałby zmiany na pokarm droższy, specjalistyczny, weterynaryjny, zrobiłabym to bez wahania - decydując się na psa liczyłam się z każdym nieprzewidywanym wydatkiem i sądzę, że każdy opiekun powinien o tym pamiętać.


piątek, 7 czerwca 2019

Inne spojrzenie na Amerykę - Bill Bryson "Zaginiony kontynent".


"Zaginiony kontynent" to relacja z odkrywania Ameryki na nowo. Zabawna, ale bezlitosna w ocenie publikacja ukazuje oblicze współczesnej Ameryki.

 
"Od głębokiego Południa po Dziki Zachód,
od miejsca urodzenia Elvisa po Custer’s Last Stand"
 
Bill Bryson po 10 latach spędzonych w Anglii postanawia wrócić do swojego domu w Des Moines w stanie Iowa. To, co dawało mu kiedyś poczucie bezpieczeństywa, było jego azylem, teraz okazuje się zupełnie obcym terytorium. Bryson postanawia poznać Amerykę na nowo. W "wiekowym" chevrolecie pokonuje niemal 14 tysięcy mil, przemierzając tym samym 38 stanów i doświadczając czegoś nowego, innego niż kiedyś, małomiasteczkowego klimatu. W tę podróż zabiera i nas, czytelników.

"Zaginiony kontynent" można uznać za swego rodzaju przewodnik. Bill Bryson podczas swojej wycieczki wspomina sielankowe chwile i miejsca, za którymi tęskni, a także opowiada o nowościach, jakie spotyka na swej drodze. Odwiedza lokalizacje, którym nadaje własne nazwy, w zależności od tego, co w nich zastał - na przykład ospały klimat, sugerujący nudę. "American dream" ma dziś inne znaczenie, wygląda zupełnie inaczej, niż na pięknym obrazku… Bryson nie ubarwia nic na siłę, po prostu wykłada kawę na ławę - odwiedzone miejsca opisuje dokładnie tak, jak wyglądają. Oblicze Ameryki niekoniecznie jest kolorowe...

Zwiedzając stany, Bryson wspomina czasy spędzone z ojcem. Kiedy ten jeszcze żył i miał chwilę wolnego, zabierał rodzinę na wycieczki - nie były one jednak tak bogate w przygody, jak te, które Bill organizował sobie sam jako dorosły mężczyzna. Ojeciec ograniczał się do minimum, które dużo nie kosztowało. Bryson chciał zobaczyć coś więcej.
 
Książka "Zaginiony kontynent" to lekka, ale pełna zaskoczeń podróż po Ameryce. Podoba mi się styl, jakim posługuje się autor. Nie szczędzi on ironicznych opisów czy ciętych ripost, zwłaszcza w odniesieniu do mieszkańców poszczególnych stanów. Cieszę się, że mogłam zapoznać się z tą publikacją.
 
Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.
 

czwartek, 6 czerwca 2019

Fascynujący kosmos: Neil deGrasse Tyson, J. Richard Gott, Michael A. Strauss "Witamy we Wszechświecie. Podróż astrofizyczna".

Kosmos. Przestrzeń pozaziemska, która od wieków wzbudza zainteresowanie naukowców i ludzi głodnych wiedzy. Jako dziecko bardzo interesowałam się planetami i wszystkim tym, co znajdowało się poza kulą ziemską. Ciekawość pozostała do teraz - chętnie sięgam po książki związane z tą tematyką. Dziś chciałabym zaprezentować lekturę "Witamy we Wszechświecie. Podróż astrofizyczna", w której swój wkład zawarli astrofizycy Neil deGrasse Tyson, J. Richard Gott oraz Michael A. Strauss.

  
W elegancko wydanej książce znajdziemy masę niezwykle pasjonujących kwestii dotyczących planet, gwiazd, całych galaktyk. Przyjrzymy się bliżej czarnym dziurom, układowi słonecznemu, tunelom czasoprzestrzennym, a nawet podróżom w czasie. Dowiemy się, czym właściwie jest Wszechświat - jak powstał, jak się rozrasta, czy jest tutaj ktoś lub coś poza naszą cywilizacją? Kosmos pełen jest wyjątkowych materii, obok których nie sposób przejść obojętnie. Część treści nie była mi obca - poruszane w książce kwestie miałam już okazję poznać wcześniej przy podobych tematyką lekturach lub po prostu podczas szperania w sieci. Muszę jednak przyznać, że trafiłam na dużo fascynujących nowości.
 
Treść bez wątpliwości mogę określić jako przystępną w odbiorze. Narracja prowadzona jest w zrozumiały i interesujący sposób, dzięki czemu czułam się tak, jakby przeniesiono mnie dokładnie w opisywane miejsca. Należy jednak pamiętać, że tematyka ta lepiej się przyswaja, gdy stworzymy ku temu odpowiednie warunki. Bez skupienia się na treści można się nieco pugubić. Sięganie w nastrojowym klimacie w wannie po "Witamy we Wszechświecie. Podróż astrofizyczna" jak po lekką obyczajówkę sprawi, że ów lektura może nas nie zachwycić tak bardzo jak w chwili, gdy jesteśmy naprawdę skupieni.
 
W moim odczuciu lektura "Witamy we Wszechświecie. Podróż astrofizyczna" nie bez powodu znalazła się w dziesiątce najlepszych popularnonaukowych książek według magazynu Forbes. Obszerny materiał został okraszony wspaniałymi ilustracjami, klarownymi wykresami i zdjęciami.

"Witamy we Wszechświecie. Podróż astrofizyczna" to estetycznie wydana publikacja dla każdego. Mogę ją śmiało polecić, nawet więcej, podpowiedzieć, że idealnie nadaje się na prezent dla kogoś, kto interesuje się takimi kwestiami :).
 
Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.
 

niedziela, 2 czerwca 2019

RANCZO STAFFORDÓW: "Pokój w dolinie" Ruth Logan Herne.

Trey Walker Stafford został niegdyś ocalony przez swojego wuja, Sama Stafforda, który po śmierci rodziców zabrał chłopaka do siebie. Kilka lat temu dorosły Trey postanowił się zbuntować i opuścić ranczo Double S, ponieważ wój nie chciał, aby ten tworzył muzykę country. Mimo sukcesów, jakie odniósł w zawodowym świecie muzycznym, nie czuje się dobrze. Śmierć ukochanej żony przyniosła niewyobrażalny ból. Trey smutek wyraża miłosnymi piosenkami, jednak nie przynosi mu to ukojenia.

Teraz wraca do centralnego Waszyngtonu. Przybrany ojciec potrzebuje przeszczepu, a Trey chce go wesprzeć czynami - może zostać dawcą organu. Zobowiązuje się także do pomocy pewnej samotnej matce. Lucy Carlton nie radzi sobie z natłokiem obowiązków, a jej farma podupada. Nie darzy zaufaniem Staffordów, ale sytuacja poniekąd zmusza ją, aby przyjąć pomoc Treya, choć robi to niechętnie. I choć początek nie zapowiada, że się polubią, czas robi swoje i ta dwójka zbliża się do siebie otwierając serca…

 
"Pokój w dolinie" to trzeci tom serii "Ranczo Staffordów", jednakże można sięgnąć po tę powieść bez znajomości poprzednich części. Obyczajowy klimat wprost wylewa się z tej powieści - jak dla mnie bomba! Mamy tutaj bohaterów z pewnym bagażem doświadczeń, a jak wiadomo przeszłość potrafi wpłynąć na usposobienie człowieka. Dawne wydarzenia mogą wiele nauczyć, ważne, aby wyciągnąć odpowiednie wnioski. Autorka podkreśla w swej książce rolę przebaczenia, będącego jednym z punktów do realizacji w drodze do osiągnięcia wewnętrznego spokoju. Ktoś raz skrzywdzony, traci zaufanie, ale to nie znaczy, że bezpowrotnie. W pewnych sytuacjach może je przecież odbudować, jak wszystko…

Lubię sięgać po historie, które wychodzą spod pióra Ruth Logan Herne. Są naprawdę przyjemne w odbiorze. "Pokój w dolinie" ma w sobie coś delikatnego, nie brakuje taktownych, nienachalnych nawiązań do  czyniącej cuda wiary, autorka podkreśla rolę wszechobecnego oraz niosącego pomoc i nadzieję Boga. Powieść zdecydowanie zmusza do refleksji, zwłaszcza w kontekście przebaczenia i walki ze swoimi demonami z przeszłości.

"Pokój w dolinie" to powieść godna polecenia, zwłaszcza dla miłośników klimatycznych obyczajówek.

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Dreams.