poniedziałek, 15 stycznia 2018

Porywający polski debiut: Bruno Banino "Eksplozje króla Kaszub".

Kaszuby to tereny bliskie memu sercu. Nie dlatego, że stąd pochodzę, ale dlatego, że już ponad 6 lat mieszkam w Trójmieście. Pomorze to mój drugi dom i choć nie często sięgam po literaturę związaną w mniejszym lub większym stopniu z tymi rejonami, to jednak "Eksplozjom króla Kaszub" oprzeć się nie mogłam. I słusznie, bowiem ta książka jest... ARCYGENIALNA.


Bimber, chętna młódka i tabakiera,
tak wygląda ciężkie życie kaszubskiego kawalera!

Takiej postaci, jak Bruno Banino, w całej swojej czytelniczej karierze jeszcze nie poznałam! To człowiek zdecydowanie oryginalny. Od samego początku ilustruje swoje losy w sposób tak barwny, że nie sposób oderwać się od tej specyficznej lektury. Już na wstępie czytelnik ma okazję zauważyć, że przez kilka (kilkanaście) następnych godzin czeka go rewelacyjne towarzystwo charakternej postaci. Bruno zostaje poczęty na Kaszubach. Tam też przychodzi na świat. Od początku swego żywota doświadcza takich rzeczy, o których "zwyczajny", prowadzący spokojne życie człowiek, nie śmiałby nawet pomyśleć czy choćby sobie wyobrazić. Śmierć biologicznych rodziców, uprowadzenie w cyrku, romans z dużo starszą kobietą, praca w korporacji czy powiązania z zakładem pogrzebowym - no przecież to istna mieszanka wybuchowa! Tylko czekać, kiedy eksploduje ;).

Najpierw zaintrygowało mnie streszczenie z okładki. Po tych kilku zdaniach czułam ogromną ciekawość, co autor zawarł wewnątrz. A wierzcie mi, ten krótki opis jest tylko małym zwiastunem tego, co czeka na odbiorcę po zagłębieniu się w treść książki.
"Eksplozje króla Kaszub" to przepełniona humorem (niejednokrotnie czarnym) satyra. Autor zaskakuje, wzbudza uśmiech (który nierzadko przeradza się w śmiech), zgrabnie posługuje się ironią, metaforami., bawi się absurdami, a w tym wszystkim można odnaleźć głębszy sens. Pisarzowi kibicuję w rozwijaniu kariery literackiej, bowiem pióro ma świetne, niepowtarzalne. Dawno się tak nie ubawiłam, czytając książkę.

Ponadto, Bruno Banino uruchomił moje wspomnienia. Nie są to jakieś specjalne wizje, to po prostu urywki z mojego życia studenckiego. Po pierwsze - "BANINO". Do dziś pamiętam, kiedy czekając we Wrzeszczu na autobus, na jednym z wyświetlaczy dostrzegłam coś na kształt BANNO. Jako, że mój wzrok do sokolich nie należy, chodziłam tak kilka tygodni z "wiedzą" na temat gdańskich dzielnic. Dobrze, że zanim skompromitowałam się w jakimś towarzystwie, zdążyłam poznać prawdziwą nazwę tejże wsi. Po drugie - SZTUM. Z tym miejscem wiążą się niektóre ze wspomnień Bruna. Moje także. Niestety nie tak "wyjątkowe" - po prostu z przyjemnością wracam pamięcią do podróży pociągiem do domu, kiedy przejeżdżałam właśnie przez tę wieś. Nic specjalnego, jednak lubię, gdy lektura przywołuje do głowy urywki moich własnych przeżyć.

Nie ma się co rozwodzić, pisać podsumowań, zestawiać plusów z minusami - tę książkę trzeba po prostu PRZECZYTAĆ! Polecam, nie tylko tym, którzy sercem związani są z Pomorzem :). 

Za e-booka serdecznie dziękuję autorowi!

2 komentarze: