czwartek, 13 sierpnia 2015

Szwecja w jeden dzień - część czwarta.

Witajcie moi mili :). W dniu dzisiejszym chciałabym dokończyć moje nieustanne wychwalanie Karlskrony :D. Tak, to będzie ostatni wpis dotyczący wycieczki "Szwecja w jeden dzień". Poznaliście już moją opinię odnośnie rejsu promem, zobaczyliście trochę Karlskrony o poranku, odkryliście malownicze tereny Aspö, tak więc przyszedł czas na popołudniowe zwiedzanie miasta i powrót do Polski. Zaczynamy!

Do Karlskrony ponownie dopłynęliśmy przed godziną 15tą. Kiedy my buszowaliśmy po malowniczych terenach wyspy, rodzice częściowo zaznajomili się z miastem, dlatego też po naszym powrocie pokierowali nas od razu w miejsca, których wcześniej nie widzieliśmy. 




Przemierzając prostą ulicą przed siebie mijaliśmy urokliwe zabudowania, ciekawą fontannę, no i interesujący ... hm, mini pociąg miejski? Nie wiem, na jakiej zasadzie funkcjonował ten pomysłowy pojazd. Tak czy siak, co jakiś czas zabierał pasażerów i przemierzał uliczki Karlskrony. Osobiście tego nie widziałam, natomiast mama miała to szczęście.


Odrobinę głodni postanowiliśmy posilić się w standardowej fastfoodowej knajpce... Samo zdrowie. Być może ktoś z Was podczas swojej wycieczki do Szwecji również wybierze się do tego lokalu, dlatego napiszę teraz o cenach. Oczywiście niektóre produkty kosztowały o wiele więcej, niż zapłacilibyśmy za nie w Polsce. Nie zauważyłam też typowej strefy dobrych cen, choć może była, ale pod zupełnie inną grafiką. Przejrzeliśmy ofertę na ekranach i zamówiliśmy chickenburgera (15 koron) oraz cheseebugera (10 koron). Kanapki odpowiadały nam smakowo, a budżet nie został drastycznie naruszony. Z pełnymi brzuchami ruszyliśmy poznawać kolejne zakątki Karlskrony.



Na przeciw pizzerii znajduje się Muzeum Blekinge, jednak jeśli chcecie przejść obok niego obojętnie, to zastanówcie się dwa razy. Co prawda my nie skorzystaliśmy z jego oferty, ale weszliśmy na teren znajdujący się przed muzeum. Była to niezwykle ładnie ulokowany lokal (chyba kawiarnia) pod parasolem.


Zgrabnie przycięte żywopłoty dodawały uroku miejscu ukrytemu za murami i drewnianymi drzwiami. Na przeciw budynku znajdował się mur, na którym widniały fragmenty jakiegoś polskiego tekstu. Próbowałam to czytać, jednak nie miałam pojęcia, o co tam chodzi. Może gdybym bardziej się skupiła coś by z tego wyszło :). Z braku ochoty na analizowanie poszczególnych zdań nie zagłębiałam się bardziej w te napisy, bowiem wiedziałam, że za rogiem czeka na nas WODA!



Doszliśmy do nabrzeża, gdzie można zobaczyć wiele cumujących tam łódek. Obok znajduje się także dawny targ rybny Fisktorget. Z tego miejsca można zaobserwować inne wysepki oraz budynki znajdujące się w bliskim sąsiedztwie wody. 



Takie widoczki potrafią zachwycić niejedną osobę! Nawet nie wiecie, jak bardzo cieszyłam się z faktu, że tego dnia dopisywała nam przez cały czas pogoda. Bilety kupiliśmy z dużym wyprzedzeniem, dlatego istniało ryzyko, że podczas pobytu w Karlskronie prędzej przydadzą się nam parasolki niż okulary przeciwsłoneczne. Na szczęście los chciał dla nas jak najlepiej :)!


A to co, kolejna wyspa? Żebyście wiedzieli! Ten niepozorny "mały placek" to Stakholmen. 



Ta skalista wysepka w centrum miasta to idealne miejsce na odpoczynek, podczas którego można delektować się przepiękną panoramą miasta. Po opuszczeniu Stakholmen udaliśmy się na ławeczki znajdujące się przy nabrzeżu. Skąpani w słoneczku trochę tam odpoczęliśmy, a potem wybraliśmy się na przystanek.


Powrót na prom odbywa się tym samym autobusem, którym dotarliśmy do centrum - 6. Warto zapamiętać miejsce, w którym rano się wysiada, bowiem dokładnie z tego samego przystanku odjeżdża się w drugim kierunku ;). Myślę, że nie będzie to trudne, bo obok znajduje się cudowny i pomysłowy plac zabaw oraz kilka czyściutkich ławeczek. 

