Cześć Wszystkim! Szkoda, że nie możecie usłyszeć mojego euforycznego, zziajanego od ekscytacji głosu. Ale wiecie, jest okazja! I to jaka! Rok temu w dokumentacji adopcyjnej pojawił się najważniejszy element - podpis. Czas tak szybko mija, a ja czuję się, jakbym był z moimi opiekunami od zawsze.
Od początku czułem się swobodnie, ale nie na tyle, aby nie słuchać matki czy ojca. Do sypialni mam nie wchodzić, ok, respektuję to do dziś. Do łazienki też nie? Oj tam, na siku ze mną chodzą, to ja też czasem lubię podejrzeć ich w akcji. Na przykład jak matka rano przykłada do twarzy takie włochate coś na patyku. A jeśli już o niej mowa, to właściwie ona chciałaby dziś przejąć pałeczkę. Nie będę egoistą i niech ma te swoje 5 minut fejmu.
Adopcja Pimpka sporo zmieniła w naszym życiu. Codzienność trzeba było poukładać na nowo, ale nie stanowiło to żadnego problemu. Wychowywanie psiaka to nie tylko głaski i rzucanie piłeczki, to także spacery w słońcu i w deszczu, wizyty u weterynarza, nauka posłuszeństwa, komend, sprzątanie w domu, gdy zdarzy się wpadka lub też zbieranie kup z trawnika. To obowiązki, ale i uciecha - Pimp przecież dostarcza nam ogromu radości.
Każdego poranka, kiedy jem przed pracą śniadanie, wychodzi zaspany ze swojego legowiska i kładzie się obok mnie, wyciągnięty, żebym pogłaskała go po brzuszku. Po powrocie ze spaceru skacze radośnie i kręci się po salonie, bo wie, że zaraz zawołam go do kuchni i dostanie jedzonko. Kiedy po pracy wsadzam klucz w zamek i otwieram drzwi, widzę radość w psim oku i merdający ogon. Niecierpliwie czeka, aż się rozbiorę i pozwolę na powitanie. Wtedy następuje istne szaleństwo. Przed obiadem idziemy na spacer połączony z zabawą i nauką poleceń, za które nagradzany jest przeróżnymi smaczkami. Czasem spotykamy jakiegoś psiego kompana, nie ze wszystkimi idzie się dogadać, ale jak już pojawi się nić porozumienia, bieganinie nie ma końca. Czasami rzucamy piłeczki na podwórku przy klatce - latem ustawia się do zabawy cała kolejka dzieci. One są wniebowzięte, a Pimp uradowany i zziajany wraca potem do domu. Kiedyś maluchy zapukały do nas z pytaniem, czy Pimpek tego dnia też wyjdzie na dwór.
Wieczory spędzamy czasem leniwie, ja czytam książkę na kanapie, Adam robi coś przy komputerze, a Pimp leży obok na dywanie, oparty o ulubioną poduszkę. W dni, gdy śmigam na zajęcia na siłowni, kiedy tylko zabieram torbę, widzę w jego oczach, że już wie. Za chwilę wychodzę. Rzadko się zdarza, że w tym czasie zostaje sam, z reguły po moim wyjściu chłopaki przeprowadzają te swoje męskie konszachty i idą dziarsko w teren. Jeśli jednak mieszkanie ma tylko do swojej dyspozycji, a my nie wyniesiemy śmieci, możemy być pewni, że po powrocie czeka nas sprzątanie. Przecież kubeł ze śmieciuszkami to coś fascynującego, skarbnica zapachów i resztek, które można zjeść! Nic nie stoi na przeszkodzie, aby dostać się do szafki i zabrać worek pełen niespodzianek. Trochę można zjeść na dywanie, trochę na legowisku, a to, co zbędne, zostawić na środku.
Radość przynosi nie tylko przebywanie razem. Robiąc zakupy w supermarkecie albo w galerii, często zachodzę do zoologika po jakieś smaczki. Raz zdarzyło się tak, że kupiłam wszystko inne poza tym, po co faktycznie weszłam (wiecie, promocja na Carnilove odciągnęła moją uwagę :D). Wybrałam też już internetowe sklepy z produktami dla zwierząt - w każdym jest coś, co kupujemy dla Pimpeusza. Zdecydowanie może czuć się rozpieszczony. Staramy się wybierać dla niego wszystko, co najlepsze. Mama często śmieje się, że on je lepiej od nas, a potwierdzeniem tych słów są chociażby wakacyjne zachwyty sąsiadek dotyczące pięknej sierści: "Pani Bożeno, jak on się świeci!".
A jeśli mowa o wakacjach, to Pimp zaliczył już trzy urlopy u moich rodziców. Pierwszy raz został u nich, gdy wyjeżdżaliśmy w sierpniu na Węgry (tam w galerii koło hotelu też szukałam zoologika, żeby przywieźć pamiątkę… ale nie udało mi się go znaleźć :D). Tydzień wyprowadzał mamę na spacer (dokładnie tak, nie odwrotnie), próbował ukraść z prania stanik, przesiadywał z mamą na balkonie, wył do karetek (pod blokiem leci droga na szpital) i takie tam. Rodzice dostali szczegółowe zalecenia co do żywienia i zachowania, także wizyta u dziadków nie rozpuściła go i nadal zachował dobre nawyki. Nikt nie dawał mu resztek ze stołu, nie zagadywał go przy jedzeniu, także nadal przy obiedzie odchodzi na swoje miejsce i obserwuje, kiedy skończymy posiłek. Kolejne, tym razem kilkudniowe wakacje zaliczył we wrześniu, a potem w grudniu - nie było żadnych problemów.
Każdy pies jest inny, dlatego też nikogo nie chcę zachęcać do adopcji argumentując to faktem, że u nas jest tak a nie inaczej. Pimp nie niszczy nam nic w domu, nie załatwia się w nim (nie licząc awarii pokarmowych, ale zdarzyło się to raptem dwa razy, choć takie rzeczy zawsze trzeba mieć na uwadze), nie wyje, kiedy nas nie ma, jednak to nie znaczy, że wszystkie psiaki ze schroniska są takie same. Mają za sobą różne historie, grunt to mieć tego świadomość. To decyzja, którą podejmuje się na lata. To lata pełne machania ogonkiem, zabawnego przeciągania się, lizania w radości, przytulasków, zabaw, nauki, ale i pouczeń. Wspaniale móc podarować takiej włochatej istotce dom, dom na zawsze :). Nie wyobrażamy sobie domu bez PIMPKA!
Muszę przyznać, że matka spisała się wyśmienicie. I to prawda, zasypują mnie pysznościami, ale dają ich zdecydowanie za mało! Tortury, a nie rozpieszczanie. Przecież w tych opakowaniach zostają jeszcze dziesiątki smaczków, dlaczego nie rozdać ich od razu, mnie, biednej i wygłodniałej psince? A jeśli już mowa o rarytasach - kochani, w następnym poście opowiem Wam, co takiego dostałem w prezencie. A jest o czym mówić i co pokazać, matka z ojcem zaszaleli! Takiego unboxingu jeszcze nie było!!!
Pozdrawiam Was merdająco
Pimpeusz