piątek, 28 czerwca 2019

INTRYGUJĄCY DEBIUT: Alaitz Leceaga "Las zna twoje imię".

Fascynująca, tajemnicza i mroczna opowieść o sile i determinacji kobiet
w świecie rządzonym przez mężczyzn i o pełnej pasji walce o przetrwanie.

Estrella i Alma to dwie siostry bliźniaczki z rodu, w którym z pokolenia na pokolenie kobietom przekazywany był pewien niezwykły dar. One również stały się jego dziedziczkami, ale przy okazji obarczono je piętnem przepowiedni. Według proroctwa babki, jedna z sióstr umrze nim osiągnie 15 lat.
 
Wcześniej Estrella i Alma dorastały w dostatku. Ich ojciec był właścicielem dworku i kopalni żelaza, dlatego też rodzina nie mogła narzekać na sytuację materialną. Żyli w luksusie, a dziewczynki miały wszystko to, o czym marzyły. Sporo czasu spędzały w sąsiadującym z ich domem wielkim lesie. Co prawda otrzymały zakaz wchodzenia do niego, jednak to, co wzbronione, smakuje najlepiej. Tam też poznały przypadkiem Tomasa, jednego z chłopców zamieszkujących wioskę.   

Teraz już nic nie będzie takie samo.

Sekret ukryty głęboko w lesie. Dwie siostry, które łączy więcej, niż dzieli.

 
"Las zna twoje imię" to pełna magii historia o kobietach, które mają coś do powiedzenia i chcą od życia czegoś więcej, ale ciężko im to zrealizować, ponieważ żyją w świecie zdominowanym przez mężczyzn. To powieść o walce o swoje, o stawianiu czoła przeciwnościom, a także o przeznaczeniu. 

Przepych, luksus, dostatek - wydawać by się mogło, że kobiety zamieszkujące Willę Sodedad nie mogłyby narzekać. Miały naprawdę wiele, ale... One żyły jak w zamkięciu, niczym w złotej klatce. Szczęście było pozorne. Dobrze sytuowany mąż, rodzenie i wychowywanie dzieci, udział w wystawnych balach, to powinno im wystarczeć. Te kobiety robiły dobrą minę do złej gry. Osobiście nie wyobrażam sobie, abym w czymś takim mogła normalnie funkcjonować. Takiego życia nie chciała dla siebie również babcia Estrelli i Almy - postanowiła popełnić samobójstwo poprzez skok z klifu. Dla kobiety była to jedyna droga do wolności… 

Ogromnie podobał mi się motyw lasu.  Tajemnicza i nieco mroczna aura tego miejsca tylko wmagała przyjemność z tej jakże klimatycznej lektury. Kocham las, kocham naturę, a trzeba przyznać, że w książce jej nie brakuje. Na mój pozytywny odbiór książki wpłynęło też miejsce, w którym osadzona została ta intrygująca historia. Uwielbiam literackie podróże do Hiszpanii, a ku mej uciesze Willa Soledad mieści się właśnie w tym państwie, nad Morzem Kantabryjskim!  

Kolejnym godnym pochwały aspektem jest kreacja bohaterów, zwłaszcza kobiet, które zdecydowały się odważyć i zawalczyć z niesprawiedliwością, która dotykała ich ze strony mężczyzn. W czasach, w których rozgrywała się akcja powieści, a mianowicie w latach 30. XX wieku, życie nie należało do łatwych. Kobiety miały jasno przypisane miejsce w domu, obok męża. Nie wszystkie jednak znosiły taki stan dzielnie lub płacząc do poduszki. Autorka poprzez bohaterów, a właściwie bohaterki ukazuje, że płeć piękna może być silna, zawalczyć o swoje i uchronić to, co dla niej najcenniejsze.

Debiutancka powieść Alaitz Laceaga'i nie bez powodu zbiera za granicą pozytywne oceny. Mam nadzieję, że i w naszym kraju zostanie doceniona, bowiem, kolokwialnie mówiąc, to kawał naprawdę dobrej literatury! Świetny pomysł na fabułę, gdzie nienaciągana, nieprzekoloryzowana rzeczywistość splata się z tajemniczą, magiczną aurą, tworzy kompozycję idealną. Autorka przypomina czytelnikom o pewnej prawdzie - nie wszystko jest takie, jak może się wydawać. Zewnętrzna otoczka to jedno, środek zaś potrafi być zupełnie inny, zaskakujący.
 
"Las zna twoje imię" to powieść zdecydowanie godna polecenia! Przeczuwałam, że zatopienie się w jej treści stanie się wpaniałą przygodą, nie sądziłam jednak, że moje oczekiwania zostaną właściwie "przewyższone".  

Recenzja powstała w ramach współpracy z portalem Bookhunter.pl.


 
 

środa, 26 czerwca 2019

PIMPEK TESTUJE #2: Sucha i mokra karma BRIT FRESH Fish with Pumpkin.

Cześć Misiaczki! Ostatnio ciągle coś testuję i wypadałoby w końcu powiedzieć to i owo na pewne tematy. Kiedy matka z ojcem byli w Anglii, dostałem się do testów karmy z nowej linii Brit. Po powrocie odebrali moją paczuchę i tym sposobem mogłem delektować się pysznościami. Drodzy, prezentuję dziś granulat oraz puchę z serii BRIT FRESH - na tapecie ryba z dynią.
 
 
WYGLĄD OPAKOWANIA
 
Dla mnie kwestie estetyczne nie mają znaczenia. Ważne, że w środku jest JEDZONKO! Matka natomiast ma bzika na punkcie rzeczy ładnych i wiele razy przyznawała się do tego, że często kupowała coś (i nadal kupuje), bo przyciągnęło jej wzrok. Marketingowcy, brawa dla Was. Według niej nowa linia BRIT FRESH prezentuje się bardzo korzystnie. Przyjemna dla oka, jasna kolorystyka, minimalizm, zróżnicowanie barw w przypadku innych rodzajów produktów z tej samej linii, a tym samym ułatwienie podczas wyboru ulubionej karmy to zdecydowany plus. Matka wie, po co idzie, nie lubi stać przed półką i szukać konkretnej wersji, czytając po drodze etykiety.
 
 
SMAK
 
To nie podlega wątpliwości - zarówno karma mokra, jak i sucha w pełni trafiły w mój żarłoczny gust. Nie, to nie jest tak, że zjem wszystko. Jedne ze smaczków z Lidla nie przypadły mi do gustu i po prostu ich nie zjadłem. Swoją drogą, poniższe zdjęcia powinny zdradzić wszystko, mam na myśli te z jęzorem. Matka się chichra, bowiem na zdjęciu z granulatem dostrzegalna jest lecąca ciurkiem ślina. Dodam, że jest to prawa część kolażu.
 

 
TRAWIENIE
 
Zarówno po granulacie, jak i mokrej karmie nie miałem żadnych kłopotów w związku z trawieniem i w konsekwencji z wypróżnianiem. A nie, sorry. Skosili trawę i teraz nie ma moich ulubionych kęp. No nie mam swoich miejscówek, no nie mam! Ale wracając jeszcze na chwilę do puszki - kiedyś zjadłem jagnięcinę z innej, dość cenionej firmy. Ja nie mogę, co za susza w pyszczku! Wypiłem przez cały dzień bardzo dużo wody. Bardzo. Bez dodatkowego spaceru przed nocą się nie obyło. Za drugim razem było tak samo, także kwestia sprawdzona. Po Bricie Fresh takich atrakcji nie miałem.
 
OGÓLNE WRAŻENIE
 
Naszym odczuciu (wizualnym matki i smakowo-trawiennym moim) nowa karma Brit jest zdecydowanie godna uwagi i polecenia. Zachęcam Was do zapoznania się cennymi właściwościami karmy oraz z pełną ofertą smaków dostępnymi pod TYM linkiem. Ach, zapomniałbym. #AtestPimpeusza zostaje przyznany! Merdająco Was pozdrawiam, Pimpeusz. 

Za możliwość przetestowania nowej karmy serdecznie dziękujemy ZOO KARINA.
 

Najnowsza powieść Samanthy Young - "(Nie)zwyczajna".

Comet Caldwell nienawidzi swojego imienia. Cóż się dziwić, pierwszą rzeczą przychodzącą na myśl jest kometa, niewątpliwie fascynujące ciało niebieskie. Ludzie więc oczekują od jej charakteru czegoś ekscytującego. Sądzą, że jest rozpromienioną, wyluzowaną nastolatką. Dokładnie tak rozpromienioną, jak kometa. Sęk w tym, że Comet to nie dotyczy. Jest zamknięta w sobie, unika sytuacji, w których miałaby znaleźć się w centrum uwagi. Niecierpliwie czeka na moment, kiedy ostatni raz przekroczy próg swojego liceum i wyruszy na studia z dala od Edynburga.
 
W szkole pojawia się nowy uczeń ze Stanów. Tobias King to typowy bad boy, który nieźle miesza wśród rówieśników - zadzierający nosa, arogancki chłopak. Comet jest przekonana, że rozgryzła jego charakter, jednak kiedy muszą pracować wspólnie nad jednym z zadań, pewność ta stoi pod znakiem zapytania. Między tą dwójką rodzi się wyjątkowa więź…


"(Nie)zwyczajna" na pierwszy rzut oka może wydawać się schematyczną lekturą, bowiem takich historii, gdzie w szkole pojawia się chłopak i wszystko zmienia się u dziewczyny, która nie rzucała się wcześniej w oczy, była już cała masa. Samantha Young podeszła do tematu w sposób, który absolutnie nie wywołuje znudzenia sztampową fabułą. Autorka w swej powieści porusza kilka bardzo istotnych kwestii. Skupia się na problemach z samoakceptacją, a trzeba przyznać, że wśród nastolatków niedowartościowanie jest częstym problemem. Brak wsparcia ze strony bliskich w trudnych i ważnych momentach to coś, czego nie chciałby nikt z nas. Bohaterowie powieści niestety mieli okazję przekonać się, jak to smakuje. Do tego wszystkiego dochodzi prześladowanie, znęcanie się nad innymi wśród uczniów oraz styczność z narkotykami - jakże ważne tematy, zwłaszcza w dzisiejszych czasach.
 
Ta książka chwyta za serce, fundując tym samym odbiorcy wiele emocji. Fabuła (nieprzerysowana), tematyka i wpływ na uczucia czytelnika to nie jedyny atut powieści. Autorka jak zwykle świetnie wykreowała bohaterów, czyniąc ich interesującymi. Podobała mi się postać Comet, jej wyjątkowość, brak "parcia na szkło".
 
"(Nie)zwyczajna" jest powieścią zdecydowanie inną niż te, po które miałam już okazję sięgnąć - chodzi oczywiście o twórczość Samanthy Young. Nie przebija ich w moim prywatnym rankingu, ale wciąż powinna znaleźć się na liście każdego czytelnika, który ceni sobie powieści tej bestsellerowej, szkockiej pisarki.  

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Edipresse Książki. 


poniedziałek, 24 czerwca 2019

ZAGADKI HIDDEN SPRINGS: "Śmierć przychodzi pocztą" Ann H. Gabhart.



Michael Keane, zastępca szeryfa, ratuje pewnego mężczyznę przed popełnieniem samobójstwa. Ściąga go z krawędzi mostu nad Eagle River, przysparzając sobie tym bohaterskim czynem utrapienia związanego ze sławą wśród mieszkańców. Gorączka medialna nie trwa zbyt długo, bowiem na horyzoncie pojawia się kolejny problem. Spokój mieszkańców spokojnego Hidden Springs burzą zdjęcia martwej dziewczyny, które przychodzą pocztą. Sporo na to wskazuje, że za ten czyn odpowiada niedoszły samobójca. Michael Keane próbuje rozwiązać zagadkę, jednak zbrodniarz wodzi go za nos i wyprzedza o krok. Napływają kolejne zdjęcia, a wśród ofiar zastępca szeryfa rozpoznaje znajome mu osoby… Czy bliskim Michaela grozi niebezpieczeństwo?
 
"Śmierć przychodzi pocztą" została wydana jako drugi tom serii "Zagadki Hidden Springs", jednakże znajomość pierwszego nie jest niezbędna do zapoznania się z recenzowaną dziś książką. To osobna historia i można ją czytać niezależnie. A warto, bowiem wciąga i z każdą stroną budzi ciekawość!
 
Urzekł mnie klimat małego miasteczka, gdzie wszyscy są sobie życzliwi. Ich ekscentryczność rozczuliła moje serce. Różnorodne charaktery urozmaicały treść. Mnie najbardziej do gustu przypadła oczywiście postać główna, po prostu nie da się nie polubić Micheala Kreane'a. To mężczyzna o interesującym wnętrzu, głębokiej wierze i przede wszystkim oddany małomiasteczkowej społeczności.
 
