sobota, 12 grudnia 2020

MAGICZNA PRZYGODA ŚWIĄTECZNA - Tom Fletcher "Gwiazdkozaur i Zimowa Czarownica"

Kochani, William i niezwykły dinozaur Gwiazdkozaur powracają! Tym razem celem misji będzie uratowanie świąt, które zdecydowanie wiszą na włosku. Chłopiec trafia na biegun północny, gdzie spotyka się z tytułową Zimową Czarownicą. Dzięki swojej mocy może ona kontrolować czas, co pozwala Świętemu Mikołajowi na podóżowanie po domach na całej kuli ziemskiej. W tym roku może jednak się to nie udać… William i Gwiazdkozaur muszą uratować Boże Narodzenie! Czy misja zakończy się powodzeniem?

"Gwiazdkozaur i Zimowa Czarownica" to książka, która zabierze Was do wyjątkowego świata. Poczujecie magiczny klimat świąt, który kochają wszyscy, nie tylko dzieciaki, do których głównie adresowana jest ta lektura, ale i starsi czytelnicy, bo przecież autor przenosi do krainy, w której zawsze wygrywa dobro. Tom Fletcher zaserwował swoim czytelnikom ciepłą, pozytywną opowieść, która niejednokrotnie wzrusza i wpływa kojąco na serducho. Autor ponownie podkreślił znaczenie przyjaźni w życiu człowieka, a także doceniania nawet najmniejszych radości, bowiem dzięki nim można już poczuć szczęście. Szykujcie się na zmarszczki, bowiem uśmiech będzie częstym gościem na Waszej twarzy w trakcie czytania tej lektury!

"Gwiazdkozaur i Zimowa Czarownica" to kolejna książka opowiadająca o losach chłopca i wyjątkowego dinozaura, jednak znajomość poprzedniej części (KLIK) nie jest niezbędna, aby zatopić się w wyjątkowych przygodach bohaterów. Oczywiście gorąco zachęcam do zapoznania się z nią, bo jest tak samo urocza!

Za egzemplarz powieści serdecznie dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.

sobota, 21 listopada 2020

ŚLADY ŻYCIA: Anna Rybkowska "Uśmiech zimy".


"Nie możesz zatrzymać żadnego dnia, ale możesz go nie stracić"


Życie rozwódki Bereniki Popielewskiej zmienia się niespodziewanie. Maksymilian Styks, znany malarz, zostawia jej spadek. Mieszkająca w Poznaniu kobieta otrzymuje posiadłość w podlaskiej wioseczce. Jest jeden warunek - Berenika musi zamieszkać tam na rok. To jednak nie jedyna niespodzianka. Spadkobierczyni dostaje także pendrive'a, gdzie Styks zostawił swoje zapiski i nagrania. Szok, zaintrygowanie, aura tajemniczości - nowa codzienność jest niezwykle kusząca. Berenika zostawia swoje dotychczasowe życie i wyrusza na otulone śniegiem Podlasie. Czy czeka ją sielankowy czas w niezwykłym dworze, czy może dni pełne niewyjaśnionych zdarzeń? Albo spadek, albo powrót do Poznania... 

Kochani, zaparzcie kubek przepysznej kawy lub herbaty, zapalcie pachnącą słodyczą świecę, otulcie się najbardziej puszystym kocem, jaki posiadacie i zatopcie w magii zasypanego śniegiem Podlasia! Wrażenia po tej lekturze w moim przypadku zdecydowanie należą do pozytywnych. Autorka, Anna Rybkowska, stworzyła obraz, który zdaje się być znajomym. Postaci, wydarzenia, miejsca - każdy mógłby przeżyć lub przeżył podobne chwile, może osobiście, może ktoś z jego otoczenia. Ten realizm pozwala na odnalezienie cząstki siebie w lekturze, dzięki czemu ta okazuje się być jeszcze bardziej wciągająca i satysfakcjonująca. 

"Uśmiechem zimy" rozpoczęłam swój coroczny, zimowo-świąteczny maraton czytelniczy. Wiecie, jaki początek, taka cała reszta, zatem śmiało mogę stwierdzić, że czeka mnie naprawdę przyjemny czas! Takich książek nigdy za wiele. Dobrze wykreowani bohaterowie, akcja, która wciąga i nie pozwala odłożyć powieści na bok, przemyślana fabuła, życiowy, całe szczęście nieprzesłodzony charakter lektury sprawiają, że "Uśmiech zimy" czyta się na jednym tchu :). Cóż mogę więcej powiedzieć... Zapraszam Was do świata Bereniki!

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Replika.


sobota, 20 czerwca 2020

DWÓR NA LIPOWYM WZGÓRZU: Ilona Gołębiewska "Kochaj coraz mocniej".



Lilianna Horczyńska, wnuczka Anieli, od dziecka marzyła o karierze muzycznej. Pragnęła zostać uznaną pianistką. Nie jest osobą, która tylko snuje plany, ale ich nie wdraża w życie. Chcąc spełnić swoje marzenia, postanowiła wyedukować się w kierunku muzycznym. Ukończyła studia z wyróżnieniem, a jej koncert dyplomowy spotkał się z uznaniem publiczności.

Teraz Lilka postanawia beztrosko odpocząć na Podlasiu. Za cel obiera oczywiście dwór na Lipowym Wzgórzu, który przecież jest taką oazą dla rodziny Horczyńskich. Wakacje niestety nie zapowiadają się tak przyjemnie, jakby mogła się spodziewać. Okazuje się bowiem, że jej ukochana babcia jest chora, a lekarz zdaje się prorokować najgorsze. Jest jednak iskierka nadziei - operacja, ryzykowna, ale mimo wszystko zawsze to jakaś deska ratunku. Byle tylko zdążyć...

Lilianna pewnego dnia, szperając w rodzinnych pamiątkach, odkrywa ślad nieznanych jej, tajemniczych kobiet. Prawda wiele zmienia w jej rodzinie, burzy spokój. Co więcej, Lilka podejmuje pracę w miejscowym domu kultury - tam także szargają nią nerwy, dostrzega bowiem problem biedy i braku wsparcia dla zdolnych uczniów. Oparcie odnajduje w poznanym przed laty Miłoszu. Losy ich rodzin splotły niegdyś bolesne wydarzenia, jednak czy przeszłość może mieć wpływ na uczucie kiełkujące między dwojgiem młodych ludzi?

Pani Ilona Gołębiewska kolejny raz chwyta swoją powieścią za serce. Bardzo lubię serię Dwór na Lipowym Wzgórzu, każdy z tomów czaruje magicznym, rodzinnym, życiowym klimatem. W "Kochaj coraz mocniej" autorka podkreśla siłę marzeń, pasji i ambicji, aby spełniać swoje pragnienia. Kiedy uda się nam osiągnąć zaplanowany cel, który nierzadko jest okupiony naprawdę ciężką i niekiedy wieloletnią pracą, czujemy coś wspaniałego, czujemy szczęście. A bez tego ciężko pozytywnie i z wiarą patrzeć na przyszłość, a także stawiać czoła problemom, bo niestety, ale życie nigdy nie będzie usłane różami. Los bywa przewrotny.

Rozwodząc się nad zaletami najnowszej książki Pani Ilony, koniecznie muszę wspomnieć o plastycznych, barwnych opisach. Wyobraźnia pracuje na pełnych obrotach, a czytelnik może poczuć się tak, jakby znalazł się dokładnie w opisywanych miejscach, czuł towarzyszące im zapachy. Autorka czaruje. Czaruje słowem.

"Kochaj coraz mocniej" to ostatnia część sagi. Z żalem zamknęłam okładkę po skończeniu tej lektury. Pokochałam te życiowe powieści, pokochałam jakże sympatycznych bohaterów, pokochałam niezwykły klimat. Pani Ilona pisze o znaczeniu rodziny, o miłości, o sile wybaczenia, wiary, dążenia do celu. Nie koloryzuje, nie upiększa. Pokazuje życie takim, jakie jest.

Kochani, gorąco polecam Wam zarówno "Kochaj coraz mocniej", jak i całą sagę. Mnie chwyciła za serce, mam nadzieję, że i Was urzeknie!
Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Muza.

niedziela, 14 czerwca 2020

PIMPEK TESTUJE #4: Karma OPTI LIFE Chicken Rice + Lamb Rice.

Cześć i czołem! Matka w końcu dała mi dojść do komputera, także zaserwuję Wam coś pysznego. Jakiś czas temu dostałem pakę z belgijską karmą OPTI LIFE od Fera.pl. W środku znalazłem smak kurczaka (chciałem rozerwać opakowanie, no ale tylko słyszałem "nie wolno") i próbki z jagnięciną. Chciałem na już, ale matka coś gadała, że tak od razu nie mogę innego granulatu. Dosypywała mi nowe groszki do mojej aktualnej karmy, stopniowo zwiększając ich ilość.


Ze mnie to podobno ciekawy przypadek. Smaczki z kurczakiem - bum, nieciekawa kupa i gazy. Resztki surowego kurczaka wyjedzone ze śmietnika? Bez rewolucji. Drób więc niesie niespodzianki. Czy po karmie OPTI LIFE miałem jakieś? Wyobraźcie sobie moi drodzy, że w 100% ten nowy granulat przyjmował się dobrze, na początku był mieszany z poprzednią karmą, później dotarliśmy do punktu, w którym micha była wypełniona tylko i wyłącznie OPTI LIFE o smaku kurczaka. Na widok tych pysznych kuleczek ślina mi ciekła strumieniami. Przy wersji z jagnięciną nie było oczywiście inaczej. 


Każda karma OPTI LIFE opiera się na jednym, konkretnym rodzaju białka zwierzęcego. Wasze psiurki mogą posmakować kurczaka, jagnięcinki, a nawet i łososia. Producent deklaruje 81 % białek zwierzęcych w karmie Chicken Rice i 73 % w karmie Lamb Rice. W składzie znajdziemy zmniejszający ryzyko alergii, łatwy w trawieniu ryż, stanowiący źródło węglowodanów. Bezglutenowe produkty OPTI LIFE to bezpieczna i smaczna opcja zapełnienia michy Waszego pupila. Jednym z mniejszych opakowań, czyli karmą ryż z jagnięciną, podzieliłem się z wrażliwą na jedzonko kumpelą i zdała mi na spacerze relację, że bardzo jej smakowało i przyjęło się bez rewolucji :). Myślę, że z czystym sumieniem mogę przyznać mój #AtestPimpeusza

Za możliwość przetestowania karmy serdecznie dziękujemy 
z matką sklepowi zoologicznemu FERA.PL.

poniedziałek, 25 maja 2020

Prawda o Erice w "Ktoś u kłamie" Jenny Blackhurst.


Wypadki się zdarzają.
Ale nie tym razem.


Zamożni mieszkańcy Severn Oaks prawie zapomnieli o nieszczęśliwym wypadku, w którym zginęła Erica Spencer. Prawie, bowiem w sieci pojawiły się pewne podcasty zatytułowane "Prawda o Erice". Ich autor twierdzi, że nie zginęła ona w wypadku, a ktoś po prostu odebrał jej życie. Nagrania mają rozwiać wątpliwości, co tak naprawdę wydarzyło się w trakcie przyjęcia z okazji Halloween. Mieszkańcy luksusowego osiedla Severn Oaks nie mogą czuć się bezpiecznie. Autor podcastów w każdym kolejnym nagraniu skupia się na innym podejrzanym. Co ciekawe, jedna z tych osób znika. Atmosfera jest nieciekawa, nie wiadomo, czy można ufać tym, którym dotychczas wierzono. Sielanka się skończyła. Przyjaciele stają się wrogami. Zwłaszcza, że każdy ma coś do ukrycia...

Ostatnie nagranie ma zdemaskować winnego. Kto stoi za morderstwem? Kto skrywa ten najmroczniejszy sekret?

"Ktoś tu kłamie" to najlepsza książka, jaką miałam okazję przeczytać w zeszłym miesiącu. To porywająca od pierwszej strony historia, którą chce się chłonąć garściami. Okoliczności śmierci jednej z mieszkanek osiedla Severn Oaks wzbudziły moją ciekawość. Intrygujące podcasty to w moim odczuciu naprawdę ciekawy pomysł. Trochę to przypominało mi motyw taśm z "13 powodów", który w serialu zdecydowanie przypadł mi do gustu. Nie myślcie tylko, że to odgrzewany kotlet, broń Boże. Choć muszę przyznać, że pewien element jest wspólny, mianowicie mam tu na myśli wprowadzenie tajemniczej atmosfery i rosnącego z podcastu na podcast napięcia.

Akcja toczy się płynnie, co zdecydowanie sprzyja poznawaniu kolejnych wydarzeń. Tutaj nie ma się do czego przyczepić, wręcz przeciwnie, smaczku dodają zaskakujące zwroty wydarzeń. Inną kwestią, ale równie ważną, są bohaterowie. Ich ilość może trochę przytłaczać, jak i rozeznanie się w korelacjach, choć uważam, że każda z postaci ma w sobie coś ciekawego, no i nie zapominajmy o tym, że każda skrywa jakiś sekret. A to w przypadku tego typu lektur chyba jeden z podstawowych elementów. Człowiek nierzadko skrywa przed innymi swoje prawdziwe oblicze. Bywają jednak momenty, kiedy to, jaką mamy naprawdę twarz, wychodzi na jaw. I właśnie tę prawdę zobrazowała w swojej książce Jenny Blackhurst.

W ogólnym rozrachunku nie miałabym czystego sumienia, gdybym nie poleciła tej książki! To naprawdę godna uwagi lektura z zaskakującym zakończeniem. Nie czuję niedosytu. Otrzymałam intrygę, zafascynowałam się wątkiem związanym z podcastami (nie przestanę wychwalać tego pomysłu, co to, to nie!), ucieszyło mnie ukazanie poniekąd z psychologicznego punktu widzenia charakteru człowieka na podstawie mieszkańców zamkniętej społeczności. Nie wahajcie się, "Ktoś tu kłamie" to wciągająca i satysfakcjonująca książka!

Recenzja powstała w ramach współpracy z portalem Bookhunter.pl.

czwartek, 14 maja 2020

POŻERACZE KSIĄŻEK: Gianni Rodari "Był sobie dwa razy Baron Lamberto czyli tajmnice wyspy San Giulio".

Ponad dziewięćdziesięcioletni, zamożny baron Lamberto, nie ma się dobrze ze zdrowiem. Co więcej, schorowanemu i nieco zdziwaczałemu mężczyźnie doskwiera samotność i monotonność codzienności. Kiedy pewnego dnia w jego willi pojawia się sześciu nowych pracowników, zaczyna dziać się coś dziwnego. Zarówno w dzień, jak i w nocy powtarzają jego imię. Pojawia się nurtujące pytanie - w jakim celu? Czy chodzi o to, że baron traci pamięć, czy może o to, że jest tak próżny i pragnie mieć świadomość, że pojawia się na językach innych? To wie tylko on sam i jego sługa, a że baron dobrze płaci, to pracownicy nie wnikają w szczegóły.

Ottavio, rozpieszczony siostrzeniec barona, ma pewien plan. A jako, że stanowi część rodziny, to wiadomo, że liczy na pokaźny spadek po jakże zamożnym wuju, który ani myśli zejść z tego świata, a tym bardziej przepisywać komukolwiek swojego zacnego majątku... Czy Ottavio zabije barona?!




"Był sobie dwa razy baron Lamberto czyli tajemnice wyspy San Giulio" to klasyka włoskiej literatury dziecięcej, która zdecydowanie chwyta za serce. Gianni Rodari, włoski pisarz uznany za mistrza gatunku lektur dla dzieci i młodzieży, historię tę napisał w 1980 roku. W Polsce pierwsze wydanie pojawiło się w 2004 r. Szczerze przyznam, że spędziłam przy tej lekturze naprawdę przyjemny czas. 


Przede wszystkim koniecznie muszę zwrócić uwagę na dowcip. Uśmiech bardzo często pojawiał się na mojej twarzy podczas czytania tej książki. Humor często bywał absurdalny, ale w tym cały urok powiastki Gianniego. Poza dowcipem, w powieści nie brakuje szybkich zwrotów akcji, niczym w książce z elementami sensacyjnymi, a także ciekawej i niekiedy komicznej kreacji bohaterów. 


Poczucie humoru autora i oryginalne podejście do napisanej historii wyczuwalne jest również w epilogu. Sam autor przyznał, że doskonale zdaje sobie sprawę z faktu, iż nie każdemu przypadnie do gustu zaproponowane przez niego zakończenie. Co zatem wymyślił, aby zadowolić każdego czytelnika? Gianni Rodari proponuje, aby odbiorca ... samodzielnie wymyślił dalsze losy bohaterów. Zdaniem "Słów nigdy nie należy się bać" zachęca do napisania swojego, wieńczącego tę historię rozdziału. No, może dwóch. Ewentualnie kilkunastu.


"Był sobie dwa razy baron Lamberto czyli tajemnice wyspy San Giulio" jest lekką książką, ale to nie znaczy, że nie wnosi nic sensownego. Wręcz przeciwnie, jak to w przypadku książek dla młodszego grona czytelników, w treści ukryty jest pouczający morał. Na koniec chciałabym pochwalić piękne wydanie, które ukazało się dzięki Wydawnictwu Muchomor. Twarda oprawa, cudne, cieszące oko ilustracje - na mnie to działa przyciągająco! Podsumowując, POLACAM!

Recenzja powstała w ramach współpracy z portalem Bookhunter.pl.




sobota, 18 kwietnia 2020

KAWAŁ DOBREJ LITERATURY: Aleksandra Borowiec "Gwiazda szeryfa".


"Zło czai się bliżej, niż myślisz"

Polska wraca do życia po wojnie. Stefan Malewski, służący w szeregach Milicji Obywatelskiej mężczyzna, przybywa do Olsztynka na Mazurach. Na miejscu zastaje dość koszmarną rzeczywistość. Bandy, Wermacht, wciąż panoszący się wszędzie Sowieci i na dokładkę odkrycie porzuconych w lesie, makabrycznie zmasakrowanych zwłok. Po miesiącu dochodzi do odnalezienia kolejnego ciała. Dokładnie tak samo okaleczonego, co we wcześniejszym przypadku.

Milicja rozpoczyna śledztwo, ale tak naprawdę to Malewskiemu najbardziej zależy na tym, aby poznać prawdę. Rusza do działania, ale czy nie porwał się z motyką na księżyc? Odnalezienie ów sprawcy to naprawdę trudne zadanie, zwłaszcza, gdy współpracownicy mają pewne sekrety...



Książka "Gwiazda szeryfa" skusiła mnie do siebie intrygującym opisem z okładki. No i muszę przyznać, że się nie zawiodłam. Czytało mi się ją bardzo dobrze, choć trochę mi to zajęło - ten grubasek liczy ponad 650 stron. Z drugiej strony, im więcej treści, tym więcej tego specyficznego klimatu i przede wszystkim więcej przyjemności.

Autorka stworzyła intrygującą historię. I chociaż kilka elementów mogłabym zakwalifikować jako oczywistych i szablonowych, to nie ujmują one mojej pozytywnej oceny. Co dokładnie mam na myśli? Chociażby fakt, że ważne osobistości, które powinny stronić od nieczystych spraw, wręcz przeciwnie, są w nie zamieszane. Kolejny przykład - powtarzalnym elementem w literaturze jest bohater, który sam musi rozwiązywać zagadkę, mimo, że ma wokół siebie sporo osób, które mogłyby pomóc, ale one jednak stają się blokadą... Taką właśnie postacią jest Stefan Malewski. A skoro już mowa o głównym bohaterze, to choć pojawiła się w nim pewna schematyczność, bardzo go polubiłam. Podobał mi się jego upór, dążenie do celu.

Wiecie co? Ta książka sprawiła, że poczułam chęć zgłębienia historii z okresu powojennego. Ten specyficzny klimat, jaki zastałam w powieści, zdecydowanie mi pasował. Autorka posługuje się takim stylem, opowiada w taki sposób, że jako odbiorca miałam wrażenie wtopienia się w zaprezentowany w lekturze świat. 

Debiutancka książka Aleksandry Borowiec zdecydowanie przypadła mi do gustu. Śmiało mogę ją polecić - wyjątkowy klimat, przystępny w odbiorze styl, charakterni bohaterowie, nuta schematyczności, która koniec końców ma swój pozytywny wydźwięk. 

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.

poniedziałek, 13 kwietnia 2020

TRYLOGIA ZIMOWEJ NOCY: "Zima czarownicy" Katherine Arden.

Wasilisa Petrowna to niezwykła dziewczyna, która posiada niecodzienne, magiczne zdolności. Od zawsze chodziła swoimi drogami, wciąż jednak pamiętając o dobru swojej rodziny. Potrafiła stanąć twarzą w twarz ze grożącym śmiercią niebezpieczeństwem, byle ocalić najbliższych. Teraz Wasilisa musi ocalić Moskwę, na którą spadło ogromne nieszczęście. Mieszkańców dręczy powód, dlaczego akurat im przydarzyło się nieszczęście, a także kto jest tej sytuacji winny. Szykuje się wojna, upadek, chaos i powrót demonów. Wasia wie, że musi wziąć w tym wszystkim udział i uratować dwa bliskie jej światy. Nie tylko będzie walczyć o Moskwę, Ruś, ale i o świat pełen magii, z królem Zimy, Morozko na czele.


Kocham, kocham, jeszcze raz kocham Trylogię Zimowej Nocy! Za średniowieczną Ruś, za magię, za wciągającą historię, za hipnotyzujący klimat, za waleczną Wasię, za pędzącą akcję, pełną zwrotów i zaskoczeń, za duszki, demony i inne czarty. Ok, to tak na szybko, na jednym, pełnym zachwytu i ekscytacji tchu. 

"Zima czarownicy" to coś więcej, niż zwyczajna powieść fantastyczna. To mroczna baśń, którą czyta się od deski do deski z poczuciem, że nie możnasię od niej oderwać nawet na sekundę. Działa trochę jak narkotyk - chce się więcej i więcej. Czytelnik przenosi się do magicznej, średniowiecznej Rusi. Śledzi wydarzenia i losy bohaterów w napięciu. Nie wiadomo, co się wydarzy - ta historia jest nieprzewidywalna, co stanowi ogromny plus. Ale nie tylko za to pokochałam książkę Katherine Arden.

Mocnym argumentem przemawiającym nie tylko za "Zimą czarownicy", ale i całą trylogią, jest postać Wasi. Wasi odważnie walczącej o dobro bliskich, ale i tej, którą nawiedza strach. To niezwykła, inteligentna bohaterka, która nierzadko musi mierzyć się z bólem. Ze sprytnej, porywczej i pełnej wiary dziewczyny, staje się mądrą i nieugiętą kobietą, walczącą o dobro nie tylko najbliższych osób, ale i innych ludzi. 

"Zima czarownicy" to nie tylko literacka magia. To czary, które hipnotyzują czytelnika, sprawiają, że wkracza się w fantastyczny świat tak, jakby było się jego integralną częścią, jakby to była prawdziwa rzeczywistość. Powieści fantasy nie goszczą często na mojej liście, ale przyznam, żeby gdyby wszystkie tego typu książki, po które sięgam, byłyby tak genialne, to chyba porzuciłabym na ich rzecz ukochane przeze mnie romanse, erotyki i obyczajówki.

Nie chciałabym zdradzać zbyt wiele, po prostu apeluję - sięgnijcie po całą TRYLOGIĘ ZIMOWEJ NOCY! Ja jestem nią oczarowana nie na 100, nawet nie na 200, a na 1 000 000 procent! Zaryzykujcie i sprawdźcie, czy i Wy dołączycie do grona fanów tych wyjątkowych baśni z Wasią na czele :).

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Muza.

sobota, 11 kwietnia 2020

THE KISS QUOTIENT: Helen Hoang "Test na miłość".

Khai to dwudziestosześciolatek, który cierpi na autyzm. Chłopak ma problemy z emocjami i głębszymi uczuciami. Nie potrafi poczuć miłości i w związku z tym zamyka się na głębsze relacje z kobietami. Jest przekonany, że brakuje mu czegoś, co pozwoliłoby na zaangażowanie się w jakikolwiek związek. Taki stan rzeczy nie podoba się jego matce. Postanawia sama zająć się pewnymi sprawami i odnaleźć mu idealną żonę. Przypadkiem trafia na Esme.

Esme, śliczna, ale bardzo uboga dziewczyna, zawsze marzyła o lepszym życiu. Kiedy matka Khaia proponuje jej układ, Esme decyduje się przyjąć ofertę. To zdecydowanie lepszy interes niż praca jako hotelowa sprzątaczka, którą aktualnie wykonywała. W aranżowanym małżeństwie widzi poprawę nie tylko swojej sytuacji, ale i losu swojej rodziny. Najpierw jednak, aby doszło do ślubu, dziewczyna musi poderwać Khaia. A to nie jest takie proste, zwłaszcza, że poukładany na co dzień chłopak nie lubi porzucać swojej rutyny, a pojawienie się Esme zdecydowanie zaczyna wprowadzać w jego życie chaos...

Czy uknuta w dobrej wierze intryga matki powiedzie się? Czy Khai poczuje, czym jest miłość? Czy staną z Esme na ślubnym kobiercu? Czy dla Esme to jest tylko układ, czy może coś więcej? I wreszcie, czy cała prawda w końcu wyjdzie na jaw?


"Test na miłość", druga książka Helen Hoang, wciągnęła mnie bez reszty. Autorka, podobnie jak w swojej pierwszej powieści "Więcej niż pocałunek", porusza temat niełatwej miłości, uczuć, które zakłóca choroba. W poprzedniej części serii "The Kiss Quotient" Helen wplotła do wydarzeń zespół Aspergera, który dotknął główną bohaterkę, tym razem odbiorca ma do czynienia z autyzmem u mężczyzny. Dzięki takiemu zabiegowi, sięgając po tę książkę, nie mamy do czynienia ze "zwyczajnym", słodkim, szablonowym romansem. To coś więcej. 

Ogromnie podobała mi się kreacja głównego bohatera. Khai, dotknięty autyzmem, nie potrafił rozpoznawać uczuć. Ani swoich, ani drugiej osoby. Był przekonany, że nigdy nie będzie w stanie pokochać prawdziwą miłością. Bardzo kibicowałam mu, aby odnalazł swoje szczęście. Zwłaszcza, że w książce został przybliżony sposób, w jaki postrzegał świat. Autorka scharakteryzowała Khaia tak realistycznie, że choć w pewnym stopniu można było zrozumieć to, co on czuł. Choroba Khaia sprawia, że przekonanie go do siebie przez Esme nie jest takie proste. Nie wystarczy uroda, aby rozkochać w sobie drugą osobę. Esme ma niewiele czasu, a niektóre jej próby poderwania Khaia niekoniecznie wzbudziły moją aprobatę. 

Pojawiają się komplikacje, problemy, wątki zabawne, wzbudzające śmiech, poprawiające humor, ale i takie, które zmuszą do myślenia. W ogólnym rozrachunku bardzo mile spędziłam przy tej lekturze czas. Jeśli chodzi o ten nieszablonowy romans, jestem na TAK!  

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Muza.

niedziela, 5 kwietnia 2020

NAUKA MOŻE BYĆ PRZYJEMNA: Tim Marshall "Więźniowie geografii. 12 map, które pomogą Ci zrozumieć świat".


"Jak USA stały się supermocarstwem?
Dlaczego ludzie toczą wojny?
Dlaczego jedne kraje są bogate, a inne biedne?"


Geografia jednych fascynuje, innych zniechęca. Cóż, patrząc przez pryzmat moich doświadczeń edukacyjnych, rzadko kiedy czułam, że uczę się czegoś ekstra. Owszem, wiele tematów brzmiało zachęcająco, jednak wymogi nauczycieli ukierunkowywały uwagę na, moim zdaniem, wiele zbędnych informacji. Nie było tak cały czas oczywiście, jednak żałuję, że nikt nie wzbudził we mnie większego zainteresowania. To samo mogłabym powiedzieć na temat historii... Na szczęście, poza schematami oświatowymi i nudnymi podręcznikami, pojawiają się publikacje, które wręcz zachęcają do poszerzania wiedzy. Jedną z nich jest książka "Więźniowie geografii. 12 map, które pomogą Ci zrozumieć świat".


Ta wyjątkowa pozycja została podzielona na kilka kilkanaście rozdziałów, które nie tylko przybliżają geografię poszczególnych kontynentów czy krajów. Autor zadbał także o aspekty związane z historią danych terenów, rozwojem państw czy stosunkami na arenie międzynarodowej. W każdym z rozdziałów odbiorca odnajduje barwne mapy, ilustracje, grafiki, które w przystępny sposób pozwalają na przyswojenie poszczególnych informacji, faktów, ciekawostek.

W moim odczuciu publikacja "Więźniowie geografii. 12 map, które pomogą Ci zrozumieć świat" zdecydowanie jest godna uwagi. Polecam ją dla wszystkich, których interesuje świat, jego uwarunkowania geograficzne, historia, polityka. Odbiorca ma szansę poszerzyć horyzonty w naprawdę przyjemny sposób - nie tylko za sprawą rewelacyjnej szaty graficznej, ale zwłaszcza ze względu na zaserwowane w zrozumiały, przystępny sposób, informacje. Autor nie zasypuje czytelnika elaboratami, które pozwalają dogłębnie zapoznać się z danym tematem. W książce zaserwowane zostały konkrety. 


Myślę, że w obecnej sytuacji, z jaką musimy się aktualnie zmierzyć, ta książka jest wspaniałą alternatywą spędzenia czasu w ramach akcji #zostańwdomu. Siądźcie razem z dzieckiem albo z partnerem i podróżujcie po świecie, nie tylko po krajach, ale w czasie. Przeżyj przygodę bez wychodzenia z domu!

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.

sobota, 4 kwietnia 2020

KANADYJSKIE WYPRAWY: Susan Anne Mason "Wielkie nadzieje".


Emmaline większość swojego życia tęskniła za ojcem. Straciła go będąc niemowlęciem. Po śmierci dziadka, którego uważała za swojego ostatniego krewnego, odkryła pewną tajemnicę. Znalazła schowane w jego biurku listy, których treść wskazywała na to, że ojciec, którego uznawała przez całe życie za zmarłego, jednak żyje i mieszka w Kanadzie. Poczuła się oszukana, zła, rozczarowana. Jedno jest pewne - czas wyruszyć w podróż za ocean i odnaleźć swojego ojca. 

Rendall Moore nie mógł poszczycić się nieskazitelną przeszłością. Czasy, gdy mieszkał w Anglii, to chwile, którymi nie chciałby się chwalić. Jako obywatel Toronto, który cieszył się szacunkiem wśród mieszkańców i niewiele mu brakowało do objęcia stołka burmistrza, stronił od skandali. Konfrontacja Emmy i jej ojca nie należała więc do udanych... 

Emmaline, rozczarowana sytuacją, brakiem akceptacji i rzeczywistością inną, niż miała nadzieję zastać, postanowiła wrócić do domu z przyjacielem, który wybrał się z nią w podróż...


"Wielkie nadzieje" to chwytająca za serce ciepła powieść, którą czyta się bardzo przyjemnie i ciężko się od niej oderwać. Autorka zabiera nas w wyjątkową przygodę z przesłaniem. Historia głównej bohaterki, walczącej o swoją rodzinę, udowadnia, jak bardzo ważna w realizacji jakichkolwiek zamierzeń jest wiara. Susan Anne Mason podkreśla w nienachalny sposób znaczenie modlitwy i powierzania swoich trosk Bogu. Porusza też temat poszukiwania swojego miejsca, tożsamości, miłości, a także pokonywania słabości.

Każdy z bohaterów ma nadzieje na zrealizowanie marzeń, pragnień, wyznaczonych celów. Muszę przyznać, że Emma nieco mnie irytowała. Momentami bywała naiwna, zbytnio się ekscytowała pozytywnymi wizjami, podczas gdy rzeczywistość okazywała się inna. Miała w sobie ogromne pokłady optymizmu, dobre serce i nadzieję na odnowienie więzi rodzinnych, jednak w moim odczuciu w tak delikatnych sprawach należy zachować szczególną ostrożność. Mimo wszystko życzyłam jej jak najlepiej.

"Wielkie nadzieje" zdecydowanie można zakwalifikować do powieści realistycznych, życiowych. Pokrzepia serce i myślę, że warto po nią sięgnąć, zwłaszcza teraz, kiedy na świecie nie dzieje się dobrze. Każdy odnajdzie w niej coś dla siebie.

"Wielkie nadzieje" stanowią drugi tom serii "Kanadyjskie wyprawy". Jeśli nie czytaliście pierwszej części, nie musicie się obawiać, że druga będzie dla Was niezrozumiała. Ja sama nie miałam okazji zapoznać się z nią i nie miałam problemu z odbiorem "Wielkich nadziei". To zdecydowanie wartościowa powieść historyczno-romantyczno-obyczajowa. 

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Dreams.