Było nam bardzo szkoda opuszczać to cudowne miejsce, jednak przeciąganie wizyty w Karlskronie i celowanie w ostatnie kursy komunikacji publicznej mogłoby grozić tym, że po prostu nie zmieścilibyśmy się do pojazdu. Zauważyłam, że w Szwecji nie przepełnia się autobusów, owszem, miejsca stojące też są zajmowane, jednak pasażer korzystający z nich ma czym oddychać i w razie konieczności może zmienić pozycję stawiając nogę dalej niż 5 cm od siebie. W związku z tym warto wybrać na tyle wcześniejszy kurs, aby bez problemu dojechać do terminalu. Pamiętajcie, nie jesteście jedynymi Polakami, którzy wybrali się do Karlskrony, być może większość z nich będzie chciała wracać na styk, co wtedy, jeśli będzie Was za dużo? Przezorny zawsze ubezpieczony.

Cena pocztówki to 6 koron. Na promie możecie kupić jedną
o wartości 10 sek, lub pakiet trzech za 20 sek.
Droga powrotna do terminalu Stena Line trwała dłużej niż poranna wycieczka do centrum. Autobus tym razem zatrzymywał się na przystankach, choć odniosłam wrażenie, że były one na żądanie. Po dotarciu do terminalu znaleźliśmy wolne krzesełka i zdjęliśmy ciążące nam bagaże. Skorzystaliśmy z bezpłatnej toalety, odebraliśmy w automacie karty pokładowe i zebraliśmy różne informatory oraz gazetki, również te szwedzkie! Obsługa wręczała rodzicom mniejszych dzieciaków kolorowanki i malusieńki komplecik kredek, aby szkraby mogły czymś się zająć w trakcie oczekiwania na prom. Mając na uwadze proces odprawy w Gdyni, a także wskazówki umieszczone w dokumentach, postanowiliśmy ustawić się w kolejkę standardową godzinę przed odpłynięciem. Nie byliśmy jedyni, którzy tak zrobili. No i czekaliśmy... czekaliśmy... Pół godziny! Większość pasażerów była zdenerwowana tą sytuacją, ale cóż, na siłę wejść się nie da. W końcu jednak tłum ruszył i znaleźliśmy się na pokładzie promu Stena Spirit.

Podczas zakupu wycieczki skorzystaliśmy z promocji i zamówiliśmy dla siebie obiad w restauracji Food City na pokładzie dziewiątym. Frytki, schabowy i warzywka w cenie 20 zł od osoby. Wydaje mi się, że kupując to danie na miejscu zapłacilibyśmy o 10 zł więcej od porcji. Dodatkowo wzięliśmy dla siebie napoje - szklanka w cenie 10 koron, można płacić złotówkami (wtedy wychodzi coś koło 4,5), jednak mamy możliwość nieograniczonych dolewek! Spragniony pasażer może wybierać między czterema smakami. Z tego, co udało mi się zapamiętać, do wyboru była cola (albo pepsi), napój żurawinowy (mój wybór!) oraz coś w stylu mirindy czy fanty, zdecydowanie nie w moim guście. Kiedy już zapełniliśmy brzuchy pysznym obiadem, udaliśmy się na pokład ósmy... do sklepu bezcłowego!


Pamiętajcie, nie dajcie się wciągnąć w szał zakupów :D. Ceny są zazwyczaj najbardziej opłacalne dla Szwedów - gdybyście tylko widzieli te pokaźne ilości alkoholu, jakie mieli w swoich koszykach, kosmos!!! Zdarzają się jednak korzystne promocje oraz produkty, których nie znajdziecie na sklepowych półkach w Polsce. Ceny podawane są w koronach, jednak na terenie obiektu ulokowane są kalkulatorki oraz informacje odnośnie kursów walut, dzięki którym szybko możecie przeliczyć, ile dany towar będzie kosztować w złotówkach. Tak, podobnie jak w restauracji, w sklepie można płacić polską walutą. Bądźcie czujni - czekają na Was nagrody! Adam wypatrzył małe stoisko z loterią. Koszt jednej szansy to 5 złotych od osoby, jednak wartość ewentualnej wygranej może znacznie przebić tego piątaka! Adamowi udało się wyhaczyć żelki HARIBO (te ze zdjęcia powyżej), które ważyły 0,5 kg! Moja mama wygrała wino o wartości 109 koron, mi zaś w ramach pocieszenia za wybór pustego losu podarowano silikonową opaskę na rękę. Cóż, zawsze jakaś pamiątka :D.


Po zakupowym szaleństwie udaliśmy się do kabiny. Szybka wizyta w łazience i po chwili już nas nie było... Odpłynęliśmy w błogim śnie. W zaśnięciu nie przeszkadzały nam mocniejsze fale, które tym razem towarzyszyły naszej wyprawie. Odczuwałam lekkie kołysanie, jednak nie było ono uciążliwe. Po 10,5 godzinnej podróży dotarliśmy do Gdyni. Oczywiście rano znowu budziła nas piosenka Roda, jednak tym razem muzyka zabrzmiała półtorej godziny przed dotarciem do celu, a nie tylko godzinę, jak miało to miejsce na promie Stena Vision. O godzinie 7:30 znaleźliśmy się w Gdyni. Udaliśmy się do samochodu, który zostawiliśmy na bezpłatnym parkingu znajdującym się w pobliżu terminalu. Nasze małe skandynawskie wakacje właśnie wtedy się zakończyły...

Dziękuję, że wytrwaliście do końca! Mam nadzieję, że zasiałam w Was ziarnko pozytywnych emocji względem Karlskrony. Gorąco polecam tę wycieczkę. Pilnujcie promocji! Moc buziaków, Karolina.

16 komentarze:

  1. Bardzo ładne i interesujące miasteczko:) Chętnie kupiłbym bilet do Karlskrony w jedną stronę :D

    OdpowiedzUsuń
  2. piękne widoki. Z przyjemnością sama wybrałabym się w taką podróż. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gorąco polecam ;). Wystarczy tylko czekać na promocje, chociaż warto i bez nich się tam wybrać ;)

      Usuń
  3. Wreszcie stateczki! :D A taką ciuchcię widziałam też w Bratysławie (tylko chyba czerwoną) i jeździła ona po starówce i okolicach, ale taka przejażdżka wychodziła dość drogo... Tyle że w cenę wchodził też przewodnik i chyba słuchawki z nagranymi opisami. Ale wracając do Karlskrony, to zdecydowanie zachęciłaś mnie do odwiedzin. Chociaż nie będzie to na jakiejś mojej priorytetowej liście (bo przecież stolice czekają!), to jeśli kiedykolwiek uda mi się wyhaczyć tanie bilety albo je wygram, hahah (nie, wygranie drugi raz biletów na prom to byłby raczej zbyt duży fart :DD), to wybiorę jako mój cel Karlskronę. :)
    Ja na promie nie widziałam pocztówek, ale jednak płynęłam innymi liniami. :) Również w Szwecji żywiłyśmy się z mamą w macu, a co tam, ceny były takie same jak w Karlskronie. :)
    Jak napisałaś o tym autobusie, to przypomniały mi się wszystkie sytuacje, w których stałam oparta o drzwi i przyciśnięta przez tłum... Masakra.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kto wie, może jednak Ci się znowu kiedyś poszczęści :D. Swoją drogą taki fart, wygrać bilety na prom!!! Pewnie jest tak, jak mówisz - inne linie, inny obyczaj :P. Ach ten mac :D. Ech, jeśli chodzi o autobusy, to najgorsze wspomnienia mam z Gdańska... Na pierwszym roku podczas moich powrotów na mieszkanie zawsze autobus był mega napchany. W dodatku czujka przy drzwiach blokowała ich zamknięcie, bo ludzie zwyczajnie się nie mieścili i stali w przejściu -.- Porażka.

      Usuń
  4. Hmm zachęciłaś mnie i chyba teraz będę czyhać na jakąś promocję Stena Line :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powodzenia!!! PS. widziałam, że są jakieś "Tanie Wtorki" czy coś. Wyjazd we wrześniu, ale może Cię to zainteresuje ;).

      Usuń
  5. Cudne widoki! Sama chciałabym wybrać się w to miejsce, ale czy promem? Tego jeszcze nie wiem :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli będziesz mieć takie szczęście jak ja z pogodą na morzu, to śmiało - wybieraj prom :D.

      Usuń
  6. Świetna relacja z wycieczki i piękne , nadmorskie inne niż u nas widoki :-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :). O tak, te widoczki... to jest coś :).

      Usuń
  7. Z przyjemnością się czytało Twoją opowieść :) czekam na inne Twoje podróżnicze posty

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję pięknie za miłe słowa :). Gorąco pozdrawiam!

      Usuń
  8. Jak na jeden dzień, to sporo udało Wam się zobaczyc. A takie ciuchcie jeżdżą też w niekórych miastach w Polsce. Kilka lat temu jechałam taką w Łebie. To był jedyny środek transportu jaki udało nam się znaleźć, żeby dostać się do Słowińskiego Parku Narodowego :) w W-wie też przewożą turystów w obrębie Starego Miasta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To był bardzo intensywny dzień, gdyby nie lekkie zmęczenie i to, że nie chcieliśmy ciągle zostawiać rodziców samych, pewnie jeszcze byśmy gdzieś pochodzili :D. Ooo widzę, że te ciuchcie są dość popularne :).

      Usuń