"Śmierć przychodzi pocztą" to idealna pozycja dla fanów kryminałów bez krwawych wątków i długich opisów. Ann H. Gabhart zafundowała swoim czytelnikom wciągającą zagadkę do rozwiązania. Autorka nie odkrywa zbyt szybko kart, napięcie buduje stopniowo, wraz z kolejnymi wskazówkami i zwrotami akcji wzbudza ciekawość. Nie brakuje emocji, zwłaszcza, że wśród mieszkańców grasuje pomyleniec postępujący według nikomu nieznanego schematu. Nie wiadomo, kto będzie następny, poczucie bezpieczeństwa zostało rozwiane…
 
Bardzo mile spędziłam z tą książką czas i mogę ją śmiało polecić. Idealna pozycja na wolną niedzielę, tudzież inny dzień tygodnia ;).
 
Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Dreams.
 

niedziela, 23 czerwca 2019

Miłość w czasach PRL-u - "Okruchy lustra" Agnieszki Pyzel.




Lata '80, PRL.

Michalina bierze udział w przedstawieniu dyplomowym, który ma wieńczyć jej naukę w szkole aktorskiej. Jako, że jest zafascynowana Allanem Wysockim, dobrze rokującym pisarzem, a jej myśli krążą właściwie wokół niego, wypada raczej kiepsko. Po egzaminach ma problem ze znalezieniem zatrudnienia, nikt w Warszawie nie chce dać jej pracy w zawodzie. Co gorsza, Michalina nie ma pewności co do uczuć Allana. Skomplikowana sytuacja sprawia, że dziewczyna ucieka ze stolicy do małego miasta. 

Udaje jej się zatrudnić w prowincjonalnym teatrze, gdzie poznaje starszego od siebie aktora - Maćka. Mężczyzna staje się jej partnerem - nie tylko na deskach, ale i w życiu prywatnym. Michalina, mimo, że podejmuje decyzję o związaniu się z nim, wciąż myśli o Allanie. Co jakiś czas wraca do Warszawy, aby się z nim spotkać. W pewnym momencie postanawia zakończyć tę znajomość - nie jest bowiem jedyną kobietą Wysockiego. W końcu chce skupić się tylko na Maćku, ciepłym, czyłym mężczyźnie, który faktycznie ją kocha. Niestety, ten odkrywa, że go zdradzała, dlatego też zostawia ją i wyjeżdża z miasta. Michalina popada w depresję, dostrzega bowiem, jak wspaniałego człowieka i prawdziwe z jego strony uczucie straciła, a także zdaje sobie sprawę, że związek z Allanem nie ma przyszłości…

Mijają lata.

W życiu Michaliny ponownie pojawia się Allan. 

Czy tym razem będzie inaczej? Czy mają jeszcze szansę na miłość, na szczęście?

"Okruchy lustra" Agnieszki Pyzel absolutnie mnie oczarowały! Po pierwsze ten PRL - choć nie miałam okazji żyć w tamtych czasach, to jednak książki i filmy sprawiły, że czuję do niego swego rodzaju "sentyment". Codzienność wyglądała wówczas zupełnie inaczej, nie było tych rozmaitych udogodnień, jakie mamy teraz na wyciągnięcie ręki. Możliwość zadzwonienia czy wygodnego przejechania się własnym autem była niczym luksus. Związki wyglądały inaczej, ludzie za sobą tęsknili, w inny sposób przeżywali relacje. Dziś człowiek potrafi zerwać z drugą osobą na Messengerze… Lata osiemdziesiąte to zupełnie inny klimat i inne podejście do wszystkiego.

Debiutancka powieść Agnieszki Pyzel przepełniona jest zawiłościami - losów bohaterów, ich uczuć, miłości, której nie można zapomnieć, porzucić, wyrwać z serca. Mieszanka ta wzrusza, ale i wciąga w burze z piorunami. Prędko o tej historii nie zapomnę, tyle emocji we mnie wywołała. Z każdą stroną pragnęłam dowiedzieć się, co czeka Michalinę, której miłość z młodości skomplikowała wszystko. Cierpiała nie tylko ona, inni również zostali zranieni, chociażby Maciek. Autorka ukazuje, że miłość to piękne uczucie, ale i bolesne.

Nie chciałabym nic więcej zdradzać, bowiem najlepiej jest samemu sięgnąć po tę książkę. W tym miesiącu mam farta pod względem czytelniczym - trafiają mi się głównie istne perełki, "Okruchy lustra" właśnie do nich należą! 

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Muza.